Komentarze (1)
Myślę że my, Polacy, nie pasujemy do tego systemu, który jest obecny na wyspach brytyjskich. Powiem więcej. Dla większości z nas emigracja do krajów anglojęzycznych jest tragedią. Jedną sprawą jest, że znaczna część z nas nie znajduje pracy i ląduje na ulicy, pracuje poniżej swoich kwalifikacji i mieszka w fatalnych warunkach. Gorzej że nawet ci, którym się udaje płacą za to cenę trudną z początku do ustalenia, ale z czasem coraz bardziej widoczną. Próba asymilacji owocuje u nich czymś, co określiłbym jako utratę duszy. Myślę że proces ten dotyczy wszystkich, pominąwszy tych którzy od początku tej duszy nie mieli.
Zacznijmy od tego że jesteśmy Słowianami i jako takich charakteryzują nas pewne cechy, które nie pasują tutaj i za nic nie da się ich pozbyć. My nie jesteśmy stworzeni do dobrobytu. Nie jesteśmy stworzenia do udanych związków i szczęśliwych rodzin. My się nie upijamy na wesoło. My się upijamy na smutno. Słowianin to ktoś, kto z zasady jest nieszczęśliwy i nie spełniony. Nawet kiedy coś mamy to chcemy czegoś innego. Nam nie pasuje model rodem z bogatego kraju Europy Zachodniej: wyszalej się za młodu, a potem się uspokój, załóż rodzinę i żyj sobie spokojnie. My szalejemy tylko wtedy gdy nie powinniśmy. Nam nikt nie będzie mówił co mamy robić i kiedy. My zakładamy rodzinę nie wtedy gdy jesteśmy ustawieni finansowo, tylko wtedy gdy najmniej jesteśmy do tego przygotowani. Nam nikt nie powie z jaką prędkością należy jeździć samochodem: zawsze będziemy jeździć za szybko. My nie chcemy czuć się bezpiecznie, nie pragniemy życia ustatkowanego. Im więcej zarabiamy tym więcej wydajemy. Uwielbiamy tonąć w długach, bo mamy naturę włóczęgów. Musimy żyć na krawędzi. Zawsze przepijemy więcej niż powinniśmy. Zawsze zwiążemy się z niewłaściwymi kobietami i niewłaściwymi mężczyznami. Bo tak rozumiemy istotę ludzkiego życia. I dlatego za nic w świecie nie zrozumiemy tych wszystkich wyluzowanych, uśmiechniętych i zadowolonych z życia Anglików i Irlandczyków. My nie chcemy być zadowoleni i nigdy nie będziemy. Wolimy sobie szkodzić, popełniać błędy i komplikować sobie życie. Młoda Angielka albo Irlandka zakłada sobie np. że do 30-tki się wiązać nie będzie, a już na pewno nie będzie rodzić dzieci. Polka – odwrotnie. Cokolwiek sobie założy i tak zaraz zakocha się w jakimś kretynie z ładnym samochodem, któremu natychmiast urodzi dwójkę dzieci. I to jest zupełnie nie możliwe do zrozumienia dla żadnych normalnych ludzi. Bo ludzie w kapitalizmie żyją zgodnie z określonymi wzorcami i zasadami. Pracują i lubią swoją pracę, zarabiają żeby wieczorami się wybawić i poszaleć. Polacy robią całkowicie odwrotnie. Swojej pracy nienawidzą, a pieniądze wydają na rzeczy które wcale ich nie bawią. W wolnych chwilach kłócą się ze sobą i mają do siebie nawzajem pretensje o zmarnowane życie: rodzice do dzieci, dzieci do rodziców, mężowie do żon i odwrotnie. Czy kiedykolwiek widzieliście dwoje Irlandczyków kłócących się na środku ulicy kto komu zmarnował życie?
Próba udawania że jesteśmy jednymi z nich i zapomnienia kim jesteśmy naprawdę i skąd pochodzimy, owocuje sztucznością. Kupujemy sobie samochód, mieszkamy w ładnym domu, mamy dobrą pracę, piękną żonę i żadnych zmartwień. Ale nasza prawdziwa natura wcześniej czy później odezwie się w nas. Poczujemy wtedy przemożną potrzebę żeby cierpieć, żeby być Chrystusem narodów, żeby coś popsuć albo wywołać powstanie narodowe którego absolutnie nie da się wygrać. Bo to wszystko jest tak jak z tłumaczeniem Gombrowicza na angielski. Niby to jest zabawne, ale czytając jakoś się nie śmiejemy.