Archiwum marzec 2009


mar 31 2009 Polska-Irlandia Północna 2:3
Komentarze (3)

W odpowiedzi na rozróby, wywołane przez polskich kibiców przy okazji przegranego meczu z Irlandią Północną w Belfaście, doszło już do przeszło 40 aktów agresji ze strony Irlandczyków, wymierzonych w Polaków. Przy czym celem ataków są głównie domy i samochody mieszkających tu imigrantów. Nie powinno być to wielkim zaskoczeniem. Dla Irlandczyków to dość typowy sposób prowadzenia wojny. Praktykowany przez stulecia. Podpalić coś, podłożyć gdzieś bombę i spowodować ofiary wśród ludności cywilnej. W tym właśnie przejawia się odwaga tych ludzi. I przy okazji logika, którą się kierują. Skoro jakiś Polak, który przyjechał z Polski na mecz, rozbił coś w irlandzkim pubie należy w ramach rewanżu zdemolować dom, w którym mieszka rodzina Polaków z dwójką dzieci. Pod tym względem Irlandczycy (zwłaszcza ci z północy) są jak Palestyńczycy. Na zasadzie: żołnierzom nie damy rady, jesteśmy słabsi, głupsi i nie zdyscyplinowani, ale za to uprowadzimy jakiś samolot. Sterroryzujemy kogoś, kto nie ma przy sobie broni. Pobijemy kogoś słabszego. My, Polacy jesteśmy zupełnie inni. My mamy coś takiego, że ktokolwiek nas atakuje, to my uważamy, że jesteśmy od niego silniejsi. Mamy np. z jednej strony Trzecią Rzeszę, a z drugiej Związek Radziecki. Mimo to sądzimy, że wygramy. Albo gramy z Anglią o awans do finałów mistrzostw świata w piłce nożnej. Oni mają 300 piłkarzy, grających na co dzień w najlepszej lidze świata, a my nie mamy żadnego. Ale mimo to jesteśmy zawsze zdziwieni, że przegraliśmy. Wyrwać się z kosą na kolumnę czołgów, to jest nasz żywioł. Zadrzeć z kimś 10 razy większym od nas. Czy w Polsce ktoś wpadłby na to, żeby zorganizować zamachy terrorystyczne w celu oderwania Lwowa od Ukrainy? Albo wysadzić coś w centrum Moskwy za zniewolenie Polski w 1945? To jednak trochę inna kultura jest. I inne podejście do kwestii narodowego honoru. Trudno się jednak dziwić. My mamy za sobą 1000 lat tradycji cywilizacyjnej, a oni mają tyle, ile im Brytyjczycy zdołali siłą narzucić. Jeszcze 30 lat temu prawie wszyscy tutaj kopali ziemniaki, a to, że w tej chwili przesiedli się do drogich samochodów nie oznacza, że przeskoczyli wszystkie brakujące piętra rozwoju. Przyswoili sobie zasady grzeczności od Anglików, ale to jest u nich kultura bardzo powierzchowna. Przeciętny Irlandczyk kończy studia i nie słyszał o Szekspirze. I nie ma pojęcia czy Polska leży w Europie czy w Azji. Ale to i tak duży postęp, bo jego ojciec z trudem potrafił pisać.

 

Oczywiście w tym wypadku najbardziej jestem ciekaw rewanżu pomiędzy Irlandią Północną i Polską, który odbędzie się w Polsce we wrześniu. Jeżeli polska policja będzie chroniła irlandzkich kibiców tak, jak irlandzka chroni w Belfaście Polaków, będących ofiarami ataków, to nikt żywy do Irlandii nie wróci. Przyjedzie 500 osób, a nie wyjedzie żaden. Widziałem już sporo bójek między Irlandczykami i Polakami i tutaj o wynik byłbym spokojny. O ile nie chodzi o napadnięcie kogoś słabszego w dziesięciu to oni nie są już tacy twardzi. A że potem będzie niebezpiecznie być Polakiem i mieszkać w Irlandii Północnej? Ja się w ogóle dziwię, że ktoś się tam sprowadza. To już świadczy o kompletnym braku wyobraźni. Mówiąc łagodnie. Gdzieś, gdzie komisariaty policji przypominają bunkry i gdzie wciąż można zginąć za to, że się jest katolikiem albo protestantem. Albo nosi się koszulkę Glasgow Rangers. A policja sama przyznaje, że nie ma kontroli nad tym co się dzieje. Naprawdę sądzicie, że ludzie, którzy jeszcze 10 lat temu przeprowadzili zamach w Omagh (29 zabitych, 300 rannych, głównie dzieci) teraz są już pokojowo nastawieni wobec całego świata?

