lut 21 2009

Inteligencja u kobiet


Komentarze: 6

Gust odgrywa u kobiet taką samą funkcję jak inteligencja u mężczyzn. Kobieta nie musi być inteligentna. W tym sensie, że nie musi się orientować w teorii względności, ani znać dramatów Szekspira w oryginale. Wiedzieć, ile księżyców ma Jowisz (63) i sypać na poczekaniu cytatami łacińskimi. Nawet lepiej jeżeli nimi nie sypie. Bo takie rzeczy z reguły bardzo psują jej urodę. Nadmiar inteligencji zazwyczaj przechodzi u niej w zarozumiałość, co u kobiet, w przeciwieństwie do mężczyzn, jest cechą całkowicie niewybaczalną. Wystarczy, że nadrabia to naturalnością i urokiem osobistym. Ważne jest jednak, by miała wyczucie w stosunku do mężczyzn. Bo dzięki temu zadaje się z kimś, kto zna się na różnych rzeczach, na których ona znać się nie musi. Np. na piłce nożnej albo mechanice samochodowej. Istotny jest tutaj tradycyjny, od dawien dawna przyjęty podział ról. Przy kupnie nowego auta mężczyzna powinien wybrać markę, a kobieta kolor. Sytuacja, w którym albo jedno, albo drugie nie wywiązuje się z obowiązków typowych dla swojej płci, powoduje, że oglądamy potem na ulicy ludzi, jeżdżących różowym Renault Megane. Znaczy to, że w jakimś związku mężczyzna nie ma rozumu, a kobieta gustu. Czyli mamy najgorszy układ z możliwych.

 

Z tego powodu bardzo łatwo stwierdzić, czy jakąś dziewczyna ma coś w głowie jedynie przyglądając się temu, z kim jest związana i z kim się przyjaźni. Mówię o tym dlatego, że mężczyźni są wzrokowcami i mają przyrodzoną skłonność do przeceniania inteligencji kobiet. Tzn. każdy, gdy widzi ładną buzię, jest skłonny zakładać, że dziewczyna jest nie tylko atrakcyjna, ale ma też rozum i osobowość. Bywa że zakochuje się, zanim porozmawia z taką. A gdy porozmawia, jest już często za późno. Wtedy nawet wyraźne sygnały świadczące o tym, że ma do czynienia z idiotką interpretuje jako coś pozytywnego. Mówi: „ale ona jest fajna, nie ma pojęcia o niczym i wszystko trzeba jej tłumaczyć”. Albo: „jest strasznie zwariowana, ostatnio pracowała testując na sobie niesprawdzone leki na Alzheimera”. Dlatego miejscem, gdzie kobiety wypadają najlepiej, wręcz stworzonym dla nich, jest dyskoteka. Bo jest tam zbyt głośno, żeby dało się rozmawiać. I nawet gdy wychodzisz, to tak brzęczy ci w uszach, że nic nie słyszysz. A dodatkowo jesteś zbyt pijany i zbyt odurzony hormonami, żeby obiektywnie sprawę ocenić.

 

Tymczasem zasada jest taka, że idioci trzymają się idiotów. Głupota głupotę przyciąga. Jeżeli ktoś jest inteligentniejszy od otoczenia, w którym się znalazł, to trzyma się od niego z daleka. Dlatego też idiotki wiążą się z półgłówkami. Dziewczyny z tatuażami na plecach z mężczyznami z tatuażami na ramieniu. Fryzjerki i ekspedientki sklepów z bielizną z kierowcami ciężarówek i pracownikami biur ochroniarskich. Modelki z piłkarzami. Gospodynie domowe z zawodowymi wojskowymi. Jeżeli jakiejś dziewczynie nie przeszkadza, że chłopak jest chamem i ma w głowie siano zamiast mózgu, to nie oczekujmy, że ona ma w głowie cokolwiek. Włóżmy między bajki opowieści o tym, jak fajna i inteligentna dziewczyna, w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, tego, że przypadkiem „zawsze trafia na gnojków”, związała się z debilem. Bił ją, zdradzał i nie zajmował się dziećmi. Był świetnym gościem, ale popadł w złe towarzystwo i oni namówili go do złego. Rozpił się i wpadł w uzależnienie od narkotyków. A potem zabił 12 osób. Jest to kompletna bzdura. Żeby związać się z debilem trzeba samemu być debilem. To nie jest kwestia pecha czy zbiegu okoliczności. To, z kim się zadajesz świadczy o tym, kim jesteś. Jeżeli jakiejś dziewczynie nie przeszkadza, że prowadza się z kretynem, to świadczy o tym, że sama jest kretynką. Bo czemu się niby z nim związała? Dlatego, że był dla niej miły na pierwszej randce? Bo zajechał pod dyskotekę ślicznym czarnym BMW ze zdemontowanym tłumikiem? A może dlatego, że to on pierwszy do niej podszedł i zaproponował jej coś. A wszystkim porządnym i inteligentnym facetom zabrakło odwagi. Albo siedzieli akurat w domu, zajęci lekturą.

