gru 16 2008

Bo to zła kobieta była...


Komentarze: 0

Kiedyś zapytałem Cię czy pamiętasz, jak się poznaliśmy. Gdy zobaczyłem Cię po raz pierwszy. Ten mroźny dzień, śnieg na ulicach. Ale Ty powiedziałaś, że nie pamiętasz. Nie pamiętałaś też innych momentów. A może się mylę. Może nie było Cię wtedy ze mną? Mogło tak być, że Cię nie było. Czasem znikałaś na całe miesiące. Ale ja o nic nie pytałem. Myślałem sobie: widocznie musi, kto ją tam wie... Ale jak kiedyś wyszłaś po mleko i nie było Cię 2 lata to stwierdziłem, że jednak przegięłaś. Coś we mnie pękło wtedy. Zwłaszcza był taki jeden moment, że stwierdziłem: coś jest nie tak. Wkurzyłem się i powiedziałem: „do diaska”. Ale potem się uspokoiłem. I ciągle czekałem. Zostawiałem światło włączone na korytarzu, żebyś sobie nie rozbiła łba jak będziesz wracać pijana. A to światło gaśnie co 5 minut, więc trudno mi było je ciągle trzymać zapalone. Musiałem być na nogach przez całą noc. Dopiero po roku wpadłem na pomysł z zapałką włożoną w przełącznik. Ale przez pierwszy rok było mi naprawdę ciężko. Ale nic nie mówiłem. Bo myślałem sobie: w każdym dobrym związku są jakieś niedociągnięcia. Były też i u nas. Np. mogliśmy się częściej kochać ze sobą. Albo przynajmniej raz... Ale Ty nigdy nie miałaś czasu. Nawet gdy nic nie robiłaś i przez tydzień siedziałaś na fotelu w salonie wąchając klej, to mówiłaś, że jesteś zajęta.

 

Wiem, że czasem nie układało się nam dobrze. Prawie wcale nie rozmawialiśmy ze sobą. Zwłaszcza od chwili gdy powiedziałaś: „nie chcę cię więcej na oczy widzieć”. To już się domyślałem, że coś jest nie tak. I jak Cię zastałem z tymi trzema nagimi facetami w naszym łóżku, a Ty powiedziałaś, że to Twoi kuzyni. No nie wiem, może rzeczywiście... Wtedy też nabrałem wątpliwości czy jesteś mi wierna. I też po trzecim dziecku, z których żadne nie było do mnie podobne. Ale myślałem sobie: może to tylko moja wyobraźnia? Może jestem zbyt podejrzliwy? Na pewno mogłem być lepszy dla Ciebie w różnych sytuacjach. Bardziej Cię wspierać. Chociażby jak przychodziła policja wypytując w sprawie tego włamania do warzywniaka. Ale skąd miałem wiedzieć że stwierdzenie: „nie, nie mam pojęcia co wyprawia wieczorami ta zdzira z którą mieszkam i nie interesuje mnie to” zostanie przez Ciebie tak źle odebrane. Nigdy nie potrafiliśmy się do końca dogadać. Pamiętasz jak obraziłaś się na mnie i nie odzywałaś przez miesiąc, bo powiedziałem że jesteś „spirytus movens” mojego życia, a Ty nie zrozumiałaś? I skojarzyło Ci się z czymś innym? To pewnie dlatego tak często raniliśmy się nawzajem. Ta rana po nożu, którą mam na udzie, do dzisiaj mi się nie goi.

 

Powiedziałem Ci kiedyś, że tak musi być, że to świadczy o ogniu namiętności który jest między nami. Pamiętam też jak zareagowałaś na to. Dostałaś takiego ataku śmiechu, że musiałem Cię zawieść na intensywną terapię. Zawsze mieliśmy różne poczucie humoru. Jak w dniu naszego ślubu, kiedy nie pojawiłaś się, twierdząc potem, że tylko żartowałaś. Dla mnie np. Twoje gotowanie było żartem. I to jak się ubierałaś. I Twoi znajomi. Ci wszyscy handlarze prochami, o których mówiłaś, że to „inteligentni i kulturalni młodzi ludzie”. Ale mimo to Cię kochałem. Nasza miłość była czysta nawet gdy okładaliśmy się pięściami, a Ty usiłowałaś wyrzucić mnie przez okno. Na pewno ja też nie byłem bez winy. Np. na kolejnym ślubie, gdy powiedziałem przy wszystkich, że wolałbym połknąć kij od szczotki niż ożenić się z Tobą. I trzech Twoich wujków skuło mi mordę żebym zmienił zdanie. A potem było już tylko gorzej. Popadliśmy w długi i nie okłamujmy się, głównie przez Ciebie. Na cholerę Ci było 42 pary butów? Nie wystarczyłoby Ci połowa tego? A jak powiedziałem kiedyś: może kupimy coś do jedzenia? Pamiętasz? Jak rzuciłaś się na mnie z pięściami na środku ulicy? A jak powiedziałem, że dzieci głodne chodzą, a Ty powiedziałaś: „pierdol się”. Pamiętasz?

