Wyjechać
Komentarze: 0
Rozumiem Samuela Becketta, który musiał wyjechać ze swojej rodzinnej Irlandii, żeby zacząć pisać.
Rozumiem Joyce’a, który zrobił to samo.
Rozumiem Henry’ego Millera, który żeby odnaleźć siebie musiał opuścić Amerykę i zamieszkać w Paryżu.
Rozumiem Mickiewicza, który całe życie spędził na emigracji i nigdy nie był w Krakowie ani w Warszawie.
Rozumiem Dantego, wygnanego z ukochanej Florencji, piszącego „Boską Komedię” w przydrożnych gospodach.
Rozumiem Nietzschego, bezpaństwowca, którego choroba przeganiała po szwajcarskich i włoskich sanatoriach.
Rozumiem Dostojewskiego, przebywającego na zesłaniu i uciekającego zagranicę przed dłużnikami.
Rozumiem Gombrowicza, który wybrał życie w Argentynie i we Francji, zamiast wracać do Polski.
Ja też czuję, że chociaż jestem Polakiem, to muszę tę swoją polskość z siebie wyrzucić. Jak coś co mnie uwiera i zciąga w dół. Ilekroć widzę gdzieś większą grupę Polaków czuję się nieswojo. Nie popieram niczego, co składa się na ową tradycyjnie rozumianą polskość. Nie posiadam żadnych cech charakterystycznych. Nie jestem katolikiem. Nie mówię głośno co mi się podoba, a co nie. Nie mam żadnych poglądów na temat aborcji i eutanazji. Nie mam zwyczaju włazić z brudnymi butami w czyjeś życie. Nie biję swoich dzieci, żeby wyrosły na porządnych ludzi. Nie chodzę w dresie do hipermarketu. Nie kupuję nowego samochodu po to, żeby mi wszyscy na osiedlu zazdrościli. Nie traktuję kobiet jak śmieci, ani jak coś czym można się pochwalić przed kolegami. Nie dostaję białej gorączki na samo wspomnienie Jana Pawła II. Nie nienawidzę Żydów i gejów. Nie obrzucam sędziego wyzwiskami ilekroć oglądam mecz piłki nożnej.
Jak daleko trzeba wyjechać, żeby się od tego raz na zawsze odciąć?
Dodaj komentarz