Pisarski ciąg
Komentarze: 8
Po napisaniu sześciu tekstów w ciągu ostatnich dwóch dni (nie licząc tego) i wrzuceniu ich na bloga uświadomiłem sobie, że znalazłem się prawdopodobnie w czołówce najbardziej płodnych pisarzy na świecie. Gdzieś pomiędzy Stephenem Kingiem i Robertem Ludlumem, a zdecydowanie przed Jonathanem Carrollem. Oczywiście jest jedna zasadnicza różnica między mną a nimi. Mianowicie taka, że oni są czytani, podczas gdy tego co ja pisze nie czyta praktycznie nikt (poza jedną osobą). Trudno się jednak temu dziwić, jeżeli weźmiemy pod uwagę tempo, w jakim to powstaje. Po prostu nikt nie jest w stanie za mną nadążyć. To trochę tak, jakby chcieć obejrzeć wszystkie etapy Tour de France. Osiem godzin dziennie transmisji przez miesiąc. Nikt normalny nie ma tyle czasu, ani tyle cierpliwości. Każdy ma jakieś życie, jakąś pracę, do której musi chodzić i trudno żeby sto procent czasu w ciągu dnia przeznaczał na czytanie tego, co pisze. Dlatego jakiś czas temu przestałem tego od kogokolwiek wymagać. Zresztą jestem zbyt zajęty. Żeby nadążyć spisywać to, co pojawia mi się w głowie, nie dosypiam, nie dojadam, nie mówiąc już o innych, niemniej ważnych, potrzebach fizjologicznych. Wpadłem w prawdziwy ciąg pisarski i piszę praktycznie bez przerwy. Nie wiem czy istnieje jakaś forma leczenia tego typu przypadłości, ale czuję, że niedługo mogę wymagać intensywnej hospitalizacji. A może nawet interwencji chirurga. Problem jest równie skomplikowany jak inne znane w przyrodzie uzależnienia, takie jak pracoholizm, seksoholizm, narkomania, a może nawet bardziej. Piszę praktycznie o wszystkim. O sobie, o tym, jak mi minął dzień, co się wydarzyło i co się wydarzyć mogło. Komentuję wszystko, co się tylko dzieje, a gdy braknie mi tematów wchodzę w polemikę z samym sobą. Sam stawiam jakąś tezę, a potem ją obalam. Dostałem już takiego kręćka, że nie wiem jak się nazywam. Nie poznaję też tego, co napisałem wczoraj. Ostatnio tak się skołowałem, że sam siebie oskarżyłem o plagiat i zażądałem sporego odszkodowania. Tymczasem docierają mnie słuchy, że tu i ówdzie zaczynają się spontanicznie organizować komitety społeczne, których celem jest powstrzymanie mnie od dalszego pisania. Słychać głosy, by odebrać mi laptopa, a przynajmniej odciąć od Internetu. Spotkałem się też z sugestią, by „się ze mną nie patyczkować i od razu połamać mi ręce”. Bez sądu, bez adwokata, metodą radziecką. A potem wysłać na prace przy jakiś dużych robotach ziemnych, najlepiej na Syberii. I to w samych kalesonach. Z kolei jedna z amerykańskich wytwórni filmowych zaproponowała mi, żebym pisał scenariusze do kolejnych odcinków „Mody na Sukces”. Na to ostatnie to nie wiem, czy mam się obrazić czy się ucieszyć. Na razie odpisałem im, że nie mam czasu. Mam w głowie pomysły na przynajmniej 20 powieści i 50 opowiadań. Całe szczęście, że pamięć mam kiepską i większość rzeczy po pewnym czasie wylatuje mi z głowy, zanim zdążę je napisać. W przeciwnym razie niechybnie padłbym z głodu i wyczerpania.
Tak. Mieszkam w Irlandii.
Tym bardziej że przeraża mnie perspektywa uśnięcia na klawiaturze. Bo ja się kładę gdy jest to ostateczną ostatecznością. I gdy już nic innego zrobić nie jestem w stanie. :)
(Wiesz jaki mam kod do przepisania tutaj na dole? UOKO. :) ) Więc to na pewno znak. Uważaj na OKO. :)
"Nikt normalny nie ma tyle czasu, ani tyle cierpliwości." No normalny na pewno nie. ;)
A i jeszcze jedno. Jakbyś miał za duże cienie pod oczami od niespania, polecam krem na hemoroidy. :)) Stosowany oczywiście wbrew przeznaczeniu na zasinione miejsca tuż pod oczami.
(To nie jest żart. :) )
:)
Dodaj komentarz