 

leppus_28   
mar 30 2009 Teodycea
Komentarze (5)

Kiedy patrzymy na otaczający nas świat i nasze życie często marudzimy, że to czy owo nie jest takie jak być powinno. W istocie jednak, jeżeli tylko odpowiednio dokładnie się przyjrzeć i odpowiednio głęboko sprawę przeanalizować, wszystko jest idealnie takie, jak być powinno. Weźmy np. moją mało istotną osobę. Przyglądam się sobie i dochodzę do następujących wniosków:

 

Gdybym był bardziej lubiany niż jestem, nie miałbym na nic czasu. Bo wszystkie wieczory spędzałbym u kogoś. Gdybym był mądrzejszy, nie byłbym w stanie się z nikim dogadać. I nikt by mnie nie lubił. Gdybym był wyższy – uderzałbym się głową o dach swojego samochodu. Gdybym miał więcej talentu odniósłbym sukces i to z miejsca wypaczyło by mi charakter. To samo gdybym był bogatszy. Gdybym odziedziczył milion dolarów po zmarłym wujku przez następne dwa lata nic bym nie robił. Gdybym był zdrowszy – piłbym więcej i pogorszyłoby mi się od tego zdrowie. Gdybym był bardziej odważny, spędziłbym życie wyłącznie na uwodzeniu kobiet. Gdybym był przystojniejszy miałbym ich tyle, że niechybnie zaraziłbym się czymś paskudnym. Gdybym miał jedną rękę więcej, wyglądałbym idiotycznie. Gdybym urodził się w Ameryce nie przeczytałbym Dostojewskiego. A już na pewno nie do końca. Gdybym miał więcej czasu zanudziłbym się. Gdyby moi rodzice mieli więcej czasu dla mnie, byłbym grzecznym dzieckiem i wiele ciekawych rzeczy by mnie ominęło. Gdybym się ich częściej słuchał popełniłbym wszystkie ich błędy, zamiast swoich. Gdybym z góry wiedział gdzie mnie zaprowadzi każda droga którą szedłem, nie zaczynałbym żadnej. Gdybym 10 lat temu wiedział to, co wiem dzisiaj, załamałbym się. Gdybym wybrał odpowiedni dla siebie kierunek studiów znienawidziłbym to, co najbardziej lubię. Gdybym był kobietą, z moją urodą nie zaszedłbym za daleko. Gdybym był psem, poznałbym w życiu tylko jedną pozycję seksualną. Gdybym żył w średniowieczu spalono by mnie na stosie za pierwszą głupią uwagę, którą bym wygłosił. A gdybym przyszedł na świat na Księżycu natychmiast padłbym z powodu braku tlenu.

 

A Ty? Czy w każdym momencie swojego życia zdajesz sobie sprawę z tego, jak doskonale pomyślany jest ten najpiękniejszy ze światów?

 

leppus_28   
mar 30 2009 Zespół muzyczny
Komentarze (2)

W związku z tym, że lata lecą, a człowiek jakoś do niczego jeszcze nie doszedł, choć tak dobrze się zapowiadał, postanowiliśmy z kilkoma kolegami, takimi samymi nieudacznikami jak ja, że założymy zespół muzyczny. Stwierdziliśmy, że skoro żaden z nas nie jest przystojny, jest to dla nas być może jedyna szansa, by poderwać w końcu jakąś sensowną dziewczynę. Zdecydowaliśmy też, że będziemy grać ciężką muzykę gitarową, bo to najprostsze. Nie potrzeba do tego wiele. Wystarczy mieć odpowiedni, rock’n’rollowy wygląd, dobre nagłośnienie i wyrozumiałych sąsiadów. Do innych gatunków muzyki potrzeba zwykle znacznie więcej. Np. do założenia boys bandu trzeba dobrze wyglądać i umieć tańczyć. Do rapowania trzeba mieć drogi sportowy samochód i kilka czarnoskórych modelek, bo inaczej nikt nie zwróci na ciebie uwagi. Do śpiewania piosenek poetyckich potrzebna jest znajomość chwytów gitarowych oraz umiejętność strojenia gitary, co nie jest proste. Do uprawiania muzyki poważnej z kolei trzeba skończyć konserwatorium i chodzić do opery, co w naszym przypadku zupełnie nie wchodziło w grę. Tak więc pozostawał nam heavy metal. Ten gatunek wydawał nam się idealny, wręcz dla nas stworzony. Nie potrzebowaliśmy tekstu ani talentu. Ważne by grać głośno i być odpowiednio pijanym.