 

Nie wiem czy przemawia przeze mnie w tym momencie typowo męski szowinizm, ale bardziej byłbym skłonny wybaczyć facetom, którzy wiążą się z debilkami, niż odwrotnie. Mogę zrozumieć, że inteligentny gość potrafi stracić głowę na widok kobiety w czarnej, skórzanej mini. Poniesie go i stwierdzi, że dziewczyna jest tak rewelacyjna w łóżku i ma takie nogi, że wszystko można jej wybaczyć. Że nie musi mieć cokolwiek w głowie, bo w razie czego zda się na niego. To on będzie o wszystkim decydował. A jak się urodzą dzieci, to może nie będą bardzo mądre, ale za to będą śliczne. Mogę przyjąć do wiadomości taką sytuację, bo jest jednak istotna różnica między tym, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Bo kobieta, z którą się zwiążę i która okaże się niewychowaną wariatką, może mnie co prawda wpędzić w rozstrój nerwowy. Może mnie zdradzać i obrócić moje życie w kompletną ruinę. A zwłaszcza może mnie wykończyć nerwowo. Mogę się załamać przy niej i zanudzić. Ale mimo wszystko nie może mnie pobić ani wykorzystać seksualnie. Nie przyprowadzi mi do domu zgraję kolegów, którzy dopiero co wyszli ze stadionu piłkarskiego, z meczu ŁKS Piła-Górnik Radzionków. Nie przepije ostatnich pieniędzy i nie będzie mnie traktowała jak szmatę.

 

Dlatego, gdy wiążecie się z jakąkolwiek dziewczyną, która wcześniej z kimś już była, radzę wam dokładnie przyjrzeć się, kim jest ta osoba. I lepiej żeby była nudziarzem niż bandytą. Kiedyś znałem dziewczynę, która zanudzała mnie opowieściami o tym, jak to jej poprzedni chłopak był nienormalny i znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Ale gdy zapytałem, dlaczego w takim razie z nim była, okazało się, że nie jest w stanie podać nawet jednego sensownego argumentu. Sama przyznała, że nie wie, bo gość nie był ani przystojny, ani inteligentny. Ot, tak wyszło. Zbieg okoliczności. „Kochanie, dzisiaj wyprałam ci spodnie używając proszku do pieczenia, natomiast proszek do prania wsypałam do ciasta. Nie pytaj mnie dlaczego, nie umiem wytłumaczyć”. Uwielbiam tę całkowitą nieumiejętność przeanalizowania sytuacji, jaką z reguły prezentują kobiety. To coś, co powoduje, że mężczyzna, który wykazuje się tupetem w stosunku do nich, ma ogromne szanse powodzenia, jako że tupet jest jedyną cechą, którą kobiety zawsze potrafią zauważyć. Z innymi natomiast mają problemy. Zawsze są zaskoczone, jak szanowna wielka miłość ich życia, wymarzony książę z bajki, zachowuje się po alkoholu. Nie mogą wyjść ze zdumienia, że chłopak, który poderwał je na dyskotece, który tak doskonale tańczył i całował, i zaciągnął do łóżka na pierwszej randce, nie jest takim dżentelmenem, jak by się to mogło wydawać. I po miesiącu nie traktuje je już tak dobrze, jak na samym początku.

 

I dlatego jestem sceptyczny w stosunku do kobiet. Zwłaszcza tych bardziej atrakcyjnych. Idę na dyskotekę, bo uwielbiam tańczyć i muszę się raz na jakiś czas wyszaleć, ale nie mam zamiaru nikogo tam poznawać. A gdy widzę laski, które kleją się do mnie, staram się trzymać od nich z daleka. Nic mnie tak nie odstręcza, jak widok chętnej panienki po alkoholu. Ja tu przyszedłem się wyskakać i nawygłupiać. Mogę ewentualnie poprzyglądać się jakimś ładnym i koniecznie dobrze tańczącym dziewczynom. W końcu też jakieś tam hormony mam w sobie i nie mam zamiaru zaprzeczać że nie. Ale nie mam najmniejszej ochoty, żeby się z nimi poznawać bliżej. Zwłaszcza, że one same mnie nie zaczepią. Będą czekać, aż zrobię to pierwszy, a jak ja tego nie zrobię, to zrobi to ktoś inny. Nie mam też ochoty ich dotykać, bo nie odczuwam przyjemności, gdy dotykam kogoś, kogo dopiero co poznałem. Nawet jeżeli wygląda jak Monica Bellucci. I gdy mnie ktoś obcy dotyka na parkiecie, to wpadam w lekką irytację. Udana noc to dla mnie taka, kiedy nie dałem się nikomu poderwać. Wyszalałem się, ale nikt mnie do łóżka nie zaciągnął. Wypiłem jakąś ilość alkoholu, ale nie dałem się zwariować.

 

Powiedzmy, że jestem nienormalny. I zachowuję się w sposób całkowicie niemożliwy do wytłumaczenia jakiemukolwiek innemu facetowi. Bo się na nikogo nie rzucam. Bo nie reaguje na kobiety jak na okazję, którą trzeba chwytać, bo chwyci ją ktoś inny. Bo widzę atrakcyjną dziewczynę, która wysyła mi wszystkie możliwe sygnały, że się jej podobam, ale ja nie wykazuję zainteresowania, żeby ją podrywać. Nie interesuje mnie, by zakończyć ten wieczór w czyimś łóżku. Mam też dokładnie gdzieś, w jakim łóżku zakończy go ona. To nie jest moja sprawa i to nie jest mój świat. I nie jest to w żadnym wypadku kwestia moralna. Po prostu nie czuję tego. Odmawiam uczestnictwa w wyścigu po jak najlepsze geny dla naszych przyszłych dzieci. Nie zależy mi. Moje geny to moja sprawa. I jeżeli sądzisz, że stracę dla ciebie głowę wyłącznie z tego powodu, że mi się podobasz, to się bardzo mylisz. Ja nie jestem standardowym głupkiem, który się pojawia w takich miejscach. I zdaję sobie sprawę, że nic nie rozumiesz z mojego zachowania. Ale skoro mnie nie rozumiesz, po co chcesz ze mną sypiać?

 

leppus_28   
22 lutego 2009, 03:33
Bardzo głęboko wierzę w pokrewieństwa dusz. I ciał zresztą również. Aczkolwiek z własnego doświadczenia wiem, że z reguły owe pokrewieństwa mają w sobie ścisłe ograniczenia, a często jedne wykluczają jakieś inne. Można spotkać osobę, która będzie idealnie do ciebie pasowała pod jakimś względem. Taką, z którą rozumiesz się w jakimś obszarze bez słów. I jesteście jak dwie doskonale pasujące połówki. Czasem jest to więź seksualna, czasem to dokładnie to samo poczucie humoru, albo te same poglądy na różne rzeczy. A czasem czytasz co ktoś napisał, np. wiersze, i czujesz dokładnie to samo. Tak jakbyś bardzo dobrze znała tę osobę. A przecież nie znasz jej wcale. I to jest cud. Z gatunku takich, które pozostawiają człowieka w stanie błogiego oszołomienia.

Bywa też, że podobną więź odczuwamy w stosunku do rzeczy martwych. Przedmiotów, zdjęć, wspomnień. Borges opowiadał kiedyś o śnie, który przyśnił się dwóm różnym osobom. Chanow
pczr
21 lutego 2009, 22:46
Opowiem Ci coś. Tylko się nie zanudź! :)

Pare dni temu na dobre zakochałam się w kilku piosenkach SDMu. Znam je chyba od zawsze. Ale nie wiedzieć czemu nagle wryły mi się stokroć mocniej w serce.
Tak się złożyło, że każda z tych piosenek to wiersze Stachury. I powiem Ci, że zaciekawił mnie ten człowiek. Przeczytałam kilka Jego miniżyciorysów, które znalazłam w internecie i poczułam pewien niedosyt w związku z Jego osobą. Zaczęłam oglądać Jego zdjęcia. Których niestety mało jest wszędzie. Natrafiłam zupełnie przypadkiem na fotografię Jego grobu. I wtedy. Właściwie nie wiem co. Bo od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, do momentu kiedy zrozumiałam, że na nią patrzę minęła chyba godzina. Gapiłam się i gapiłam. I nagapić nie mogłam. Nie wiem, co ma to zdjęcie w sobie takiego przyciągającego, ale jest po prostu magiczne. Zachwycające!
Sama chciałabym mieć taki grób.
Rozesłałam przyjaciołom tę fotografię z do
21 lutego 2009, 15:51
Wystarczy że piszesz. :)
pczr
21 lutego 2009, 15:20
Wystarczy. :)

A mogę Ci zabronić czucia się samotnym? Choćby w jednym z miliona wymiarów...

Chociaż nie wiem czy w ogóle powinnam. Bo sama zdaję sobie sprawę z tego, że czasem samotność pomaga jak nic innego...
21 lutego 2009, 14:53
Właśnie obejrzałem wywiad z Wernerem Herzogiem. Powiedział w nim, że "sens sztuki polega na tym, że zajmując się nią na moment przestajemy się czuć samotni". I że "w szkole nauczyli nas analizować dzieła literackie, ale oduczyli je kochać". W 1976 roku pojechał nakręcić wulkan, który zdaniem naukowców miał wybuchnąć lada moment. Wraz z dwoma operatorami dostał się tuż obok dymiącego krateru. Dziennikarz zapytał go: "nie bałeś się że zginiesz?". A Herzog powiedział: "co za różnica, czy umrę zabity przez wulkan czy spadając ze schodów?". Ma rację. Słucham to i czuję się mniej samotny...

To, że "nie wiesz" nie oznacza że posiadasz mało informacji. To oznacza tylko, że zdajesz sobie sprawę z tego, że to co wiesz to tylko kropla w morzu. I masz odwagę zapomnieć o rozumie i odbierać świat wyłącznie zmysłami. I znowu mamy Herzoga. "Stroszek", "Zagadka Kaspara Hausera" i Bruno S.
pczr
21 lutego 2009, 13:12
Mam wrażenie, że to co tu zaraz napiszę, będzie dość długie.

"Ale skoro mnie nie rozumiesz, po co chcesz ze mną sypiać?"
Wiesz, że kiedyś powiedziałam do kogoś bardzo podobne słowa? Zaskutkowały. :)

Wracając do początku. Przeczytawszy pierwsze zdania, poczułam się koszmarnie brzydka. I jeszcze nie wiem dlaczego...

Przypomniało mi się to "nie wiem", o którym mówiłeś. Wiesz do czego mnie ono doprowadza? Do tego, że czuję się głupia. Ale nie w takim sensie, jaki to słowo przybrało w sumie dość niedawno. Raczej w takim, że świat zaczyna mi się dzielić na dwie strefy. Na mnie i na to wszystko czego jeszcze nie wiem.
I wpadam do biblioteki. Siedzę kilka godzin. A gdy wychodzę mam wrażenie, że gdy tam byłam, czas nie płynął. A jeśli nie płynął, to znaczy, że nie przesunął się do przodu. A razem z nim cała reszta. I "nie wiem" się pogłębia. Zamiast cofać.
I nie wie

Dodaj komentarz