cze 11 2009

On


Komentarze: 9

Gdy poprosił ją o spotkanie była zaskoczona. Nagle uświadomiła sobie, że od przeszło roku nie była z nikim. Nie chodziła na randki. Nie spędzała wieczorów w nocnym klubie. Sama myśl o tym, że ma się z kimś umówić wydawał się jej dziwny. Czy jeszcze w ogóle wie, jak się należy zachować w takiej sytuacji? Czy takie rzeczy się zapomina? Odzwyczaiła się od tego, że ktoś ją adoruje i obsypuje kwiatami. Nie lubiła też, gdy prawiono jej komplementy. A zwłaszcza gdy czynili to mężczyźni. Na stwierdzenie, że ma ładny uśmiech reagowała złością. Na uwagę, że ma zgrabne nogi była gotowa stracić panowanie nad sobą. Nie znosiła, gdy idąc ulicą wyczuwała na sobie czyjś męski wzrok. Nie interesowały ją już tego typu rzeczy. Nie potrzebowała ich. Nauczyła się żyć samemu. I koncentrować na innych sprawach. Od dłuższego czasu budowała wokół siebie mur, który miał ją chronić od niepotrzebnych komplikacji. I za nic w świecie nie zamierzała się go pozbywać.

 

Dlatego gdy poznała Go była zdziwiona swymi własnymi reakcjami. Coś działo się w niej, w środku, gdy się pojawiał. Był też pierwszym mężczyzną od dawna, o którym myślala, gdy nie był w pobliżu. Oczywiście próbowała zapanować nad tym, ale nie zawsze się to udawało. Trudno jest ukryć, że ktoś ci się podoba. Nawet jeżeli masz już swoje lata i dawno przestałaś być nastolatką. I bardzo boisz się tego, co może się stać. Mimo to po raz pierwszy od bardzo dawna złapała się na tym, że odczuwa smutek patrząc na puste łóżko wieczorem. Po raz pierwszy czuła, że tęskni do tego, by ją ktoś dotknął i przytulił. A może nawet zrobił coś więcej. Usiłowała sobie przypomnieć kiedy ostatnio całowała się z mężczyzną. I jakie to uczucie. Próbowała cofnąć do czasów, kiedy takie rzeczy kojarzyły się jej z czymś wyłącznie pozytywnym.

 

Gdy spotkali się była bardzo zdenerwowana. Miała wiele wątpliwości, czy w ogóle powinna była się godzić na to spotkanie. Zdecydowała się dopiero wtedy, gdy przyrzekła sobie, że zachowa dystans do tego wszystkiego. Nie miała też zamiaru otwarcie nazywać tego randką. To słowo źle się jej kojarzyło. „Randki” były przeznaczone dla osoby, kto szuka sobie kogoś. A to jej przecież nie dotyczyło. Mimo tych wszystkich oporów i tego jak bardzo była spięta, wieczór był bardzo udany. Mężczyzna, z którym się umówiła, ujął ją tym, jak bardzo był wyrozumiały. Jak cierpliwie słuchał głupot, które plotła w zdenerwowaniu. Nie wyczuwała od niego żadnej presji, której tak bardzo się obawiała. W odróżnieniu do niej wydawał się być na zupełnym luzie. Potrafił żartować z wszystkiego, najbardziej poważne sprawy obrócić w żart. Dzięki temu ona też zaczęła się uspokajać. Poczuła, że wreszcie rozmawia z kimś otwarcie. Że cieszy ją towarzystwa kogoś obcego. I dobrze się czuje, siedząc tak i żartując.

 

Z reguły była bardzo skryta, gdy chodziło o opowiadanie o sobie. Nie zamierzała nikogo wtajemniczać w to, co czuła i co działo się z nią kiedyś. A już na pewno nie kogoś, kogo dopiero co poznała. I kto był przedstawicielem płci, której nigdy do końca ufać nie należy. Ale to on pierwszy zaczął mówić o sobie. O nieudanym związku, o miłości, która nie wiedzieć czemu na jakimś etapie zmieniła się w nienawiść. I gdy tak mówił poczuła, że to co przeżył zadziwiająco pasuje do jej własnych doświadczeń. Jakby mówił o niej, a nie o sobie. Prostymi słowami opisywał rzeczy, które stanowiły dla niej najściślej strzeżoną tajemnicę. I nagle mur obcości zaczął kruszeć. Podniecona jego szczerością sama zaczęła mówić. O sprawach, o których nigdy nikomu nie mówiła. O tym, jak się czuła, gdy ją zostawił. Jak długo nie mogła się po tym pozbierać. Że teraz wie, że nie ma prawa nikomu zaufać. Nie może dopuścić nikogo tak blisko, by sytuacja mogła się powtórzyć. Nie może tego dramatu przeżyć po raz kolejny. Gdy to mówiła czuła, że rozumiał wszystko dokładnie. Nie musiała niczego tłumaczyć. Byli tacy sami. Znajdowali się w takim samym miejscu swojego życia.

 

Tego dnia wracała do domu oszołomiona. Czuła się dziwnie. Z jednej strony cieszyła się, że spotkała kogoś, kto jest w stanie ją zrozumieć. Kogoś, kto być może jest nią zainteresowany. A kto wydaje się być zupełnie inny, niż wszyscy pozostali mężczyźni, jakich zna. Ale była też zaniepokojona. Tym, że być może powiedziała za dużo. Że chcąc nie chcąc dopuściła go zbytnio do siebie. Bała się. Coraz bardziej. Zwłaszcza tego, że może dać się ponieść. Zakocha się w nim i straci kontrolę nad tym, co się dzieje. Niewątpliwie tego należało uniknąć za wszelką cenę. A przecież nie było to takie znowu trudne. Był przystojnym mężczyzną. Interesującym, dowcipnym, obdażonym żywą wyobraźnią. Jak nikt potrafił wprawić ją w dobry nastrój. Skłonić do zwierzeń. Sprawić, by poczuła się tak, jak czuła się dawno temu. Czego chcieć więcej? Czego kobieta może więcej pragnąć od związku? Chyba niczego, o ile mamy do czynienia z kobietą zdrową na umyśle - myślała. „Jedyna pociecha w tym, że ja zdrowa nie jestem”.

 

Po tym pierwszym spotkaniu zaczęli się spotykać regularnie. Wychodzili wieczorem. Raz do kina, raz do parku. On był zawsze pełen dobrych chęci i pomysłów, w jaki sposób spędzić wolny czas. Czuła się dobrze, gdy był przy niej. Był zawsze miły i szarmancki. Nie usłyszała od niego ani jednego złego słowa. Ani jednego podniesionego głosu. Czy mężczyzna w ogóle może być taki doskonały? Czy tylko udaje takiego, gdy chodzi mu o coś? Przecież już to przerabiała wcześniej. Ten moment, kiedy ktoś zamienia się, niewiadomo z jakiego powodu, z księcia z bajki w najgorszy koszmar. Gdy życie przekształca się nagle w niekończący się ciąg kłótni i pretensji. Gdy ktoś, komu powierzyłaś wszystko co miałaś, zaczyna ci wytykać każde twoje potknięcie. Pomiata tobą na oczach przyjaciół. Aż czujesz się nikim, tracisz poczucie, że cokolwiek jesteś warta. Ilekroć przypominała sobie o tym, uśmiech znikał z jej twarzy. I musiała minąć dłuższa chwila, nim pojawił się znów.

 

Mimo to wszystko toczyło się zadziwiająco dobrze. Lubiła Go i lubiła spędzać z nim czas. Przy Nim rzeczy, które dotąd wydawały się trudne, a nawet niemożliwe, okazywały się zadziwiająco łatwe. Rozmawiali o wszystkim. I coraz trudniej było się rozstać. Coraz trudniej myśleć o czymkolwiek innym, poza kolejnym spotkaniem. Czuła, że powoli, ale nieuchronnie uzależnia się od Niego i nic nie może na to poradzić. Pewnego wieczora tańczyli razem i wyczuła, że ma zamiar ją pocałować. Nie wiedziała jak ma na to zareagować. Zaczęli rozmawiać. Tym razem poważnie. Powiedziała mu, raz jeszcze, o wszystkich swoich obawach. O tym, jak to, co się dzieje między nimi, jest dla niej ważne. Ale jednocześnie poprosiła, by dał jej trochę czasu. By pod żadnym pozorem nie naciskał. I znów był zadziwiająco cierpliwy. Czuły i delikatny. Jakby znał dokładnie wszystko to, co czuła i czego się bała. Kiedy rozstawali się tej nocy pocałował ją w usta. Była to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie ją spotkały w ostatnich latach. Nie mogła przestać się uśmiechać przez cały następny dzień.

 

Wiedziała, że następną rzeczą, jaka się wydarzy, to wspólnie spędzona noc. Powoli przygotowywała się do tego. Powoli przekonywała samą siebie, że to dobra decyzja. Że jest właśnie tym mężczyzną, któremu warto zaufać. Że przy nim wszystko zmienia się na lepsze. Przy nim może wreszcie wyjść ze swojego kokonu i zacząć żyć tak, jak w głębi duszy pragnie. Znowu być z kimś, kochać kogoś. Spędzać z nim każdą wolną chwilę i każdą noc. Budzić się koło niego. Mieć w nim wsparcie w trudnych chwilach. Wszystkie lęki, które miała jeszcze niedawno, zaczęły się w niej przełamywać. Znowu czuła, że potrafi się cieszyć życiem. Ma ochotę spotykać się z ludźmi, tańczyć, bawić się. Czuła się tak, jakby znów miała dwadzieścia parę lat. I jeszcze nic nie wiedziała o tym, jak wygląda dorosłe życie. W pewnym momencie zaczęła ją śmieszyć myśl, że obawia się tego „pierwszego razu”. Kobieta w jej wieku. Że podchodzi do tego tak, jak podchodzi 17-latka, która nigdy wcześniej nie była z mężczyzna. A w końcu było to coś normalnego. Zaledwie seks. Przyjemna rzecz, którą robi się we dwoje. I którą powinni robić wszyscy, bez jakichkolwiek oporów.

