Lenistwo
Komentarze: 3
Zauważyłem ostatnio, że gdy staję się bardzo złośliwy w tym co pisze, nie czuję już potrzeby bycia złośliwym w życiu. Moja potrzeba złośliwości zostaje zaspokojona i mogę dalej funkcjonować jak w miarę normalny człowiek. Tak samo kanalizuję także inne swoje potrzeby, np. potrzebę bycia cynicznym, zepsutym i nieodpowiedzialnym. To pozwala mi na codzień być nudny jak flaki z olejem. Kto mnie zna ten wie, że w rzeczywistości nie błyszczę ani dowcipem ani energią. Nie ma we mnie nawet krzty błyskotliwości. Łatwiej zagadać słup wysokiego napięcia niż mnie. Nic nie jest w stanie mnie wyciągnąć wieczorem z domu, ani namówić na cokolwiek. Szalony jestem tylko gdy piszę. Moje pióro jest frywolne, podczas gdy ja wcale. Przemówienie księcia Kentu na rocznicę upadku Imperium Brytyjskiego jest bardziej interesujące ode mnie. 4086 odcinek „Mody na Sukces” jest bardziej nieprzewidywalny. Kobiety z którymi się umawiam usypiają na stojąco, zanim jeszcze zdążę się przedstawić. W łóżku jestem tak beznadziejny, że gdybym mieszkał w Skandynawii państwo objęłoby mnie zapewne jakimś programem pomocowym. To wszystko jednak zmienia się, gdy tylko zaczynam pisać. Nie mam pojęcia skąd mi się wtedy bierze tyle energii. Zamieniam się w lwa salonowego. Wszczynam rewolucje, prowokuje i bulwersuje, żadne zamierzenie nie jest wtedy dla mnie zbyt zuchwałe. Jestem gotowy obalać wszelkie teorie naukowe łącznie z tymi które jeszcze nikt nie wymyślił. Dajcie mi kij, a przegonie Chińczyków z Azji. Dajcie mi jedną kolumnę w „New York Timesie”, a najdalej jutro będziecie mieli zamieszki na ulicach. Jestem tak uwodzicielski, że żadna kobieta nie jest w stanie mi się oprzeć. Poza może takimi które nie umieją czytać.
Podobny mechanizm występuję, gdy coś czytam. Jak się czegoś naczytam, to już nie mam ochoty tego robić w rzeczywistości. Tym sposobem np. częste czytanie Jerofiejewa chroni mnie przed alkoholizmem. Tam się przez te stronice przelewa tyle alkoholu, tyle się tych promili unosi w powietrzu, tych wszystkich pijackich wyziewów, że już po kilku minutach nie ma się ochoty na picie samemu. W końcu ile można pić? Z tego samego powodu zakompleksiony pracownik biurowy, cierpiący na brak adrenaliny, uwielbia oglądać filmy z Jamesem Bondem lub czymś w tym stylu. Bo Bond robi wszystko za niego. Jest twardy, bardzo męski, flirtuje z pięknymi kobietami i bez ustanku ratuje świat. Dzięki temu my nie musimy tego robić. Bo ludzie stają się coraz bardziej leniwi. Sami najchętniej robiliby jak najmniej. Chętnie zbawiliby świat, ale tak bez wychodzenia z domu. Chętnie poflirtowaliby z kimś, ale bez wstawania z fotela. Prawdopodobnie dlatego chrześcijaństwo cieszy się taką popularnością. W doktrynie tej Jezus umiera na krzyżu za nas, zbawiając tym samym nasze dusze i zapewniając nam życie wieczne. Wcześniej chodzi też po wodzie, zamienia wodę w wino i dokonuje innych cudowych rzeczy. Człowiekowi od razu robi się raźniej gdy sobie pomyśli, że ktoś tam cierpi i umiera za niego. I kocha nas wszystkich, troszczy się o nas i wybacza nam jak coś złego zrobimy. To nawet lepsze niż James Bond. Wyobraźmy sobie religię, która wymaga od nas np. żebyśmy pojechali do Afryki i pomagali znajdującym się tam głodującym dzieciom. Nie sądzę by kogokolwiek to zainteresowało. Znacznie ciekawsza jest taka, która nie wymaga za dużo. Czym mniej, tym lepiej.
Dlatego też taką popularnością cieszy się pornografia. Skoro możemy sobie pooglądać jak ktoś „to” robi, i to fachowo, z zaangażowaniem i skutecznością, to po co to robić samemu? Czym się ktoś więcej naogląda, tym mniejszą ma potem ochotę na robienie tego samego w rzeczywistości. W takich sytuacjach najlepiej zaufać profesjonalistom. Nikt poważny nie będzie np. biegał za piłką i kopał się po kostkach skoro można to samo i to w lepszym wydaniu zobaczyć w telewizji. Dlatego tak lubimy tych wszystkich sportowców, różnej maści artystów i innych niepoważnych ludzi. Oni są tak mili że robią za nas rzeczy, których nam by się nie chciało. Oni się wygłupiają i za siebie i za nas. Czy jakiś zdrowo myślący człowiek poświęciłby życie na kopanie piłki? Albo na granie rock’n’rolla? Oczywiście że nie. Wolimy być tokarzami, młynarzami, pomocami kuchennymi. Czyli robić coś co ma jakiś tam sens. Siedzimy sobie w pracy od 9 do 17-tej, potem wracamy do domu i mamy wolne. Nikt nas nie nachodzi prosząc o autograf, nikt w nas nie rzuca biustonoszami ani nie popełnia przez nas samobójstwa. Mamy całkowicie święty spokój. Możemy co najwyżej włączyć telewizję i pooglądać sobie ludzi, którzy mają znacznie trudniejsze życie od nas. I od razu robi nam się lżej na sercu jak coś takiego zobaczymy.
Świetne poczucie humoru. I parę innych spraw.
A tak poza tym to ... mądrze gadasz... ee... piszesz. ;)
Pozdrawiam! ;)
Podoba mi się :o)
Dodaj komentarz