gru 04 2008

Stary Manustrypt


Komentarze: 0

List prof. ks. Henryka Olszewskiego, nadesłany do redakcji pisma „Tygodnik Powszechny”, wydrukowany dnia 22.08.2002:

Rzadko zdarza się, by artykuł, wydrukowany w prasie codziennej, wywołał takie wrzenie, tyle komentarzy i aktów świętego oburzenia, co w przypadku artykułu księdza Malinowskiego, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej” dnia 7 lipca bieżącego roku. Znajdowało się tam tylko część argumentów, jeżeli możemy tak nazwać to, czym posługuje się ksiądz Malinowski, w całości zawarte w wydanym 2 dni wcześniej, lipcowym numerze „Wiedzy i Życia”.

Rewelacje tam przedstawione poruszyły, jak się wydaje, najczulsze struny polskiej religijności, poczucia narodowej dumy i wszystkiego tego, w co jeszcze wierzą ludzie w tych czasach ogólnego rozkładu. Artykuł księdza Malinowskiego uważam osobiście za podstępny atak na te wartości, na cały system moralny i etyczny, wyznawany przez zachodnią cywilizację. Atak podstępny, bo dokonany przez człowieka, który, przynajmniej teoretycznie, powinien krzewić i chronić to, co nazywamy tradycją Kościoła katolickiego, a na co składa się w pierwszym rzędzie kult Jezusa Chrystusa jako zbawiciela i odkupiciela win człowieczych, Syna Bożego, zrodzonego z Maryi Dziewicy. Kult ten ksiądz Malinowski ma za nic, atakuje go w najbardziej ordynarny sposób, przedstawiając nic nie warte naukowe dowody, których prawdziwość nie tylko rodzi uzasadnione wątpliwości, ale które przede wszystkim nie służą dobremu imieniu Kościoła, podważają jego autorytet i wiarygodność. Nie wiem jaka będzie decyzja episkopatu polskiego i czy opinię wyrazi w tej sprawie papież (moim zdaniem opinia może być tylko jedna), ale wydaje mi się, że ksiądz Malinowski nie powinien już być dalej reprezentantem tej religii, w którą ja wierzę i którą ja reprezentuję. Ważniejsze jednak od osoby samego Malinowskiego jest tu to, jak potraktujemy ogólną tendencję, która zapanowała ostatnimi czasy w polskiej prasie, polegającą na bezwstydnym szkalowaniu Kościoła, z tzw. pozycji naukowych, czy też pseudo-naukowych. Artykuł ten wpisuje się bowiem, niestety, w długą już dziś tradycję ataków na Kościół katolicki, instytucję, która usiłuje chronić nas przed zalewem zachodnioeuropejskiego liberalizmu i relatywizmu moralnego.

 

Fragment artykułu Jana Dobraczyńskiego, wydrukowanego na łamach „Wprost” dnia 24.08.2002,

przedrukowanego w „Gazecie Wyborczej” dnia 26.08.2002:

(...) Odpowiadając na tezy, stawiane przez księdza Malinowskiego w artykule z „Wiedzy i Życia”, nasuwa mi się cały szereg wątpliwości natury merytorycznej. Ksiądz, nie będąc ani historykiem, ani archeologiem z wykształcenia, popełnił niewątpliwie mnóstwo błędów w swym, nazwijmy to, naukowo-teologicznym śledztwie, dotyczącym tajemniczego, aramejskiego starodruku.

(...) W odróżnieniu do pozostałych krytyków, zamieszczających swe repliki w pismach katolickich, nie uważam by należało księdza tego obłożyć ekskomuniką i spalić na stosie tylko dlatego, że zdecydował się upublicznić wyniki swych historycznych i archeologicznych dociekań, nawet jeżeli ich wiarygodność była niezbyt wielka, a wyniki te stały w rażącej sprzeczności z jego własną, jak mniemam, żarliwą wiarą religijną. Świadczy to nawet o sporej odwadze, choć połączonej z pewną lekkomyślnością, a nawet naiwnością. Myślę, że ksiądz Malinowski wywołał burzę w szklance wody, burzę, która może stać się jednak niezwykle pomocna i oczyszczająca. Być może zapoczątkował on bardzo ważną dyskusję, która stanie się pomostem do porozumienia różnych religii i tradycji intelektualnych. Może ona pomóc w oczyszczeniu religii katolickiej z tych dogmatów, które przestały już obowiązywać, ustępując pod naporem naukowych odkryć.

