kwi 22 2009

Szczęście


Komentarze: 2

Najgorszą rzeczą, jaka się może przydażyć artyście, lub też osobie, która stara się być artystą, to jakaś forma życiowej stabilizacji. Pan artysta poznaje dziewczynę, zakochuje się w niej i pech chce, że z wzajemnością. Z tego powodu czuje się szczęśliwy i spełniony. Wreszcie się uspokaja i zaczyna prowadzić w miarę normalne życie seksualne. W tym momencie potrzeba pisania, malowania czy układania wierszy, tak dotąd olbrzymia i wprost rozsadzająca go od środka, spada niemal do zera. Brak mu czasu, tematu i motywacji. Słowa nie kleją się tak jak dawniej, a metafory tracą na frywolności. Jakby stały się nagle nieśmiałe i zalęknione. Miały nadwagę i nie chciało im się za bardzo ruszać. Już nie ma ochoty nikogo prowokować, ani nic nikomu udawadniać. I z łezką w oku wspomina czasy, gdy był sam jak palec. Niekochany i nierozumiany, odepchnięty na margines życia. Conajwyżej beznadziejnie zakochany w pewnej podłej kobiecie, która nie zwracała na niego uwagi. Gdy wieczory dłużyły się słodko i nieprzytomnie. A twórczość wyskakiwała z niego niczym diabeł z pudełka. Niestety te czasy się skończyły. Być może nawet raz na zawsze. Teraz nie ma już o czym pisać. Szczęście zabiło w nim artystę. Tę palącą potrzebę zgryźliwości, którą zawsze miał w sobie. Niezgodę na wszystko, co widział dokoła, młodzieńczą bezkompromisowość i nieodpowiedzialność. No cóż. Jak widać zawsze wszystkiemu winna jest jakaś kobieta.

leppus_28   
22 kwietnia 2009, 17:04
A mnie jakoś odwrotnie. Sam nie wiem czemu. :)
pczr
22 kwietnia 2009, 15:15
A mnie się kobiety kojarzą z niewinnością. :)

Dodaj komentarz