 

A jak nabijałaś się z rozmiaru mojego członka? To nie było miłe. Czy ja się kiedykolwiek nabijałem z wielkości Twoich narządów rodnych? Co? OK. No może parę razy, ale nie robiłem tego często. A Ty robiłaś to co noc. Oczywiście o ile byłaś akurat w domu w tym momencie. Zresztę to nie było zbyt często. Więc może akurat tutaj był remis. Ale inne rzeczy? Te wszystkie skandaliczne i oburzające w Twoim wykonaniu? Te, co jak o nich opowiedziałem adwokatowi, to powiedział mi: „Ty się z nią nie rozwodź, ty ją po prostu zastrzel, masz tu pistolet”. I tylko masz szczęście że kiepsko strzelam. I że byłem zbyt pijany żeby dobrze przycelować. Ale za to ustrzeliłem wujka Mietka. Zawsze jakiś sukces. Nawet jeżeli nie całkiem zamierzony. Pamiętasz wujka Mietka? To ten, co twierdził, że umie łapać kule w zęby. Zawsze mówił, że jak zginąć to na wojnie. Więc w zasadzie powinien być zadowolony. Chociaż jego żona Eufryzyna miała mi o to długo za złe. Chyba z dwa miesiące się gniewała. Ale tylko oficjalnie. Bo po cichu przysyłała mi czekoladki z wdzięczności. Mówiła, że od kiedy jest sama jej życie seksualne ruszyło z kopyta. W ogóle nigdy nie przepadałem za Twoją rodziną. Banda ortodoksyjnych głupków. Myślą, że jak pokończyli najlepsze uczelnie, zarabiają miliony i mają udane życie osobiste to już czyni ich to kimś lepszym. Drażniły mnie te intelektualne konwersacje przy obiadku, te rozmowy na poziomie, żarty i anegdoty. Miałem tego serdecznie dość w pewnym momencie.

 

Ale przecież pomijając to wszystko byliśmy ze sobą szczęśliwi, czyż nie? Wiem że bywało ciężko, ale były też chwile piękne i wzruszające. Na urodziny i gwiazdkę zawsze kupowaliśmy sobie masę prezentów. Nie miało znaczenia co to było, bo byłaś z reguły zbyt pijana by stwierdzić co to jest. Cokolwiek dostałaś usiłowałaś od razu założyć to sobie na głowę. Powodowało to śmieszne sytuacje, ale czasem też groźne, dlatego po kilku poważniejszych wypadkach stwierdziłem że najbezpieczniej jest kupować Ci czapki. I właśnie taką Cię zapamiętam na zawsze. Z zimową czapką na głowie, powłóczącą nogami, zataczającą się i rozchichotaną. Pełną energii i szalonych pomysłów.

 

I właśnie z tego powodu uważam, że może powinniśmy spróbować jeszcze raz. To nic że mnie oszukiwałaś i zdradzałaś. Ja Ci to wszystko wybaczam. Tylko wróć do mnie, proszę. Bez Ciebie nic już nie jest takie samo. Sam nie potrafię niczego ugotować. Nie pamiętam jakiego koloru są moje ulubione czipsy. I nie umiem znaleźć dwóch pasujących do siebie skarpetek, choćbym nie wiem ile szuflad przetrząsnął. Sądzę też że z nikim nigdy nie będzie mi tak dobrze jak z Tobą. Myśl o tym, że teraz jesteś najcenniejszym skarbem dla kogoś zupełnie innego, jest dla mnie nie do wytrzymania. W końcu byłaś największą miłością mojego życia, czyż nie?

leppus_28   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz