Mecz Irlandia-Włochy
Komentarze: 0
Podczas meczu Irlandia-Włochy o wejście do piłkarskich mistrzostw świata 2010 widać było różnicę w mentalności pomiędzy tymi dwoma narodami. Włosi z natury nie lubią się niepotrzebnie przemęczać i najchętniej wszystkie mecze kończyliby 0:0. Atakują tylko wtedy, kiedy muszą. Gdy nie muszą udają, że nie umieją grać, żeby tylko nie musieć biegać. Jedynie przyciśnięci do muru zaczynają kopać piłkę tak, jak potrafią. Gdyby przez cały mecz grali tak, jak umieją, wygrywaliby z wszystkimi po 8:0. Tylko pytanie po co...
Najprawdopodobniej niechęć do niepotrzebnego wysiłku wynika u nich z faktu, że włoskie kobiety są takie piękne. I marnowanie energii w ciągu dnia jest czystą głupotą, jako że trzeba zostawić sobie coś na noc. Przeciętny włoski piłkarz ma po meczu mnóstwo zajęć. Najpierw wizyta u fryzjera (godzina), potem w solarium (pół godziny), kolacja przy świecach (godzina). Nie mówiąc o tym co następuje później. Dlatego tracenie zdrowia na gonienie za piłką, zwłaszcza grając z kimś znacznie mniej atrakcyjnym od nich, jest niewskazane.
Co innego Irlandczycy. Ci grają zawsze tak, jakby od ilości przebiegniętych kilometrów zależeć miało ich życie. Wygrana nie jest najważniejsza, ważne, żeby zostawić na boisku jak najwięcej zdrowia. Nie ma się jednak co dziwić. Przeciętny irlandzki piłkarz jest mały, rudy i brzydki. Piłka to całe jego życie, więc nie ma się po co oszczędzać. Irlandzkie kobiety też nie są z kategorii tych, dla których warto byłoby zachowywać energię. Wręcz przeciwnie. Im facet bardziej wykończony wieczorem tym lepiej dla niego. A już złamana noga czy zerwane ścięgno Achillesa to prawdziwe błogosławieństwo...
Dodaj komentarz