Kobiety od których dostałem kosza
Komentarze: 0
Muszę wam powiedzieć, że mam spory kłopot z kobietami, od których dostałem w życiu kosza. Z jednej strony uważam je bez wyjątku za skończone idiotki (bo jak można mnie nie chcieć?), denerwują mnie one i najchętniej bym je udusił, niezależnie od konsekwencji które by mnie miały za to spotkać. Z drugiej zaś strony mam do nich głęboki szacunek za to, co zrobiły. Że wykazały się niezależnością i nie dały się nabrać. I doprawdy żadne z tych podejść nie może przeważyć drugie choćby na sekundę. Oczywiście że pozornie dominuje tu niechęć. Zwłaszcza że tak się jakoś dziwnie składa, że kobiety, od których dostałem najbardziej spektakularnego kopa w tyłek, wcale nie były ani specjalnie ładne ani interesujące. Prawdę mówiąc były bardzo przeciętne. I to czyni sprawę jeszcze bardziej zastanawiającą, chociaż już sam fakt, że mnie ktoś nie chce, jest dla mnie nader dziwny. Uważam bowiem i wcale w tym miejscu nie żartuję, i daje uroczyste słowo honoru, że jestem najbardziej atrakcyjnym facetem jakiego można sobie tylko wyobrazić. Jestem inteligentny, dowcipny, czuły, przebojowy, pełen pomysłów i energii. Mam szczupłą, chłopięcą sylwetkę, ładny uśmiech i delikatne dłonie. Wprost trudno sobie wymyśleć coś bardziej pociągającego. Tymczasem nie wiadomo dlaczego pewne kobiety bynajmniej nie zareagowały na to wszystko tak, jak by można tego oczekiwać. To znaczy nie opadły im majtki z wrażenia, niezależnie od tego jak bardzo starałem się im zaimponować. Tym bardziej nie mogłem sobie z tym poradzić, że miałem świadomość, że one same wcale nie są takie atrakcyjne. Nie miały żadnego robiącego wrażenie wykształcenia, intelektualnie były gdzieś pomiędzy Paulo Coelho i programem telewizyjnym, a praca którą wykonywały ocierała się o czyszczenie szaletów (wcale w tym miejscu nie przesadzam). Niedostatki urody i figury nadrabiały przemądrzałością i wysokim mniemaniem o sobie, który nie bardzo wiadomo skąd się brał. Nawet pobieżne zaznajomienie się ze środowiskiem w którym się obracały niezbicie dowodził, że było to wszystko dalece poniżej mojego własnego poziomu. I paradoksalnie być może właśnie to powodowało, że zapalałem się do nich uczuciem czystym, gwałtownym i całkowicie beznadziejnym. Czym mniej były atrakcyjne, tym bardziej byłem do nich przekonany, czym bardziej do nich nie pasowałem, tym bardziej byłem zdeterminowany by twierdzić, że wcale tak nie jest. Sądziłem w tym miejscu, jak się okazało bezpodstawnie, że jeżeli obniżę swoje normalne wymagania, to wyniknie z tego coś romantycznego, wartego mojego czasu i zachodu. Pod tym względem byłem jak ta flota niemiecka, która tuż przed bitwą jutlandzką zdenerwowała się nie mogąc zatopić maleńkiego stateczku, który nawinął się im tuż po wyjściu z portu. Ja byłem przekonany, że te kobiety będą mnie po rękach całować z wdzięczności że w ogóle zatrzymałem na nich swój wzrok. Sądziłem, że sama różnica poziomów jaka była między nami spowodowuje, że rzucą się one w moje ramiona z omdleniem i ufnością. Tymczasem nie wiedzieć czemu nie rzuciły się. Mało tego. Wykazały dalece posuniętą obojętność i brak instynktu zachowawczego. I to mnie wkurzyło, chociaż w zasadzie nie powinno. Wkurzyło, bo pomyślałem sobie, że miałem w życiu kobiety znacznie ciekawsze i ładniejsze. Z drugiej strony czego tak naprawdę się spodziewałem? Dlaczego sądziłem, że kobieta która nie potrafi pokierować swoim życiem będzie miała wystarczająco dużo rozumu, żeby zrozumieć że jestem dla niej szansą, że moje uczucia i zamiary są czyste, że proponuję jej coś więcej niż ktokolwiek jej zaproponuje w całym jej życiu? Jest to trochę wszystko jak w powieści „Zmartwychwstanie” Tołstoja. Atawizm, czyli próba obniżenia się do czyjegoś poziomu, jest czymś szalenie pociągającym, ale zawsze bezpłodnym i pakującym nas w straszne problemy, o ile będziemy chcieli podejść do tego zbyt poważnie. Bo w istocie nie ma ucieczki. Jesteśmy tym kim jesteśmy i są nam przeznaczone w życiu pewne kobiety. Inteligentne, wykształcone, wrażliwe. To do ich serc posiadamy klucze. Do serc wszystkich innych nic nie pasuje, choćby nie wiem jak się nam podobały. One są skazane na durniów, którzy z trudem potrafią się wysłowić i podpisać. To przy nich będą szczęśliwe i to im urodzą dzieci, bo takie właśnie sny im się w nocy śnią, niezależnie od tego jak głupie te sny się wydają nam. I może nas to wkurzać, ale nie jesteśmy w stanie tego zmienić.
Dodaj komentarz