 

Oświadczenie komisji papieskiej, wydane 4.09.2002, w sprawie artykułu księdza Malinowskiego, który ukazał się 5.07.2002 na łamach „Wiedzy i Życia”:

Po dokładnym zapoznaniu się z materiałami, przysłanymi komisji przez księdza Malinowskiego oraz materiałami dostarczonymi nam przez episkopat polski, komisja uznaje, że nastąpiło tu, za sprawą w/w księdza, rażące pogwałcenie zasady nie kwestionowania podstawowych dogmatów wiary, wyznawanej przez osobę kościelną. Dlatego też postępowanie księdza Malinowskiego spotyka się ze stanowczą naganą z naszej strony, oraz zostaną podjęte kroki zmierzające do uniemożliwienia dalszego szerzenia poglądów księdza w kwestiach wiary. Celem komisji nie była ocena wiarygodności naukowych tez, postawionych przez księdza Malinowskiego. W tej kwestii komisja nie będzie się wypowiadać.

 

Wypowiedź księdza Malinowskiego, zarejestrowana 4.09.2002, wkrótce po dotarciu informacji o decyzji komisji papieskiej:

Chciałbym powiedzieć, że moim celem, jako autora artykułu, wydrukowanego w „Wiedzy i Życie” nie było podawanie w wątpliwość fundamentów wiary katolickiej, a co za tym idzie kwestionowanie kultu jezusowego jako Syna Bożego. Moim celem było jedynie przedstawienie faktów historycznych, również takich, które jako niewygodne są często ukrywane przez Kościół katolicki. Uważam, że warto było je opublikować, by wywołać dyskusję nad pewnymi zagadnieniami natury doktrynalnej i teologicznej. Werdykt komisji papieskiej przyjąłem ze smutkiem, ale i pokorą. Jeżeli komisja zakaże mi dalszej pracy naukowej, podporządkuję się temu zakazowi. Wciąż uważam się za katolika. Odkrycia, których dokonałem jeszcze bardziej utwierdziły mnie w mojej wierze.

 

*

 

- Zareagował ksiądz niezwykle spokojnie na werdykt komisji.

- Tak. Zakazano mi publikacji, odebrano moją pracę, ale pozwolono pozostać na stanowisku na uniwersytecie w Poznaniu i oczywiście zachować święcenia, a to dla mnie najważniejsze. Można nawet powiedzieć, że spodziewałem się poważniejszych konsekwencji, z ekskomuniką włącznie.

- Spodziewał się ksiądz ekskomuniki? W takim razie dlaczego zdecydował się ksiądz na publikację?

- Może pan uwierzyć w to, lub nie, ale z naturalnej potrzeby dania świadectwa prawdzie. Pewnie gdybym nie był księdzem, byłbym archeologiem albo historykiem. Gdy wpadło mi w ręce coś, co uznałem za jedno z największych odkryć naukowych naszego stulecia, nie mogłem trzymać tego w tajemnicy. Pan postąpiłby inaczej?

- Mimo to wielu i tak uważa, że zrobił to ksiądz wyłącznie z chęci zdobycia rozgłosu.

- To jest ich zdanie. Nie będę z tym polemizował.

- Chciałem na początku zapytać o to, co interesuje bardzo wielu ludzi, a mianowicie: czy ma ksiądz wykształcenie archeologiczne.

- Nie. Skończyłem religioznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Archeologia to jednak moja pasja. Znam łacinę i hebrajski, trochę starogrecki.

