Michael Jackson
Komentarze: 8
Śmierć Michaela Jacksona dowodzi, że nic tak dobrze nie robi artyście jak zgon. Żadna inna rzecz nie wpływa tak pozytywnie na jego popularność i sprzedaż płyt. Artystę kocha się dopiero wtedy, kiedy go już nie ma. Póki żyje jest kłopotliwy. Uwiera nas niczym źle skrojona koszula. Czeka się więc, kiedy wreszcie z łaski swojej kopnie w kalendarz. Artyście ze śmiercią jest zdecydowanie bardziej do twarzy niż z życiem. Jak żyje to robi różne głupoty, które go mogą skompromitować. Np. udziela wywiadów, które pokazują, że jest skończonym idiotą. Z Michaela Jacksona też się wszyscy śmiali i doprawdy tylko śmierć mogła go uratować. Bo jak umarł to nagle wszystkim zrobiło się głupio, że się z niego naśmiewali. I każdy teraz twierdzi, że to nie on się śmiał... Tak samo jest z rodziną. Kocha się ją, o ile jest daleko i za często nie przyjeżdża. W przeciwnym razie staje się uciążliwa i mamy jej dość. To samo dotyczy kraju ojczystego. Bardzo go lubimy, jeżeli tylko w nim nie mieszkamy. Wtedy mamy do niego sentyment i czujemy przywiązanie. Kobietę też się najbardziej kocha albo kiedy nie możemy jej mieć, albo już od nas odeszła, albo akurat flirtuje z kimś innym. Brak czegoś rozpala nas, podczas gdy bliskość tej rzeczy męczy. Dlatego najpiękniejsze miłości kwitną na dystans. Korespondencyjnie albo telefonicznie. Ileż cudownych romansów popsuło się tylko przez to, że się ludzie spotkali. Psuje je też seks oraz wspólne mieszkanie. I w ogóle wszelka forma bliskości. Aż chciałoby się czasem powiedzieć: „ależ cię kochałem, dopóki cię nie zobaczyłem”. Ze mną jest podobnie. Też zauważam, że bardziej mnie lubią, jak mnie nie ma. Im mniej jestem i mniej się wypowiadam na różne tematy, tym bardziej pozytywnie się mnie odbiera. Nic tak nie ożywia imprez jak moje nie przyjście. Sądzę, że to uratowało bardzo wiele prywatek, które w przeciwnym razie zakończyć by się mogły kompletnym fiaskiem. Dobrze też wpływają na nie moje spóźnienia lub wcześniejsze wyjścia. Mam również wrażenie, że wiele osób uszczęśliwiłem w odpowiednim momencie znikając z ich życia. Przy czym był to wyłącznie wyraz mojej dobrej woli. Jak sobie pomyślę, ile kobiet uratowałem nie zakochując się w nich, to rozczula mnie to. Rozklejam się i wzruszony płaczę przez cały wieczór. A ile zawodów ma się znacznie lepiej dzięki temu, że ich nie wybrałem. Ile firm prosperuje doskonale tylko dlatego, że się w nich nie zatrudniłem. Mam też czasem wrażenie, że moje dzieci są mi bardzo wdzięczne za to, że ich jeszcze nie spłodziłem. Oczami wyobraźni widzę ich uszczęśliwione z tego powodu twarzyczki. I wiem, że tylko się pojawią na tym świecie – od razu mnie znielubią.
King-of-pop-love.blog.onet.pl
King-of-pop-love.blog.onet.pl
King-of-pop-love.blog.onet.plKing-of-pop-love.blog.onet.pl
King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl King-of-pop-love.blog.onet.pl
:)
***
A teraz się zwracam do głównego zainteresowanego. ;)
Czy mnie słyszy? :)
Czyli że się pokocham dopiero jak umrę. A nie dałoby się wcześniej?
Pozdrawiam Cię. :)
Niewybaczalnie bezczelna ;)
Dodaj komentarz