Irlandzka myśl inżynierska
Komentarze: 0
Irlandia jest krajem całkowitej niekompetencji i to we wszystkich możliwych dziedzinach. Nikt nie ma o niczym pojęcia, nikt się niczym nie przejmuje, ale mimo to każdy zajeżdża jakimś Mercedesem CLS tudzież Lexusem IS. Jak to pierwszy raz zobaczyłem, pomyślałem sobie: oto kraj dla mnie! Co jak co, ale w kwestii lenistwa i niekompetencji ścigaś się mogę z każdym! I tak np. wyjątkowo zabawnym zajęciem jest jeżdżenie na irlandzką budowę by sprawdzić, czy wszystko odbywa się tak jak trzeba. Jeszcze się nie zdażyła taka sytuacja, żeby to co oni budują pokrywało się z tym co powinni budować. Przy czym rozbieżności potrafią być zaiste zaskakujące. Kiedy rozmawiasz z kierownikiem budowy człowiek ten nie tylko wykazuje całkowite i nieodwracalne niedouczenie, ale także niespotykany gdzie indziej, lekceważący stosunek do wszystkiego co się wokół niego dzieje. Nic nie jest w stanie go zdenerwować, nawet wizja wyburzenia całego piętra budynku nie robi na nim wrażenia. Na rysunki które mu się pokazuje patrzy tak jakby nie tylko pierwszy raz je na oczy widział, ale jakby w ogóle pierwszy raz w życiu widział rysunek. Trzeba mu tłumaczyć gdzie jest dół, a gdzie góra, nie rozumie tekstów umieszczonych na rysunku, nie radzi sobie z wymiarami. Moim ulubionym kierownikiem był jeden miły pan, który będąc w połowie budowy przypomniał sobie, że nie ma rysunków architektonicznych. Zadzwonił do mnie z prośbą, bym mu je przysłał. Najśmieszniejsze było to, że okazało się że architektem w tym projekcie była osoba pracująca w tej samej firmie, dla której pracował ten kierownik. Mimo to w ciągu paru miesięcy rysunki nie dotarły od jednego pana do drugiego. Praca architekta w Irlandii to zresztą w ogóle zawód marzenie. Jest to osoba, do której można wielokrotnie wydzwaniać, wysyłać maila z prośbami o przysłanie jakichś rysunków, bez większego skutku. Były projekty, które zostały skończone i przy których nie doczekano się odzewu ze strony pana architekta, co zazwyczaj o dziwo nie miało wpływu na końcowy efekt. Same projekty też bywają bardzo śmieszne. Dobrze jeżeli w całym biurze pracuje chociaż jedna osoba, która ma pojęcie o czymkolwiek. Jak to jest możliwe że te wszystkie domy jeszcze stoją, to nikt nie wie. Na szczęście klienci, którzy zamawiają projekty są jeszcze większymi ignorantami jak ci co je wykonują. Dzięki temu nie są w stanie stwierdzić, że w projekcie który jest budowany stropy są 3 razy za grube, a zbrojenia użyto 4 razy tyle ile trzeba było. Bo skoro inżynier nie wie jak to powinno wyglądać, to skąd mają niby wiedzieć pozostali? Słyszałem o budynku, który miał płytę oddzielającą parter od piwnicy grubości 160cm (prawie 2 metry!). Od czasów piramid i bunkru Hitlera prawdopodobnie nie było czegoś takiego. Jak to za jakieś tysiąc lat odkopią to nawet najbardziej zwariowani danikenolodzy nie będą w stanie wytłumaczyć sensu powstania tego obiektu. W tamtej płycie jakiś artysta wstawił 8 warstw prętów zbrojeniowych, 42-milimetrowych. Jestem pewien że i bombą atomową się tego nie przewróci. Osobiście pracowałem przy projektach, które niewiele ustępowały opisanemu powyżej. W jednym niewielkim domku zażyczono sobie np. taras, na którym miał się znajdować spadek, by mogła być z niego odprowadzana woda. Ten spadek został uzyskany poprzez wzrastającą grubość betonu. W rezultacie cały taras ważył tyle, że belka, która go podtrzymywała wyszła monstrualna. Ważyła przeszło pół tony na metr i nikt nie był w stanie zagwarantować, że znajdzie się dźwig, który ją podniesie. I co? Myślicie że nie zbudowali tego budynku? Oczywiście że zbudowali. Kiedy indziej irlandzkiemu kierownikowi pomyliła się chyba ilość zer i wstawił pomiędzy słupa i płytę 12 prętów grubości 32mm. Czym większa grubość pręta tym większa musi być jego długość i zakład pomiędzy nim a następnym prętem. Kiedy więc przyszło do projektowania samego słupa okazało się, że jest on dwa razy za mały żeby w nim zmieścić pręty tej wielkości. Powstał z tego taki dziwoląg, że wiele osób specjalnie przyjeżdżało na tę budowę, żeby sobie zrobić zdjęcie przy tym słupie. On miał w sobie tyle stali, że to już w zasadzie nie był słup żelbetowy, ale stalowy, z dodatkiem betonu. Również belki projektowane w Irlandii rzadko spełniają wymogi, by w ogóle móc być nazwanym belką. Nawet początkujący inżynier wie, że belka musi być w przekroju przynajmniej 2-krotnie wyższa niż grubsza, bo to wysokość ma wpływ na możliwość przenoszenia przez nią obciążeń zginających. Tymczasem tutaj wszyscy rysują belki kwadratowe, a wszelkie problemy rozwiązują pakując do tego coraz większe zbrojenie.
Dodaj komentarz