 

Na próby zbieraliśmy się u mnie w domu, w godzinach wieczornych. Było bardzo wesoło. Każdy przynosił trochę alkoholu i opowiadał wyssane z palca opowieści z życia wzięte. I wcale nam nie przeszkadzało, że wokalista nie potrafi zaśpiewać żadnej melodii, perkusista nie trzyma rytmu, a basista tylko udaje że gra. Istotny był entuzjazm z jakim podchodziliśmy do tego, co robimy. Żaden utwór, który próbowaliśmy zagrać nie brzmiał w naszym wykonaniu tak, jak powinien. Nikt nie byłby w stanie rozpoznać nawet jednej, właściwie zagranej nuty. Każdy z nas grał po swojemu, nie bacząc na to, co grają pozostali. Piosenki rozjeżdżały się nam na wszystkie możliwe strony, niczym pociągi kierowane przez pijanego dróżnika. Powstawała istna kakofonia. Chaos przy którym najbardziej natchnione eksperymenty muzyczne King Crimson były niczym. Gdyby nas Mozart usłyszał, to by osiwiał. Nie byliśmy w stanie zagrać dosłownie niczego. Najprostsze rzeczy pod słońcem przekraczały nasze techniczne możliwości trzy razy. Wykładaliśmy się już na drugim akordzie „Schodów do Nieba”. Wszystko zlewało się w jeden, pogmatwany i niekończący się dźwiękowy galimatias. Odgłosy wydowywające się z nieszczelnych rur kanalizacyjnych mają w sobie więcej harmonii niż to, co graliśmy.

 

Mimo to nie załamywaliśmy się. Wierzyliśmy, że wszystko jest kwestią cierpliwości i odpowiedniej włożonej w to pracy. Że wszyscy wielcy tak właśnie zaczynali. I Kurt Cobain i The Rolling Stones. „Mick Jagger na początku też nie trafiał w tonację” zwykł mówić nasz wokalista. „Tak”, zgadzał się z nim basita, „a Tommy Iommi z Black Sabbath przez pierwsze dwa lata kariery znał tylko trzy akordy”. To podtrzymywało nas na duchu. I dawało szansę na to, że w końcu się przebijemy. Przeskoczymy przez trudne początki i dostaniemy swoje pięć minut. Napiszemy hit, który niespodziewanie zawojuje listy przebojów. Że pokażą nas w MTV i zdobędziemy rekordową ilość nagród Grammy. Ruszymy w trasę koncertową z Coldplay i to oni będą grali przed nami, a nie odwrotnie. I do końca życia będziemy żyli z tantiemów. Nic nie robiąc tylko pijąc, bawiąc się i uganiając za dziewczynami.

 

Byliśmy tak pochłonięci tą wizją, że codziennie mieliśmy inne pomysły na to, jak przyspieszyć ten moment, kiedy zdobędziemy wreszcie zasłużoną sławę. Szybko zgodziliśmy się co do tego, że sama muzyka nie jest tutaj najważniejsza. Ważna jest np. dobra nazwa. Czy bowiem taka „Metallica” miałaby szansę na sukces, gdyby nie miała mocnej, zapadającej w pamięć nazwy? Gdyby nazywała się dajmy na to „Znak Drogowy”, albo „Chrząszcze”? Oczywiście że nie. Po kilku tygodniach zauważyłem, że próby zaczęły się kręcić nie wokół grania, które i tak nam nie wychodziło, ale wokół szukania odpowiedniej nazwy dla nas i naszej pierwszej płyty. Mieliśmy tysiące pomysłów. I prawie wszystkie były genialne. Niestety żadnej nie wykorzystaliśmy. Któregoś dnia straciliśmy do siebie cierpliwość i daliśmy sobie z wszystkim spokój.