- Starodruk był napisany po aramejsku.

- Tak. Ale dość szybko udało mi się go przetłumaczyć na hebrajski.

- Profesor Witlikiewicz, z Uniwersytetu Jagiellońskiego, największy specjalista od starożytnej kultury żydowskiej, określił księdza jako „ignoranta”.

- Ja ignorantem nazwałbym kogoś, kto określił profesora Witlikiewicza jako specjalistę.

- Jak się pan ustosunkuje do tez, stawianych przez profesora, na temat pana pracy, zamieszczonych w ostatnim numerze „Wiedzy i Życie”?

- Nie czytałem tego artykułu.

- A pozostałe argumenty przeciwników księdza?

- Ja nie prezentuje własnych poglądów, a jedynie wyniki analiz archeologicznych. Każdemu krytykowi mówię dokładnie to samo. Niech sam zbada wszystkie dostępne manuskrypty, na których ja się opierałem, a następnie udowodni, że gdzieś popełniłem błąd.

- Ksiądz doskonale wie, że takie badania nie są możliwe, z uwagi na niedostępność głównego starodruku.

- Tak. Znajduje się on w obecnej chwili pod kluczem i małe są szanse by w najbliższym czasie ktokolwiek został do niego dopuszczony.

- Pozostaje pan więc jedyną osobą, która miała do niego dostęp.

- Może inaczej. Jedyną, która ma ochotę wypowiadać się na ten temat. Starodruk był badany przez komisję episkopatu, oraz wysłanników papieża.

- Jakie były wyniki tych badań?

- Wszystkie badania kwestionowały jego oryginalność, ale nie precyzowały na czym dokładnie opiera się ta ekspertyza. To znaczy co takiego dokładnie świadczy o tym, że to falsyfikat.

- A ksiądz nie miał wątpliwości co do jego autentyczności?

- Miałem. Ale nie znalazłem też wyraźnych dowodów na jego fałszywość. Wszyscy, którym go pokazywałem byli tego samego zdania. A byli wśród nich specjaliści z różnych naukowych dziedzin.

- Kiedy odnalazł ksiądz pierwszy manuskrypt?

- Przeszło 2 lata temu.

- Gdzie?

- W archiwum biblioteki Uniwersytetu Poznańskiego.

- Jak się tam znalazł?

- Też chciałbym to wiedzieć. Być może dostał się tam za pośrednictwem jakiegoś zakonu krzyżackiego. Po wojnach krzyżowych w ich ręce trafiło wiele dokumentów z Ziemi Świętej. Kiedy zakony przestawały istnieć zasoby bibliotek trafiały w ręce polskie. Z reguły polscy naukowcy nie byli nimi zainteresowani, często nie były nawet odczytane. Trafiały do archiwum, gdzie leżały nietknięte i nieopisane przez stulecia.

- Jaka była księdza pierwsza reakcja na manuskrypt? Miał ksiądz świadomość doniosłego, naukowego odkrycia?

- Poszukiwałem wtedy zupełnie czegoś innego. Gromadziłem informacje dotyczące esseńczyków. W Poznaniu, gdzie pracuję i mieszkam, znalazłem już pewne dokumenty, m.in. informacje na temat pierwszego Mistrza zakonu, Wilhelma z Knortu. Gdy w ręce trafił mi aramejski manuskrypt miałem nadzieję, że również on dotyczy esseńczyków. Z taką nadzieją przekazałem go w ręce zaprzyjaźnionego tłumacza.

- Jak wyglądał manuskrypt?

- Był w stosunkowo dobrym stanie, choć brakowało szeregu kartek. Większość zachowanych stron była jednak prawie nietknięta.

- To chyba rzadkość. Z rękopisów z Qumran pozostały jedynie strzępy.

- To prawda. Można to nazwać szczęściem.

- Jak stary jest manuskrypt?

