Seksualne podteksty
Komentarze: 6
Przez chwilę będę politycznie niepoprawny i narażę się kilku osobom (pewnie nie pierwszy raz zresztą), kiedy powiem, że moim zdaniem erotyka jest tą rzeczą, która napędza każdą bez wyjątku znajomość między kobietą i mężczyzną. Niezależnie od tego kim jest ona, kim on i jak jedno ma się do drugiego. Możliwość przespania się ze sobą to jest to, co powoduje, że mają oni w ogóle ochotę ze sobą rozmawiać. Żaden mężczyzna nigdy nie otworzy ust do kobiety, która mu się nie podoba. I odwrotnie. Żadna kobieta nie zaszczyci faceta minimalną choćby zdawkowością i elementarnym zainteresowaniem, jeżeli ten nie działa na nią. Jeżeli nie ma choćby cienia szansy, że coś z tego wyniknie czysto fizycznego. Nawet jeżeli ona jest dziewczyną kolegi, a on chłopakiem siostry. Jeżeli odjąć erotyczne przyciąganie, które jest między nimi, to naprawdę niewiele dałoby się z tego wycisnąć. Tak samo żaden mężczyzna nie podwiezie samochodem kobiety, która nie będzie mu się podobała. Ani nie pomoże jej z własnej woli wnieść pralki na szóste piętro. O ile nie będzie miał w głowie tego, co mogłoby się między nimi stać, o ile miałby tylko nieco więcej odwagi, był trochę przystojniejszy, a ona bardziej pijana. Jeżeli np. stoimy na przystanku autobusowym i jest wieczór. I podchodzi do nas młoda dziewczyna i pyta, o której godzinie odjeżdża autobus do Kielc. Albo zagaduje, niby to mimochodem: „ale dzisiaj ziąb”. To wiadomo, że nie chodzi tutaj ani o autobus, ani o temperaturę. Chodzi o to, że podobamy się jej, a dziewczyna ma już w głowie niewybredne fantazje nas dotyczące. A że prawidłowo wyczuwa, że jesteśmy skończonymi gamoniami postanawia sama działać, żeby zwiększyć szanse na ich realizację. Osobiście nigdy w życiu nie uwierzę, że jest coś takiego jak przyjaźń między kobietą i mężczyzną. Że są jacyś tam ludzie, płci przeciwnej, którzy lubią ze sobą rozmawiać, ale nic poza tym. Jest to dla mnie zupełny nonsens. Oczywiście zdarzają się takie przypadki, ale są one wyłącznie spowodowane tym, że ona ma kogoś, albo on ma kogoś i niestety nie ma szans na coś konkretnego między nimi. Ale wiadomo co się wyprawia w ich głowach. I wiadomo co się stanie, jak któregoś dnia ich poniesie i się zapomną. Dlatego jak jacyś ludzie mówią sobie: „jesteśmy tylko przyjaciółmi”, to jest to dla mnie jedynie zawoalowany sposób na dojście naokoło do tego, do czego i tak dojść musi. A już mówienie: „my możemy być przyjaciółmi, bo ona w żaden sposób nie działa na mnie”, albo „spokojna głowa, on nie jest w moim typie” to już czyste mydlenie oczu. Jeżeli by się sobie nie podobali, to by nie spędzali ze sobą czasu. Bo niezależnie od jakiej strony jakaś osoba działa na nas i tak się to wcześniej czy później skończy w łóżku. Możemy siedzieć całymi wieczorami i recytować sobie wiersze. Możemy się gonić wokół bloku, albo wypłakiwać sobie w rękaw. I tak na jakimś etapie zostaniemy sami, w jakąś ciemną noc i wszystko skończy się zwyczajnie, seksem.
