sie 11 2008

Powódź


Komentarze: 0

 

Gdy w sobotę wracałem do domu z Dublina była powódź. Wyjeżdżałem akurat na autostradę M1. Lało tak, że w niektórych miejscach było podobno metr wody. Wszystkie studzienki się poprzelewały. Po chodnikach płynęła rzeka o głębokości pół metra, tak że można było się utopić. Jednym słowem był to stan klęski żywiołowej, podczas gdy ja dokładałem wszelkich starań by się stamtąd wydostać. Wyjeżdżam więc z miasta i jestem przy ostatnim wiadukcie przed autostradą. A wiadomo że w takich zagłębieniach zbiera się najwięcej wody. Widzę że wszyscy dojeżdżają do tego miejsca, oceniają prawidłowo sytuację i zawracają. To znaczy tak robią wszyscy którzy mają choć trochę oleju w głowie. Ale też dwóch gości usiłuje przejechać. Jadą takimi małymi samochodzikami jak Peugeot 206, albo coś takiego. Odważne chłopaki. Albo kobiety, bo nie widać dokładnie. Chyba nawet bardziej kobiety, bo nie zdają sobie najwyraźniej sprawy z tego co robią. Ja tymczasem dojeżdżam i się zastanawiam. Myślę sobie tak: mam diesla, a on chyba nie ma świec. Więc co mi się niby może stać? To rozumowanie bardzo mi się podoba, chociaż z drugiej strony widzę też, że wszyscy taksówkarze co mają diesle zawracają od razu. Ale nic. Wkurzyłem się i jadę. Czuję się jak amfibia, albo Pan Samochodzik. Tylko czekam aż mi się woda zacznie wlewać do kabiny. A jeszcze przejeżdżają z przeciwka jacyś gnoje i chlapią na mnie wodą. Ale spoko. Zaparłem się i przejechałem. Wyjeżdżam i widzę po drugiej stronie tych dwóch, co jechało przede mną, jak stają na środku drogi i włączają światła awaryjne. Pod pedałem czuję, że już najwyżej z dwa cylindry mi pracują tylko. Ale myślę sobie: jak tylko nie zgaśnie zupełnie to do domu dojadę. A co? Może nie? Rozpędziłem się więc na tych dwóch cylindrach i nie zauważyłem że dojeżdżam do następnego wiaduktu. Tamten był zalany zupełnie, tylko cienki przesmyk po prawej stronie był jeszcze przejezdny. Wyhamowałem dosłownie w ostatniej chwili. Dwie osoby stojące obok chyba dostały zawału widząc piruety które wyczyniałem próbując się zatrzymać. Tymczasem widzę że dokładnie na samym środku ogromnej wody, która się tam zebrała stoi sobie mercedes. Zalany do połowy. Jak dojechał tak daleko? Nikt nie był w stanie powiedzieć. Wielu przystawało chyba tylko po to, żeby go sobie pooglądać. Ja też przystanąłem. Ale nic to. Do domu dojechałem. Teraz już wiem dlaczego w „Hagakure” napisane jest: „rozsądek na niewiele ci się zda, robiąc coś lepiej zatracić się w szaleńczej desperacji”.

 

leppus_28   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz