paź 15 2009

Pochwała nieuctwa


Komentarze: 1

Dzisiaj w pracy nauczyłem się bardzo ważnej lekcji. W skrócie sprowadza się ona do tego, że lepiej być gorszym niż lepszym. Lepiej nic nie wiedzieć niż coś wiedzieć. Jeżeli coś umiesz wszyscy od razu przywalają cię nadmiarem obowiązków. Dlatego najlepiej udawać, że nie umiemy nic. Nie potrafimy samodzielnie wykonać najprostszego polecenia. Nie pamiętamy co mieliśmy zrobić i wszystko nam się miesza. Jesteśmy takimi niezgułami, że to cud, że się dotąd nie zabiliśmy potykając o własne sznurowadła. Najlepiej nie dawać nam długopisu do ręki, bo możemy się nim dźgnąć. Albo co gorsza kogoś. Tylko wyrobienie sobie takiej opinii wśród kolegów i przełożonych może nam zapewnić święty spokój. Natomiast wyrwanie się z jakimikolwiek talentami owocuje zwykle przeniesieniem na bardziej odpowiedzialne stanowisko, gdzie trzeba więcej pracować i w większym stresie. To tak jak w szkole. Jak się z czymś wychylisz to będziesz potem ciągany po rozmaitych olimpiadach przedmiotowych. Wiem po sobie. Dlatego lepiej siedzieć cicho i udawać, że nie rozumiesz co się do ciebie mówi.

 

Najgorszą rzeczą, która się może zdarzyć w pracy to sytuacja, w której ktoś uzna, że jesteś tak dobrym pracownikiem, tak istotnym dla swojej firmy, że sobie bez ciebie nie poradzą. Jest to najkrótsza droga do tego, byś przez następne 2 lata nie dostał żadnego urlopu. Wszyscy inni pojadą sobie na Bermudy, albo w Pireneje, a ty się będziesz kisił w biurze próbując odwalić nie swoją robotę. I nawet jak się rozchorujesz i dostaniesz 40 stopni gorączki to będziesz musiał przychodzić do pracy. By tylko sprostać swojemu własnemu wizerunkowi, który się utrwalił w wyobraźni twojego szefa. Dlatego lepiej nie być niezastąpionym. Lepiej być zastąpionym. Albo jeszcze lepiej: szkodliwym. Taki z miejsca dostanie 2 miesiące urlopu i nikt się nie będzie upominał, że go nie ma. Nawet się wszyscy ucieszą, że sobie pojechał. Bo wtedy od razu praca ruszy z kopyta. I skończą się niepotrzebne opóźnienia. Takiemu pracownikowi szef nigdy nie zadzwoni w środku nocy z prośbą o pomoc. Nikt też nie zaprotestuje, że się codziennie spóźnia do pracy o 15 minut i wychodzi o 5 minut za wcześnie.

 

Stąd pamiętajcie. Lepiej nic nie wiedzieć. W niczym się nie orientować. Na wszystkie pytania odpowiadać: „nie wiem, nie umiem, nie mam o tym zielonego pojęcia”. Lepiej być dyletantem i nieukiem. Lepiej pracować wolniej niż szybciej. Lepiej nie mieć żadnego wykształcenia, bo jak je masz to od razu oczekują od ciebie czegoś. Jak jesteś inżynierem – że będziesz wiedział jak działa żarówka, jak jesteś ekonomistą – że wiesz kiedy skończy się obecny kryzys gospodarczy. Tymczasem ja gdziekolwiek jestem z miejsca zastrzegam sobie, że nic nie wiem. Niczym się nie interesuję i nie mam żadnych planów na przyszłość. Nie skończyłem żadnej szkoły i nawet te, z których mnie wyrzucali, miały kiepską reputację. Nie mam jakichkolwiek arystokratycznych korzeni, mój tata nie działał w Solidarności, moja mama nie była sanitariuszką podczas Powstania Warszawskiego i w ogóle sroce spod ogona wyskoczyłem. To jedyna szansa, by choć na chwilę zapomnieli o moim istnieniu i pozwolili w spokoju wypić herbatkę.

 

leppus_28   
pczr
17 października 2009, 03:49
Obawiam się, że nie w Polsce takie numery. :(

****(gwiaździste niebo)******
Bardzo się cieszę, że powróciłeś do pisania!
*******(a tutaj śnieg)*******

PS' Oczekuj listu. Bo przecież kiedyś wreszcie się wyśle... Musi!
Myślę, że bariery jakie przed nim stawiasz, nie są w stanie go przestraszyć. ;)
On po prostu ma jakieś swoje powody, dla których bezczelnie daje nogę w eter.
Za co mu oczywiście przy najbliżeszej okazji ową nogę połamię.

Dodaj komentarz