- Datowanie jest w tym wypadku bardzo trudne, ale myślę, że pochodzi z przełomu I i II wieku naszej ery. O tym przynajmniej świadczy jego treść. Nie można jednak, moim zdaniem, określić daty jego powstania z odpowiednio dużą dokładnością.

- Czy był jakoś podpisany?

- Pierwsze strony były zniszczone. Podobnie koniec, czyli części najbardziej narażone na zniszczenie. Dlatego nie wiemy dokładnie jaki był tytuł dzieła i kto był jego autorem.

- Ile dokładnie stron przetrwało?

- Około 50.

- Co opisują?

- Są rodzajem pamiętnika. Dziennika, pisanego ręką mnicha. W trakcie pisania przebywał on niewątpliwie w klasztorze w Tibru, na południu Izraela.

- Jak by ksiądz określił autora jako pisarza?

- Był niewątpliwie bardzo utalentowanym poetą i filozofem. Jego styl jest pełen prostoty i siły. Jeden z naukowców badających manuskrypt określił go nawet mianem Szekspira czasów starożytnych.

- Dlaczego więc nie znamy żadnych jego dzieł?

- Znamy jedno i to bardzo dobrze. Dotychczas nie wiedzieliśmy tylko, że to właśnie on jest jego autorem.

 

*

 

W roku 28 n.e. przebywał w Izraelu. Tutaj zetknął się z Janem Chrzcicielem, który zaczął głosić wiarę w nadejście Mesjasza. W tym samym roku wrócił do Aleksandrii, gdzie zaczął redagować Ewangelię, dzieło opisujące nadejście przepowiedzianego Mesjasza. By uwiarygodnić całą historię w swoje dzieło wstawił postacie historyczne: Jana Chrzciciela (który uznaje Jezusa za prawowitego proroka), króla Heroda Antypasa (rządził od 4 p.n.e.) i prokuratora rzymskiego Poncjusza Piłata (sprawował urząd od 26 n.e.). W trakcie pisania, w 30 roku dotarła do niego wiadomość o śmierci Jana. Fakt ten włączył do swego dzieła. W roku 30 Ewangelia była już gotowa. Jako autentyczną przekazał ją rabinowi, wyjeżdżającemu do Izraela. Ok. roku 32 niektórzy rabini zaczynają głosić wśród ludu Ewangelie opisujące życie Jezusa. W roku 34 rybak imieniem Piotr doznaje objawienia i zaczyna wierzyć, że jest Piotrem, opisanym w tekście. Uzurpuje sobie prawo do zwierzchnictwa nad rozwijającym się kościołem. Chrześcijanie są zwalczani jako heretycy. W 37 roku Rzymianin Paweł, zwalczający dotychczas chrześcijan, przechodzi na ich stronę i staje się głównym krzewicielem religii wśród ludów rzymskich (pierwsza jego misja ma miejsce w 44 roku). Do 45 roku religia ma znaczenie marginalne. Ok. 58 roku Piotr, nie odnosząc większych sukcesów wśród Żydów, przedostaje się do Italii. Jako niepiśmienny wielokrotnie snuje z pamięci opowieści zawarte w Ewangelii. Zostają one spisane w postaci Ewangelii synoptycznych przez trzech jego uczniów. Różnią się szczegółami, podobnie jak różniły się opowieści Piotra. W 64 roku chrześcijanie stają się liczną sektą w Rzymie i są prześladowani przez Nerona. W 64 roku umiera Piotr, w 67 zostaje zgładzony święty Paweł. W 70 roku święty Łukasz (przypisuje mu się autorstwo jednej z Ewangelii), pisze Dzieje Apostolskie. W międzyczasie autor pisze czwartą Ewangelię według św. Jana. Wkrótce potem umiera w podeszłym wieku. Tekst Ewangelii, wraz z Apokalipsą (również nazwaną św. Jana) przedostaje się na tereny Izraela z dużym opóźnieniem. Pojawia się dopiero ok. 95 roku i jest łączona z osobą mistyka o imieniu Jan.

leppus_28   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz