Archiwum 25 czerwca 2008


cze 25 2008 Kim jestem
Komentarze (1)

Powiedzmy to sobie szczerze. Jestem super. Nikt nie może się ze mną równać w żadnej dziedzinie. Choćby nie wiem jaką konkurencję wymyślić to biję wszystkich o trzy długości. I to z rękami w kieszeni. Jestem niewątpliwie największym geniuszem jakiego ten świat kiedykolwiek miał. I jeżeli ten świat jeszcze nie zdołał tego docenić to jest to tylko i wyłącznie jego strata. Nikt tak nie pisze jak ja. Nikt też nie jest taki zabawny i taki błyskotliwy. Jeżeli nie chwyta się moich dowcipów to tylko dlatego, że są zbyt abstrakcyjne, zbyt daleko idące. Moja wyobraźnia jest całkowicie nie do poskromienia. Podobnie jak mój urok osobisty. Mógłbym mieć każdą dziewczynę jaką bym chciał, gdyby mi się tylko chciało. Moja pewność siebie nie ma granic. Podobnie jak moja pogarda do świata. Jestem w stanie zrobić wszystko, co tylko chcę. Jeszcze się taki nie urodził, który by mógł mnie powstrzymać. Byłbym w stanie jednym ruchem małego palca powalić nosorożca, gdybym tylko wkurzył się odpowiednio mocno. Gdybym kichnął z całych sił to góry by się poprzewracały, a królowie pospadaliby ze swoich tronów. Od samego dźwięku mojego głosu trawa przestaje rosnąć. Ostatnio zauważyłem, że Słońce nie wschodzi dopóki mu nie każe. Nie ma takiego świństwa, do którego nie byłbym zdolny. Ani takiej zbrodni, której nie byłbym skory z miejsca puścić w niepamięć. I takiej tragedii, która wywołałaby choćby przelotnie moje współczucie. Cały świat razem wzięty nie starcza bym wykazał choćby cień zainteresowania. Choćbyście postawili przede mną sto tysięcy słoni, bujających się na jednej żyletce, to ja zareaguję na to co najwyżej ziewnięciem. Nic nie jest w stanie mnie wytrącić z równowagi. Nie ma takiej siły, która mogłaby mną zachwiać. I takiego ciosu, który mógłby mnie powalić na kolana. Wielki Kanion w Kolorado to przy mnie zaledwie dziura w ziemi. Mógłbym rozpuścić lodowce Bieguna Południowego w trzy sekundy, zaledwie rzuciwszy na nie wzrokiem. Jeżeli tylko zechcę Ziemia zacznie się kręcić w drugą stronę, tudzież zatrzyma się raptownie i wszyscy pospadają. Jest to tylko efektem mojej dobrej woli, że się jak dotąd od tego powstrzymywałem. Choć nie wiem jak długo to jeszcze potrwa. Wszystkie rozpętane żywioły wszechświata nie mogą się równać potędze mojego gniewu. To ja byłem górą lodową, która zatopiła Titanica. I flamastrem, którym Józef Stalin podpisywał wyroki śmierci. To na mnie powoływali się jezuici w Ameryce Południowej i do mnie modlili umierający w Treblince. Byłem potem kapiącym z ciał oprawców Chrystusa. I to ja stałem nad martwym Che Guevarą, robiąc zdjęcia. Jestem ogniem i grzmotem. Głosem wołającym na puszczy. Krwią, płynącą w ciałach rzymskich gladiatorów. Jedno moje słowo, choćby najgłupsze, więcej jest warte niż dzieła zebrane Szekspira. Istnieje plemię Indian, które recytuje najsłabszy z moich wierszy w święto przesilenia wiosennego. To moje imię zapisali przez pomyłkę żydowscy prorocy jako imię Boga, którego wypowiedzenie grozi natychmiastową śmiercią. To ja byłem upadłym aniołem, który rzucił wyzwanie Najwyższemu. Sama znajomość ze mną grozi kalectwem. Samo wspomnienie mnie zgubiło świętego Franciszka. To ja byłem biegunką, która zabiła Buddę. I stopniem schodów, na którym poślizgnął się Savonarola. Jestem śniegiem zalegającym tybetańskie ośmiotysięczniki, spalinami którymi duszą się mieszkańcy Tokyo, najdzikszym ze snów Ludwika XIV. To ja jestem przyczyną pierwszej kłótni kochanków, ja jestem winny że rozpadają się związki. To przeze mnie świat rozpoczął się i przeze mnie przestanie istnieć. Wszystkie cierpienia i grzechy ludzkości biorę na siebie bez jednego wachania. Zwijam sobie z nich poduszkę i kładę je pod głowę. I jeżeli sądzicie że psuje mi to sen, to się mylicie. I nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić do czego jeszcze jestem zdolny. Zwłaszcza po alkoholu. Oczywiście możecie się z tym nie zgodzić. I uznać to za nieśmieszny żart. I przyjść do mnie, żeby wygarnąć mi, że jestem obłąkany. Możecie to zrobić, ale nie dzisiaj. Dzisiaj siedzę w barze w Nashville i piję piwo z cieniem po futerale Johnnego Casha.

leppus_28