lut 26 2009

Kibicowanie


Komentarze: 5

We wtorek rozpoczęła się runda pucharowa piłkarskiej Ligi Mistrzów. Drużyny, którym kibicowałem, jak zwykle przegrały. Pod tym względem mam idealne wprost wyczucie. Doprawdy można by opierać się na moich wskazaniach i zbić fortunę. Chociaż nie wiem, czy to by działało w taki właśnie sposób. Jednak jeszcze mi się nie zdażyło, żebym kiedykolwiek prawidłowo przewidział to, co się będzie działo. Nie ważne na kogo postawię, zawsze ten zespół obrywa. Niezależnie od tego, jak bardzo będę trzymał kciuki, grają fatalnie i pechowo. Choćby nie wiem jak się starali, piłka nie chce wpaść do bramki. Wszystkie moce piekielne współpracują ze sobą, by uniemożliwić im wygraną. Dopadają ich niespodziewane kontuzje, a nieprzychylny sędzia wyrzuca ich przez pomyłkę z boiska. Z kolei akcje w drugą stronę zazębiają się nadspodziewanie dobrze. Gracze, których nikt nigdy wcześniej nie widział dobrze grających, nagle rozgrywają mecze życia. Nieznani izraelscy piłkarze strzelają gole, a bramkarze bronią uderzenia w najbardziej nieprawdopodobnych sytuacjach. Nawet jeżeli jest drużyna, która wygrała poprzednie 68 spotkań, jak tylko zacznę im kibicować od razu przegrywa. Nie pomagają miliony wydane na transfery, znakomity trener, piłkarze z najwyższej półki, ani drobiazgowo przygotowana taktyka.

 

Real Madryt wygrywał, dopóki mu nie kibicowałem. Jak zacząłem to przestał. I ani Zinedine Zidane, ani Ronaldo nie byli w stanie temu zaradzić. Zacząłem mieć już wyrzuty sumienia z powodu tego biednego Realu, który mi w końcu nic złego nie zrobił, więc postanowiłem, że przerzucę się na Barcelonę. Pomysł wydawał się strzałem w dziesiątkę, bowiem Barca wygrywała mecz za meczem, z reguły różnicą 3-4 bramek. Pomyślałem sobie, że co jak co, ale taka drużyna nie może się popsuć. Okazuje się jednak, że może. Tylko co zacząłem im kibicować, od razu przegrali. Nawet gdy zaledwie sympatyzuję z jakimś klubem, od razu przytrafia im się coś złego. Tak było z Chelsea Londyn. Grali dobrze, póki ich nie polubiłem. Od tej pory nic im się nie udaje. Z tego też powodu w domu mam całą stertę listów od prezesów czołowych klubów piłkarskich z gorącą prośbą, bym im nie kibicował. Oferują mi zawrotne sumy, żebym tylko trzymał się z dala od telewizora i pod żadnym pozorem nie kupował koszulki z ich barwami. Kilkakrotnie próbowano też przeprowadzić na mnie zamach. Chociaż nie mam dowodów na to, że to właśnie oni, być może chodziło o coś zupełnie innego. Dodać do tego trzeba jeszcze całą serię niepowodzeń polskiej reprezentacji piłkarskiej. Z nią jest z kolei tak, że ilekroć oglądam jakiś mecz, to przegrywają. Wygrywają tylko, gdy akurat nie oglądam. Ten schemat powtarza się od lat. Potem rozmaici komentatorzy się głowią, dlaczego Polacy przegrali wszystkie mecze na mundialu, poza ostatnim, który nie miał już znaczenia. Czy to kwestia tego, że źle znoszą ciążącą na nich presję? Skądże. Po prostu ostatniego meczu jako jedynego nie widziałem.

 

I pewnie każda inna osoba na moim miejscu załamałaby się czymś takim. I przestała oglądać piłkę nożną. Ale nie ja. Ja jestem uparty. Nie zrażają mnie nawet porażki po 5:0. Nic nie jest w stanie mnie złamać. Ani powstrzymać przed oglądaniem kolejnego meczu. No chyba, że przywiążą mnie do kaloryfera, albo wysadzą w powietrze.

leppus_28   
pczr
26 lutego 2009, 20:27
Masz coś jeszcze? :)
pczr
26 lutego 2009, 20:08
Pewnie, że znam! :)
pczr
26 lutego 2009, 19:10
Rozbawiła mnie rozmowa Jezusa z Zebedeuszem. :) Szczególnie, że odnalazłam w niej elementy mi bliskie! :)
Facet ma całkiem niezłą mimikę twarzy. :)
26 lutego 2009, 18:11
To było tak. Miałem jechać na mecz do Manchesteru, ale niestety pech chciał (może ten sam o którym pisałem), że go przenieśli na kwiecień. Bo w niedzielę jest finał Carling Cup (to taki puchar Anglii). A w związku z tym, że bilety lotnicze miałem już wykupione i pokój w hotelu zarezerwowany, no to lecę. Tylko zamiast na mecz wymyśliłem przejażdżkę po północnej Walii. Czy to się wszystko trzyma kupy? Czy też przeciwnie. Czy więcej tłumaczeń tym obraz bardziej niewyraźny? :)

A jadę tam z koleżanką. Czy to jest powód żeby się bać? :)
pczr
26 lutego 2009, 17:56
Włączyłam kojarzenie faktów. :)
Ósmego lutego mówiłeś, że za 3 tygodnie wybierasz się do Manchesteru. Na mecz. Z tą fanką wielką! :)

A Snowdon jest faktycznie po drodze. :) Tylko że skoro będziesz z nią, to chyba jednak nie będzie Ci tak smutno beze mnie. :)

I już teraz wszystko wiem. A przynajmniej troszkę. :))

A mi kibicujesz? Bo chyba zaczynam się bać. :) :)

Dodaj komentarz