Komentarze (4)
Od wieków trapi nas, facetów, jedno zagadnienie. Czy można zdobyć kobietę, którą się kocha, samym tylko uporem. Nawet jeżeli ona nas nie chce. I jest dla nas osobą z za wysokiej półki. Czy jest taki rodzaj miłosnego zapamiętania, przed którym żadna kobieta nie jest się w stanie obronić. Miłość tak wielka, że się jej nie da odtrącić. Powiedzmy, że w pobliskiej piekarni sprzedaje dziewczyna, która się nam podoba wprost nieziemsko. Nic o niej nie wiemy, zapewne zupełnie do siebie nie pasujemy, ale to nic. Wzięło nas. Zakochani jesteśmy po uszy. Nie myślimy o niczym innym poza ową dziewczyną. Marzymy tylko o tym, żeby ją dotykać i być blisko. Nie jemy, nie śpimy w nocy, nie bawimy się. Inne kobiety nas nie interesują. Kochamy tylko pannę Krysię i nie da się nam tego wyperswadować. Uparliśmy się. Każdego dnia snujemy się do piekarni i zamawiamy pączka z dżemem. Nie żebyśmy lubili słodycze. Prawdę mówiąc nie znosimy pączków. Kupujemy je tylko po to, żeby choć przez chwilę napatrzeć się na wybrankę naszego serca. Powoli przełamujemy też wrodzoną nieśmiałość i od słowa do słowa zaczynamy ją zagadywać. O różne rzeczy. O pogodę, o nadciągającą wiosnę, o to, jak się jej żyje, czy przypadkiem nie chora. Oczywiście dziewczyna reaguje na nas tak, jak każda piękna dziewczyna, to znaczy umiarkowanie. Nie osuwa się omdlała na podłogę. Nie rozszerzają się jej źrenice. Rumieńce nie wyskakują jej na policzki. Nie drżą jej dłonie gdy na nas patrzy. I tak wystarczy, że my mamy wszystkie te symptomy. I jeszcze kilka innych. W pewnym momencie zbieramy się na odwagę i próbujemy się z nią umówić. Uśmiechamy się zalotnie. Dajemy niedwuznacznie do zrozumienia. Mrugamy okiem. Plątamy się w aluzjach. Rzecz jasna od razu widać, że nic z tego nie będzie. Że dziewczyna jest śliczna, zdrowa i kwitnąca, podczas gdy my jesteśmy brzydcy, bladzi i schorowani. Ona porusza się giętko i z gracją, my człapiemy i potykamy się o własne kończyny. Ona ma uśmiech zdolny zatrzymać kolumnę czołgów zmierzającą na Tienanmen, my się jedynie kwaśno krzywimy. Ona ma biodra, a my nie. W niej kocha się pół miasta, a w nas tylko jeden znajomy gej. Czy więc mamy jakieś szanse? Czy jak się zaweźmiemy, to jesteśmy w stanie ją do siebie przekonać? OK. Na razie odmawia. Mówi, że nie ma czasu. Pracuje. Nie chodzi na randki. Ani do kina. Do pubu też nie. Nie tańczy. Nie jada we włoskich restauracjach. Nie gra w kręgle. Nie interesuje ją wycieczka do Newgrange ani w góry. Boli ją głowa. Przyjeżdża do niej koleżanka. Która też nigdzie nie wychodzi. Jednym słowem klęska na całej linii. Szarża pod Lenino miała większe szanse powodzenia. Gdybyśmy się wyrwali z widelcem na dywizję czołgów byłoby nam łatwiej. Ale my postanawiamy, że będziemy cierpliwi. Że nie damy się zniechęcić. Dalej przyłazimy i zawracamy głowę. Nie przyjmujemy do wiadomości, że może nas ktoś nie chcieć. Uważamy, że jesteśmy super, tylko trzeba nam dać szansę. Jesteśmy zdolni do wszystkiego, o ile będziemy mogli się rozkręcić. I jeżeli ktoś nam tylko zaufa, to pokażemy więcej zalet charakteru niż jest liter w alfabecie. Tylko czy to ma jakieś szanse powodzenia?
Moim zdaniem ma, o ile jesteśmy w stanie być wystarczająco cierpliwi. To znaczy problem polega nie na postawie kobiety w takiej sytuacji, ale naszej. Kobietę z zasady da się przekonać do wszystkiego. O ile właściwie się do tego podejdzie. Kobiety nie mają żadnych przekonań, które nie można byłoby zmienić. Nawet jeżeli kobieta twierdzi, że się jej nie podobamy, to nie należy się tym za bardzo przejmować. Ważne, że zwraca na nas uwagę. Ważne, że odpowiedziała na pytanie które jej zadaliśmy. To jak na początek wystarczy. To jest przyczółek, który zajęty we wstępnej fazie operacji pozwoli nam na podjęcie skutecznych akcji zaczepnych. Skoro z nami rozmawia znaczy się, że mamy szansę. Jakbyśmy jej nie mieli, to by sobie poszła. Problem polega tylko na tym, że do tego, by podjąć długotrwałe i z pozoru skazane na niepowodzenie oblężenie, trzeba mieć w sobie pewną dozę szaleństwa. Żeby codziennie przez dwa miesiące przychodzić i pytać, czy dziewczyna się z nami umówi czy nie. Żeby jej wysyłać kwiaty i miłosne wierszyki. Trzeba być szurniętym, żeby się tak uprzeć na kogoś, kto nie reaguje na nas z przesadnym entuzjazmem. A ludzie, którzy posiadają w sobie taki rodzaj szaleństwa rzadko wykazują się jednocześnie cierpliwością. Nie są oni dobrzy w czekaniu na to aż ich działania przyniosą jakiś skutek. Są raczej nastawieni na krótkotrwały efekt. Na wielki gest i wielki poryw. Są gotowi skakać przez przepaść dla kogoś. Tańczyć na środku ulicy. Recytować fragment z „Romeo i Julii” w sklepie pełnym ludzi. Ale czy potrafią to robić przez miesiąc każdego dnia? Nie sądzę. Zaplanowane, konsekwentne działania nie są ich domeną. Oni działają bardziej pod wpływem impulsu. Szybko się zakochują i zawsze beznadziejnie. Bez jakiegokolwiek umiaru. Są gotowi na wszystko, by dopiąć swego. Ale jednocześnie potrzebują bodźców. Jak artysta na scenie potrzebuje oklasków. Jak rockman rozwrzeszczanego tłumu. Więc sytuacja, w której coś robią, ale nikt ich za to nie podziwia, nie pasuje im. Jeżeli więc kobieta, którą usiłują zdobyć, nie wykaże wzrastającego nimi zainteresowania, to stracą nerwy. Wybuchną. Implodują. Jak telewizor zrzucony z wysoka.