Poranek Wodza
Komentarze: 0
Poranek jest dla Wodza trudnym momentem. Przywódca, nadzieja i światło swego narodu, budzi się powoli. Pomimo bowiem wątłego ciała Wódz, jak na Wodza przystało, sny ma potężne i dalekosiężne. Snią mu się wielkie armie i wielkie wyzwania. Śni, że sam jeden rusza do przodu Koło Dziejowych Zmian, że rzuca wyzwanie niemożliwemu i porywa się na nieosiągalne. Że los świata spoczywa na jego muskularnych ramionach. Przede wszystkim jednak śni, że jest kochany i potrzebny, bo też takie sny są ze wszystkich najprzyjemniejsze. Jest to bardzo wyczerpujące. Wódz budzi się zmęczony, choć dzień jeszcze się nie zaczął. Dyszy ciężko, jest zlany potem. Krótkie nóżki wywijają w powietrzu nerwowe zawijasy. Wódz leży jeszcze przez moment, starając się powstrzymać uciekające fantazje, nierzadko erotyczne, lub te jeszcze poważniejsze, polityczno-erotyczne. Zwykle około minuty trwa zanim otwiera oczy. Za chwilę gramoli się już niemrawo, by zrzucić krótkie nóżki na podłogę i usiąść na łóżku. Wtedy przeciąga się i przeciera zaspane oczka. Głośne ziewanie alarmuje służbę, która przybiega usłużnie, by Wodza nieco obmyć, ubrać i posilić, póki nie będzie można pokazać go narodowi i póki nie będzie mógł rządzić, czyli być Wodzem. Do tego momentu bowiem Wodzem nie jest. Jest Wodzem zaspanym. Pół-Wodzem lub czasem nawet ćwierć-Wodzem. Jego rozumek pracuje jeszcze wolniutko i w tej chwili trudność sprawia mu wszystko, nawet zawiązanie butów. Jednak już kilka godzin później nastąpi w Wodzu wielka zmiana. Jego mózg zdolny będzie do zajęcia się sprawami wagi państwowej, a nawet dziejowej, których nikt poza nim nie jest w stanie ogarnąć. Dlatego zresztą jest Wodzem. Tylko on potrafi dzierżyć w swojej ręce wszystkie potrzebne do rządzenia sznurki. I to mimo iż rączka ta jest malutka, możnaby rzec dziecięcia, niedorozwinięta.
Teraz Wódz, by mógł stać się znów Wodzem, jak co dzień, musi przejść przez serię operacji przywracających jego Wodzowatość. Polegają one na kontakcie z osobami, które podkreślają jego genialność i całkowitą nieomylność we wszystkich możliwych sprawach. Ważną rolę odgrywa też stałe zwracanie się do niego per Wodzu. Jest to kluczowe by ego Wodza stopniowo rosło. Gdy urośnie już na tyle, że nie mieści się w pokoju, w którym akurat przebywa, znaczy to, że operacja przebiegła pomyślnie. Wodza w tym momencie rozpiera energia, zaczyna krążyć po pokojach z dużą szybkością, przybierając postawę coraz bardziej wyniosłą. Trzymanie go w zamknięciu byłoby już wtedy niebezpieczne, należy więc doprowadzić do uwolnienia Wodza. Uwolniony Wódz wybiega z prywatnych apartamentów i rozpoczyna swoje normalne obowiązki, na które składają się niezliczone spotkania, posiedzenia i zebrania, czyli wszystko to, co ma utwierdzić Wodza w przekonaniu że kieruje państwem. Przy wszystkich tych okazjach zapoznaje się go z aktualną sytuacją oraz problemami, z reguły niecierpiącymi zwłoki i niechybnie wymagającymi jego wodzowskiej interwencji. Wódz bierze wtedy na siebie całą odpowiedzialność za losy kraju i przy pomocy wrodzonego geniuszu podejmuje arcyważne i arcytrudne decyzje, tak, jak inny pije herbatę. Wszystkie one bez wyjątku trafiają potem na pierwsze strony gazet, wywołując głośne, pełne zdumienia i niedowierzania westchnięcia.
Niestety są też cienie rządzenia. Choć trudno w to uwierzyć Wódz nie cieszy się taką popularnością na jaką niewątpliwie zasługuje całą swoją postawą. W wielu miejscach kraju, na wielu szczeblach, działa wroga Wodzowi opozycja, wyszydzająca każdy jego krok, krytykująca i oczerniająca go, a przede wszystkim natrząsająca się z jego wzrostu. Istotnie, Wódz wysoki nie jest, choć z drugiej strony nie da się powiedzieć ile dokładnie mierzy, gdyż stanowi to ściśle chronioną tajemnicę państwową. Kiedyś mówiono o 150cm wzrostu, ale z ostatnich badań wynika, że Wódz w trakcie sprawowania władzy kurczy się, tracąc ok. centymetra każdego miesiąca sprawowania państwowych urzędów. Ostatnio zaczął nawet korzystać z pomocy służby przy wchodzeniu do łóżka, a osoba, która pewnego dnia widziała go śpiącego wyznała, że Głowa Państwa prawie cała już mieści się na prezydenckiej poduszce. Jest też tak mała, że coraz trudniej ją filmować. Faktem jest też, że straż prezydencka nie dopuszcza do niego żadnych osób mających więcej niż 160cm wzrostu, a poziom ten jest stale zaniżany, co nieuchronnie prowadzi do izolacji Wodza.
Wszystko to jednak nie ma wpływu na jego działania, które pod ostrzem krytyki stają się jakby jeszcze bardziej zaciekłe i nie znające umiaru. Wódz już przyzwyczaił się, że jest nielubiany i nierozumiany, co jest zresztą cechą typową Wodzów. Nie jest to jednak ważne. Ważne jest przekonanie o własnej genialności, a co za tym idzie zdolność do porwania za sobą tłumów, ich umiejętne manipulowanie, a tę sztukę Wódz, jak mało kto, posiadł w stopniu większym niż ktokolwiek inny. Jest Wódz tzw. wytrawnym politycznym graczem, chłodnym pokerzystą, prawidzwym mordercą o twarzy dziecka (choć złośliwi twierdzą, że reszta ciała też jest dziecięca). Owe mistrzostwo rozwijał w sobie długo. W końcu Wódz nie pojawił się znikąd. Od zawsze obecny w wielkiej polityce, długo zajmował miejsce w drugim szeregu, ucząc się i zdobywając doświadczenie potrzebne do osiągnięcia celu, jakim było przejęcie władzy absolutnej. Niewątpliwie elementem utrudniającym poruszanie się po grząskich terenach polityki była jego wrodzona kłótliwość oraz przekonanie o własnej nieomylności. Z nikim nie potrafił się dogadać i pomimo szczerych chęci każdy zawarty sojusz kończył się wyzwiskami i bijatykami. Można powiedzieć, że jego osobowość była zbyt potężna, zbyt paraliżująca. Dlatego postanowił zmienić front. Zamiast podporządkować sobie jakąś istniejącą partię, stworzył swoją własną, partię, która była jedynie przybudówką, dodatkiem do jego własnej osoby, złożoną z ludzi, których jedynymi poglądami była miłość do Wodza. Z taką siłą za swoimi plecami przystąpił do ataku na najwyższe stołki w państwie, co wiązało się z zastosowaniem jeszcze jednego politycznego fortela. Otóż sięgając po władzę absolutną, o której marzył, Wódz natrafił na swojej drodze na problem natury prawnej, który uniemożliwiał mu po tę władzę sięgnięcie. Okazało się, że nie może być jednocześnie Premierem i Prezydentem, a każda z tych funkcji z osobna wydawała mu się niekompletna i pełna ograniczeń. Aż któregoś dnia doznał olśnienia i wpadł na pomysł porywający w swej prostocie. Otóż Wódz zaczął udawać, że jest go dwóch. Dwóch braci bliźniaków, każdy nieco inny od drugiego. Jeden trochę jakby niższy, drugi wyższy, jeden nieco starszy, z wąsikiem, drugi młodszy, bardziej energiczny. Pomysł okazał się uciążliwy w realizacji, ale niezwykle skuteczny. Wódz pojawiał się w telewizji i na posiedzeniach partyjnych tylko jako jeden lub drugi z braci, nigdy natomiast nie widziano ich obu. Przekonanie opinii publicznej dlaczego tak jest nie było trudne. Po prostu Wódz nie lubi być fotografowany gdy jest go dwóch, bo wygląda wtedy niepoważnie i cierpi na tym powaga państwa.
W ten sposób rozpoczął on udane podwójne życie. Jeden z braci miał żonę i dzieci, drugi był kawalerem, ale poza tym mieli wszystkiego po dwa: dwa samochody służbowe, dwa mieszkania i rzecz jasna dwie pensje. Dzięki wrodzonej energiczności potrafił radzić sobie z nadmiarem obowiązków. Najważniejsze jednak było to, że jeden z braci wkrótce został Prezydentem państwa, a drugi zaś Premierem. W ten sposób spełniło się największe marzenie Wodza: został dyktatorem w starym stylu.
Dodaj komentarz