maj 18 2010

Nie czytani blogierzy


Komentarze: 2

W Bostonie, w stanie Messachussetts, odbył się pierwszy międzynarodowy zlot autorów blogów, których nikt nie czyta. Nie czytane przez nikogo blogi stały się ostatnio prawdziwą epidemią oraz popularnym sposobem spędzania wolnego czasu. Piszą dziś prawie wszyscy, nawet jeżeli nie mają o czym i nie opanowali jeszcze najbardziej elementarnych zasad ortografii. Blogi z wycieczek, z imprez, pamiętniki z czasów dojrzewania, składające się z litanii nikomu nie potrzebnych przemyśleń, zapełniają już według badań 30% całej pojemności Internetu. Jeżeli tak dalej pójdzie około roku 2060 będą tam wyłącznie blogi. Oczywiście w przeważającej większości takie, których nikt nie czyta. Prócz ich autorów.

Nic dziwnego, że szybko rozwijająca się społeczność zaczęła się wkrótce organizować i zrzeszać. Nie czytani blogierzy założyli własną partię i wysunęli swojego kandydata na prezydenta. Wybranego spośród siebie, to znaczy autora bloga politycznego, którego nikt nie czyta. Konferencja w Bostonie stanowi apogeum tego zjawiska. Na zlot dotarły największe znakomitości w kategorii bycia nie czytanym z całego świata. Można powiedzieć: sama elita. Najwięcej przedstawicieli jest ze Stanów Zjednoczonych, kraju który tradycyjnie przewodzi w dziedzinie nieograniczonego dostępu do Internetu połączonego z całkowitym brakiem zainteresowania wszystkim poza samym sobą. Jest też jednak mocna reprezentacja z Chin, a nawet rodzynek z tak egzotycznego kraju jak Gujana Francuska. Nie może też zabraknąć, co cieszy, zawodników z Polski.

Konkurencja jest jednak duża i o przewidziane nagrody i wyróżnienia będzie niezwykle trudno. Zwłaszcza, że na konferencji pojawić się ma oficjalny rekordzista świata w dziedzinie nie czytanych blogów, niejaki Phillip D. Kid. Prowadzi on swego bloga od roku 1997 i pomimo umieszczenia w nim w tym czasie 16 tysięcy wpisów, jeżeli nikt nie skomentował tego, co pisze. Rekord ten wydaje się tak wyśrubowany, że aż nieosiągalny dla innych. Rok temu świat obiegła wiadomość, że ponoć gdzieś w zapomnianych częściach starej Lizbony mieszka człowiek, który może pochwalić się jeszcze lepszym rezultatem. Okazało się jednak, że jest oszustem. Udowodniono, że trzymał swego bloga w tajemnicy przed światem i adresował go do grup społecznych, które nie istnieją. Albo takich, które nie mają możliwości go przeczytać (np. analfabeci, osoby pozbawione dostępu do Internetu). Co jest sprzeczne z zasadami, na których opierać się powinien szanujący się nie czytany blogier.

Przede wszystkim osoba taka winna wykorzystać możliwie wszelkie drogi do tego, by zachęcać ludzi do czytania jego bloga. Linki do niego należy umieszczać w różnych miejscach, wysyłać znajomym, wstawiać na profil w facebooku. Następnie trzeba poświęcić pisaniu jak największą część swojego życia. Pisać, o ile to możliwe, każdego dnia. Wypowiadać się na wszelkie możliwe tematy. Próbować rozmaitych stylistyk, szukając ewentualnej grupy odbiorców. Jeżeli wykorzystawszy te wszystkie sposobności do zaistnienia, prowadzisz blog, którego od kilku lat nikt nie czyta, masz prawo do ubiegania się o członkowstwo w klubie nie czytanych blogierów. Nie jest ono łatwe do zdobycia. Jest wielu oczekujących, a benefity z tego wypływające – nie do pogardzenia. Dostajesz plakietkę z napisem „Nieudacznik roku”, a także masz możliwość szybszego dostania się do ekskluzywnego klubu osób, które pomimo wysiłków w ostatnim roku z nikim się nie przespały.

leppus_28   
18 maja 2010, 17:19
Cholera. A miałem taką ładną statystykę!

:)
18 maja 2010, 17:17
W tym potoku słów - nareszcie tekst, który można przeczytać. Chociaż przesłanie gorzkie - świetnie się predysponuję do klubu nieudaczników...
Pozdrawiam!

Dodaj komentarz