Chmurki i humorki
Komentarze: 7
Że też nikt nigdy nie napisał „Historii Ludzkiego Przygnębienia”. Monografii wszelkich możliwych depresji. Leksykonu marudzenia. Księgi załamań nerwowych i humorów w sześciu tomach. Chciałbym mieć taką książkę i móc ją postawić na eksponowanym miejscu, pomiędzy "Protokołami Mędrców Syjonu" i dziełami zebranymi Lenina. Trochę na lewo od literatury new age i w bliskiej odległości od astropaleontologii. To jest dopiero temat do zgłębiania dla umysłów ścisłych! To jest pole do popisu dla psychologów, psychiatrów, socjologów i innych hochsztaplerów. Ja zresztą chętnie dorzuciłbym swoją cegiełkę do takiego opracowania. Bo zagadnienie to fascynuje mnie od zawsze. I mam na jego temat całe mnóstwo przemyśleń. Można nawet uznać niniejszy tekst za rodzaj wstępu do takiego dzieła, które zresztą jak znam życie pewnie nigdy nie powstanie. Pozostając na zawsze, tak jak wiele innych rzeczy, jedynie w obszarze mojej wyobraźni. Nieuchwytne niczym polskie tłumaczenie „Szatańskich Wersetów”, tudzież dzieła kabalistyczne.
Niewątpliwie historia depresji jest tak samo stara jak ludzkość. Według niektórych źródeł cierpiał na nią już biblijny Adam, będąc jeszcze w Raju. Inni twierdzą, że Bóg starożydowski wykazywał dalece posuniętą hipochondrię. O czym świadczą nagłe zmiany nastrojów, mściwość, zaprzeczanie samemu sobie. Nie wiadomo tylko z czego się ona brała. Bo to, że miała podłoże genetyczne, albo była efektem niewłaściwego wychowania należy raczej odczucić. Potem natomiast było coraz gorzej. Na nieuzasadnione niczym przygnębienie cierpieli najwięksi wodzowie, mężowie stanu i najświatlejsze umysły. Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Napoleon, to tylko najbardziej jaskrawe przykłady. A z artystów Wolter, Beethoven, Van Gogh, no i oczywiście Witkacy, który wręcz specjalizował się w depresjach. Angielski przywódca Winston Churchil był stale w złym humorze. Podobnie jak Józef Stalin. Nic dziwnego, że podczas konferencji w Jałcie najbardziej radosny i sypiący dowcipami (zresztą nie najlepszymi) był prezydent Roosevelt, jeżdżący na wózku inwalidzkim i cierpiący na polio. Ogólnie cała historia ludzkości, a w szczególności XX wiek, to przykłady kolejnych załamań nerwowych rozmaitych ludzi. Nic dziwnego, że obecnie, dzieci czytając o tym w szkole, załamują się jeszcze bardziej i samo obcowanie z historią jest dla nich źródłem daleko posuniętego zgorzknienia.
To samo widzimy dzisiaj na ulicach, w pubach, w sklepach i w biurach. Człowiek jest istotą przygnębiającą się bez żadnego wyjątkowego powodu, natomiast rozśmieszyć go, jest bardzo trudno. Smucimy się chętnie i z najróżniejszych przyczyn. Że idziemy do pracy i że nie idziemy. Że jest zimno, albo że jest gorąco. Że za dużo pracujemy, albo że za mało. W końcu że nas nikt nie kocha. To ulubiony powód. Jesteśmy brzydcy i do niczego. Nikt nas nie lubi. Nawet gadać z nami nie chcą. Twierdzą, że jesteśmy stale w złym humorze i to jest właśnie powód naszego złego humoru. Nie mamy pracy, a jak mamy, to się boimy że możemy ją stracić. Jesteśmy samotni. Albo jesteśmy z kimś, ale nie podoba nam się ta osoba. Chocielibyśmy być z kimś innym, ale ta osoba nas nie chce. Rodzą nam się dzieci, których nie lubimy. Zostają mechanikami samochodowymi, zamiast lekarzami i nigdy nie wysyłają nam kartek bożonarodzeniowych. W dodatkowe przygnębienie wprawia nas oglądanie telewizji. Ale jak wyłączymy telewizor to jest jeszcze gorzej. Zaczyna wtedy panować totalna nuda. Inni ludzie nas drażnią i wkurzają. Wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. Z rozpaczy sięgamy po alkohol. Upijamy się, a pijani smucimy się jeszcze bardziej. Bo dopiero wtedy dociera do nas cały ogrom bezsensowności wszystkiego, co nas otacza. I wiemy, że to już koniec. Nic tylko wziąć sznurek i się powiesić.
A drugi tom dzieła to będzie „Historia Samobójstw”. Dzieje najrozmaitszych pomyleńców, postrzeleńców i obszczymurków, którzy w toku błyskotliwego wywodu logicznego doszli do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie strzelić sobie w łeb, podciąć sobie żyły, rzucić pod pociąg, skoczyć z dachu, wypić kwas solny albo podłączyć do prądu. Panowie. I panie. Dzisiaj wieczorem piję zdrowie wasze i waszych cudownych odchyleń umysłowych! I dziękuję wam za wszystko. W imieniu partii i światowego proletariatu.
Czasem warto coś ot tak. Z powodu. Bez powodu.
Ale za to...
Natchnione Tobą. A konkretnie Twoją myślą. Radą.
Sam zobaczysz. Właśnie się wzięłam za pisanie. Jak nie wyrzucę tego przez okno to może do wieczora uda Ci się przeczytać. :)
PS. Biorąc po uwagę, że dziś będzie tak bardziej - o każdym... - to i o Tobie też. Jeśli zechcesz.
:)
Dodaj komentarz