I drażnią mnie ludzie, którzy twierdzą, że tak nie jest. Którzy wierzą w to, że jesteśmy altruistami. „Lubię cię, lubię z tobą rozmawiać, jest to dla mnie rozwijające intelektualnie, ale nie pozwolę by seks wszystko zniszczył”. Bzdura. Seks zawsze był i będzie między mężczyzną i kobietą. Nie można z nim tylko wyskakiwać za wcześnie. Ale on zawsze tam gdzieś jest w środku. Nie ma żadnych relacji między płciami, jeżeli nie są to relacje erotyczne. Jeżeli wiedziałbym, że nigdy nic nie będzie między mną a jakąś dziewczyną, którą znam, to nie miałbym żadnej motywacji by ciągnąć tę znajomość. Przy czym nie jest to wynik tego, że wszystko sprowadzam do spraw seksualnych. Raczej odwrotnie. Uważam, że wszystko co ciekawego można robić w życiu ma podtekst seksualny. Literatura jest ciekawa, o ile jest seksualna. Choć ma charakter raczej autoerotyczny, podobnie jak pornografia. To znaczy nie służy do podrywania kogoś. Już raczej do radzenia sobie z sytuacją, że nikogo nie umiemy poderwać, albo nikt nie chce podrywać nas. Rozmowa jest ciekawa, o ile dotyczy seksualności. Dlatego nie interesuje mnie np. rozmowa o ekonomii. Bo to temat stricte aseksualny. Sport jest ciekawy poprzez swój seksualny podtekst. Gdyby piłkarze nie byli przystojni i nie mieli ładnych nóg to naprawdę nikt nie miałby ochoty tego oglądać. Jeżeli zdobyty gol nie kojarzyłby się ejakulacyjnie, to jakie by mógł wywołać emocje. Gdyby brutalny faul od tyłu, na nogi przeciwnika nie powodował w naszych głowach perwersyjnych skojarzeń, nikt by się tym nie podniecał. Nie czarujmy się. Każdy facet, który widzi ładną kobietę, ma tylko jedno w głowie. Jak zrobić, by się do niej dobrać. I każda kobieta myśli tak samo. Nie ważne czy związana z kimś czy nie. To dlatego jak już mamy kogoś, to nasz pęd do poznawania innych ludzi gwałtownie spada. Bo wiemy, że każda znajomość ma charakter seksualny. Każde „cześć” i każde „co słychać”. Nie ma rozmowy, która nic nie znaczy. Znajomości, która do niczego nie zmierza. Jeżeli poznajemy kogoś na necie i nie widzimy tej osoby, to i tak wyobrażamy ją sobie. Nie uwierzę, że ktoś mógłby ciągnąć taką znajomość i nie karmić swojej wyobraźni określonymi wizjami. Każdy facet sądzi, że kobieta, którą poznał jest atrakcyjna i w jego typie. Najlepiej wysoka, szczupła, o długich nogach i gładkiej, wykremowanej skórze. Dla każdej kobiety nieznajomy to wysoki, postawny brunet, o delikatnych dłoniach i zniewalającym uśmiechu. A gdy nagle okazuje się, że ta osoba wcale taka nie jest, zaczynamy mieć trudności, by utrzymać dawne zainteresowanie tą znajomością. Tak samo, gdy kogoś znamy jakiś czas i oczywiście mamy na nią ochotę i któregoś dnia lądujemy z nią w łóżku. Nagle już nas tak nie ciągnie do niej. Już nie mamy takiej ochoty, żeby z nią rozmawiać. Już nas nie ciekawi za bardzo, co ma do powiedzenia. Bo największe przyciąganie jest, gdy dążymy do tego, by kogoś pierwszy raz zaciągnąć do łóżka. To jest ten dreszcz emocji, to jest coś, co rozpala naszą wyobraźnię. A gdy już to zrobimy, to nie jest już to takie interesujące. To już nie ma w tym takiej tajemnicy. Już nie uważamy, że to takie niezwykłe. Ot, zwyczajnie, śpimy z kimś. I z reguły nie wygląda to tak kosmicznie, jak wyglądało, gdy pozostawało jedynie w naszej głowie. Gdy staliśmy przed nią, ona powiedziała: „nie znoszę jak mężczyźni traktują mnie wyłącznie jak obiekt seksualny”, a my pokiwaliśmy głową, że niby wiemy o co chodzi i jesteśmy całkowicie po jej stronie.
A poza tym cieszę się, że wszyscy z wszystkim się zgadzają. :)
Bo czasem jest odwrotnie. Podchodzisz do kogoś i naprawdę chcesz się dowiedzieć tylko o godzinę. Pytasz. A ta osoba odpowiada Ci: Teraz piętnasta, ale o 18 jestem wolny. To co, pizza? :)
No i co wtedy? :)
Jak stawia to pół biedy. :)
Poza tym większość tzw. przyzwoitych dziewczyn zakłada, że to coś złego. Jeżeli ktoś patrzy na nie jak na obiekt seksualny. Ja tak nie uważam. Bo nie uważam, żeby seks był miły tylko dla facetów, a niemiły dla kobiet. To nie jest wabik, którym kobiety kuszą facetów, żeby ich naciągnąć na małżeństwo. To, że ktoś pożąda Cię i ma na Ciebie ochotę to powinno Cię dowartościowywać. Ja bym nie chciał, żeby ktoś rozmawiał ze mną bez podtekstu. Żeby mnie zagadywał tylko po to, by się dowiedzieć która jest godzina.
:)
Otóż. To z wyobrażaniem sobie u mnie nie działa. :)
Ale popieram Cię w stwierdzeniu, że seks łączy płcie. :D Właściwie ciężko nie. :)
Aha. Tylko mi nie mów, że ten miły starszy pan, który do mnie podszedł wczoraj na przystanku i zapytał o godzinę, kierował się tylko seksualnymi pragnieniami związanymi z moją osobą. :)
Ani że to, że mu wyrecytowałam tarczę zegarka, zamiast powiedzieć, żeby spojrzał sobie na swój czasomierz, co to mu na lewym nadgarstku pięknie zbywa, było jakimś podtekstem!
:)
Nie ideologizujmy świata. :)
Dobranoc. :)
Dodaj komentarz