Archiwum 07 sierpnia 2008


sie 07 2008 Praca w biurze
Komentarze (1)

 

Nie powinienem pracować w biurze. Po pierwsze mam coś takiego, że jak tylko widzę jakiś dokument to od razu zasypiam. Wystarczą doprawdy 3 sekundy gapienia się w określone pismo urzędowe, nie ważne jakie, i śpię jak suseł. Nie wiem czy ktoś cierpi na coś takiego, czy też jestem jedynym posiadaczem tej przypadłości. Źle znoszę też samo siedzenie przy biurku przez cały dzień. Nawet gdy jestem wypoczęty i wyspany, co zdaża się rzadko, zwykle potrzeba najwyżej 15 minut by ogarnęło mnie znudzenie i rozdrażnienie. A gdy jestem niewyspany niektóre dni przybierają formę nieustannej walki o to, żeby nie przysnąć i nie pieprznąć głową o klawiaturę komputera. Nie znoszę też różnego rodzaju oficjalnych spotkań, jakie się co i rusz odbywają przy okazji tej pracy. Pamiętam jedno, na którym zupełnie usnąłem i zacząłem chrapać. Było też inne, na którym byłem ja, mój szef oraz dwoje zaproszonych ludzi z zewnątrz. Byłem tak śpiący, że oczy zamykały mi się przez cały czas i wkładałem dużo wysiłku ilekroć musiałem je otworzyć. Dzięki jednak temu że zwykle wszyscy patrzyli w jedną tylko stronę udawało mi się jakoś zsynchronizować ich patrzenie z moim przysypianiem. Ilekroć  więc  wszyscy spoglądali na mnie były to akurat te krótkie chwile, kiedy miałem oczy otwarte. Nie muszę chyba mówić że przez 2 godziny spotkania nie wypowiedziałem ani jednego zdania i w ogóle nie bardzo pamiętam co było tematem spotkania i jakim cudem się na nim znalazłem. Na szczęście biuro, zwłaszcza duże, jest idealnym miejscem do ukrycia własnej ignorancji. Często potrzeba całych lat by się wydało, że dany pracownik nie ma pojęcia o tym co robi, a niektóre półgłówki do dzisiaj piastują eksponowane stanowiska i nikt ich jeszcze nie zdemaskował. Inną irytującą rzeczą związaną z pracą biurową są rzeczy które dostajesz czasem do zrobienia, a które są całkowicie pozbawione sensu. Masz np. przygotować jakiś raport, nie posiadając jakichkolwiek informacji na temat tego o czym masz pisać, a tym samym szans na jego napisanie. Możesz próbować zdobyć informacje samemu, ale wszystkie źródła z których możesz skorzystać są błędne. Na czymkolwiek się oprzesz potem się okaże że nie było to coś, na czym powinieneś się był oprzeć. Śmieszne jest też to, że osoba która ci zleca tę pracę, mogłaby ją wykonać bez problemu sama w ciągu 5 minut. Ty tymczasem spędzasz nad tym 2 dni, nie osiągając żadnych sukcesów. Zaczynasz się w tym momencie zastanawiać czy przypadkiem nie uczestniczysz w jakimś nowym programie rozrywkowym, czymś w rodzaju reality show kręconym ukrytą kamerą. Masz wrażenie że wszystko to jest jednym wielkim żartem, a wszyscy wokół robią cię w konia, tylko udając powagę. I przed twoimi oczami rozkwita nagle spisek większy od tego, który stał za zamachami na World Trade Center. Czasem nabierasz też wątpliwości, czy to co robisz ma w ogóle jakiś wpływ na świat, który znajduje się za oknami. Jeżeli pracujesz w urzędzie to czy ktoś czyta pisma które wysyłasz, jeżeli jesteś inżynierem to czy ktoś naprawdę buduje to, co projektujesz. Jak jesteś murarzem to widzisz mur, który budujesz. Jak sprzedajesz gazety w kiosku to widzisz klienta, który je od ciebie kupuje. Tymczasem w biurze możesz być zupełnie odizolowany. Równie dobrze mógłbyś produkować powietrze. Zastanawiam się też, czy naprawdę istnieją osoby, które do mnie dzwonią. Jedna np. twierdzi że nazywa się Cariona Tuite. Czy w ogóle ktokolwiek może się tak nazywać? No powiedzcie sami...

leppus_28