 

A szkoda.

leppus_28   
mar 30 2009 Kryzys gospodarczy
Komentarze (3)

Światowy kryzys gospodarczy zatacza coraz szersze kręgi. Dopóki ujawniał się jedynie w obniżającej się stopniowo pensji, kolejnych zwolnieniach i coraz bardziej napiętej atmosferze na ulicy, człowiek nie przejmował się tym za bardzo. Dopóki mówiło się o nim w telewizji i pisało w gazetach reagował na to tak, jak reaguje się na zdjęcia głodujących w Afryce. Ze smutkiem, ale bez przesady. Kiedy jednak wszedłem któregoś dnia do kuchni naszego biura i zobaczyłem, że paczka z cukrem, która zwykle była 2-kilogramowa, zmieniła się w półkilogramową poczułem po raz pierwszy, że kryzys uderzył we mnie. Że sytuacja jest poważna. Żarty się skończyły i dojść może do najgorszego. Bowiem z punktu widzenia przeciętnego urzędnika biurowego nie ma nic gorszego jak brak możliwości zrobienia sobie herbaty. Albo kawy. Pracownik taki zniesie wszystko: upokorzenia, brak wypłaty w terminie, niską temperaturę, niemiłego szefa, niewygodny fotel, stałe inwigilowanie, a nawet molestowanie seksualne. Niech jednak na jeden dzień zabraknie wody, a  dojść może do rozruchów. Niech nie będzie w lodówce mleka, a na szafce cukru, albo popsuje się czajnik i wszystko stanie w jednej chwili. Cały idealnie naoliwiony system, cała doskonale pomyślana gospodarka światowa, zablokuje się niczym rower z przerwanym łańcuchem. Bo stoi to wszystko na maleńkim, z pozoru nic nie znaczącym, punkcie podparcia. Niczym olbrzymi zapaśnik sumo na drobniutkich, rachitycznych nóżkach. Pchnij go leciutko, ale w odpowiednim momencie, a wywali się i nie będzie w stanie się pozbierać.

leppus_28   
mar 30 2009 Góry
Komentarze (3)

Chodzenie po górach sprzyja zadumie. Człowiek zaczyna się zastanawiać nad sprawami ostatecznymi. Ja np. chodząc wczoraj myślałem o tym, jak najwyżej udało się komuś wyjść, trzymając przez cały czas ręce w kieszeni. Dwa tysiące metrów? Trzy tysiące? Czy ktoś w ogóle prowadzi tego typu statystyki? Albo jak wysoko doszedł ktoś w trampkach? Wiadomo, że wielu ludzi robi coś takiego, ale kto osiągnął w tej dziedzinie najlepsze rezultaty? Czy historia zapamiętała jego nazwisko? A jak wysoko wylazł ktoś zupełnie nago? Czy ktokolwiek wpadł na to, żeby pobijać tego typu rekord? Czy tylko każdy myślał o tym, ale nikt nie miał odwagi żeby to naprawdę zrobić. Albo ubrany w strój nurka. Ale kompletny od góry do dołu. Z płetwami na nogach, maską na twarzy i butlą z tlenem na plecach. Ewentualnie w samych kąpielówkach, przepasany gumową kaczką. Taką, którą używają dzieci, które uczą się pływać. I nie masz prawa jej po drodze przedziurawić. Jak zejdzie z niej w trakcie wspinaczki powietrze, to już się nie liczy. I musisz zaczynać od nowa. A czy ktoś kiedyś zjechał na wrotkach z jakiegoś ośmiotysięcznika? Czy też jest jeszcze szansa, żeby być pierwszym?

 

Wiadomo, że jeżeli można tylko zrobić coś głupiego, zawsze znajdzie się człowiek, który to zrobi. A potem jeszcze dwóch kolejnych, którzy przewyższą jego osiągnięcie. Pytanie tylko jak daleko można się posunąć w tego typu szaleństwie. Podobno, gdy włoży się dużej wielkości żarówkę do ust, nie da się jej potem wyciągnąć, bez interwencji chirurgicznej. Co ciekawe pierwszą rzeczą którą robi każdy, kto o tym usłyszy, to wkłada sobie żarówkę do ust, by się tylko przekonać, czy to prawda. O ile tylko ma jakąś pod ręką. Obawa przed ewentualnymi konsekwencjami to nic w porównaniu ze zwykłą ludzką ciekawością. Po prostu nie możemy się powstrzymać. Tak samo wielu z nas przynajmniej raz w życiu związało się z kobietą, o której wszyscy ostrzegali nas, żeby pod żadnym pozorem tego nie robić. I rodzice, i przyjaciele, i znajomi. Od wszystkich słyszeliśmy, że jest za ładna i zbyt dobrze wygląda w kozakach i w czarnej, skórzanej mini. A w związku z tym na pewno wyniknie z tego coś strasznego. Pod tym względem włożenie sobie do ust żarówki i uśmiechnięcie się do nieodpowiedniej kobiety może mieć dokładnie takie same konsekwencje.

leppus_28