 

Kiedy wreszcie to zrobili, była spięta, ale szczęśliwa. Miała poczucie, że to co robi, jest właściwe. Że to ostatni krok, za którym nie ma już strachu i rozczarowania. Było namiętnie i romantycznie. Jak zwykle był taki uważny i troskliwy. I jak zwykle ujął ją tym. Spowodował, że przełamała nieśmiałość. Opadły z niej hamulce, które jeszcze niedawno tak dokładnie unieruchamiały jej kobiecość. Gdy skończyli przytuliła się do niego z całkowitym oddaniem, a On objął ją ramieniem. Poczuła się bezpieczna. Ten mężczyzna, który był przy niej, wydawał się być cudotwórcą. Kimś zesłanym specjalnie dla niej, by ją uwolnić. By pokazać jej raz jeszcze na czym polega radość czerpana z własnego ciała. Przekonać, że miłość nie musi ranić. Że może być taka, jak w telewizji. Pełna czułości i oddania. On zasnął pierwszy. Leżała jeszcze długo, szczęśliwa z tego, że może jedynie wsłuchiwać się w Jego spokojny oddech.

 

Następnego dnia trudno jej było skupić się na pracy. Myślami była zupełnie gdzie indziej. Wiele razy sprawdzała telefon, czy przypadkiem nie dzwonił. W jej głowie kłębiło się tysiące planów. Czy powinna zamieszkać u Niego, czy lepiej byłoby gdy On przeprowadził się do niej? A może należy poczekać z takimi rzeczami jakiś czas? Czy nie jest aby za stara na dzieci? Bardzo by je chciała. No i kiedy powinna poznać Jego rodziców? Czy aby napewno spodoba się im? Ona – kobieta po rozwodzie. Z bagażem złych doświadczeń na karku. Energia i niepokój rozsadzały ją od środka. Nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Nie wiedziała tylko, dlaczego nie dzwoni. Może jest zajęty. Ma mnóstwo pracy, albo rozładowała mu się komórka. Gdy nie zadzwonił do wieczora zaczęła się denerwować. Może coś się stało? Wreszcie sama zadzwoniła, ale nie odebrał. Zostawiła mu wiadomość na automatycznej sekretarce. Użyła swego najbardziej radosnego tonu, by zamaskować napięcie. Nie oddzwonił.

 

Następnego dnia wieczorem zadzwoniła po raz kolejny. Na dworze było chłodno. Nieprzyjemny wiatr wiał jej w twarz, gdy chroniła się przed nim pod wystawą jednego ze sklepów. Usłyszała jego oddech w słuchawce, ale kiedy chciała się odezwać rozłączył się...

leppus_28   
pczr
23 czerwca 2009, 01:15
Jam Ci ślubowała blogową wierność.

Teraz wiem jak się czuje pies przywiązany do drzewa w lesie. Głodno się czuje i samotnie.

Poza tym to moje przywiązanie bezsznurne silniejsze jest. ;)
pczr
22 czerwca 2009, 23:02
Nie wiem czy zauważyłeś, ale nic tu nie piszesz. :(
chanel70
11 czerwca 2009, 23:52
i całe szczęście :)

...uparty, podróżnik - z sercem na dłoni :)
11 czerwca 2009, 23:05
Zawsze się angażuję. I zawsze do końca. Zawsze też dostaję za to po dupie. I robię to znowu.

:)

To nie jest tekst do smucenia się. To tekst do oswajania smutku. :)

Pozdrawiam.
chanel70
11 czerwca 2009, 21:55

hmmm...
nie?
nie boisz się odtrącenia bo nigdy się nie angażujesz?

pczr
11 czerwca 2009, 21:40
Wystraszyłeś mnie tym końcem!
Może za bardzo porównywałam całą tę sytuację do swojej...
11 czerwca 2009, 20:01
Nie, nie boję się tego. Ten tekst nie jest o mnie, tylko o kimś kogo znam.
chanel70
11 czerwca 2009, 17:04
Never know how much I love you, never know how much I care
When you put your arms around me, I get a fever that's so hard to bear
You give me fever - when you kiss me, fever when you hold me tight
Fever - in the the morning, fever all through the night.

Sun lights up the daytime, moon lights up the night
I light up when you call my name, and you know I'm gonna treat you right
You give me fever - when you kiss me, fever when you hold me tight
Fever - in the the morning, fever all through the night.
Everybody's got the fever, that is something you all know
Fever isn't such a new thing, fever started long ago.

Romeo loved Juliet, Juliet she felt the same
When he put his arms around her, he said "Julie baby you're my flame"
Thou givest fever, when we kisseth, fever with thy flaming youth
Fever - I'm afire, fever yea I burn forsooth.

Captain Smith and Poc
chanel70
11 czerwca 2009, 16:50
zaangazowanie i odtracenie;
...tego się boisz ?

Dodaj komentarz