Archiwum 26 września 2008


wrz 26 2008 Listy Miłosne
Komentarze (1)

Roku pańskiego 1763, oficer gwardii walońskiej, don Velazquez de la Lobo, służący pod rozkazami króla Andaluzji Alfonsa VII, wyprawił się na wojnę hiszpańską, pozostawiając w swym zamku ukochaną, dopiero co poślubioną kobietę swego życia, piękną Dulcyneę. Ona, odprawiwszy spod swych drzwi tysiące zalotników, czekała na niego, choć lata mijały, wciąż wierna i nieskalana, dla zabicia czasu szydełkując i grając w remika. Od tej pory, regularnie co tydzień on, wciąż zakochany i wierny tylko jej, wysyłał do niej pełen subtelności list miłosny, w którym nieodmiennie pojawiał się, niby to mimochodem, delikatny, ledwie wyczuwalny erotyzm:

 

- Witaj moja ukochana. To już 23. rok mojej nieobecności. Ale nie martw się. Jak Ci zapowiadałem kiedy wyjeżdżałem, ta wojna nie potrwa długo. A co u Ciebie?

 

Odpowiada ona:

- A nic, kochany. Szyję, gram w remika i czekam na Ciebie. Ależ ze mnie szczęściara!

 

Znowu on:

- Dzisiaj był fajny dzień. Zdobyliśmy żeński klasztor u podnóża Pirenejów. Wszystkie zakonnice zgwałciliśmy (ostatni wyraz wykreślony)... rzecz jasna puściliśmy wolno. Na wojnie jest fajnie. Dużo chodzimy. Wczoraj zwiedziliśmy sobie Toledo. Jutro jedziemy zniszczyć Sewillę. Podobno ładne miasto. Dzisiaj zabiłem 23 zupełnie nie znane mi osoby. To był udany dzień. Wieczorem była na kolacje rzepa. Lubisz może rzepę? Ja przepadam... Z braku sensownych zajęć zacząłem się uczyć trochę hiszpańskiego. Znam już kilka sformułowań. Np. „je ne sais pas” znaczy „nie wiem”.

 

Ona:

- Pamiętaj tylko żebyś mi się nie przeziębił. Zakładaj kalesony i skarpety na noc. I nie chodź nigdzie z gołą głową. Kończę bo mi się pióro złamało...

 

Jeszcze raz on:

- We wtorek przez przypadek spaliliśmy nie to miasto co trzeba. Ale przeprosiliśmy i mieszkańcy dali się jakoś udobruchać. Zacząłem się ostatnio zastanawiać czy przypadkiem nie jesteśmy we Włoszech. Ja im mówiłem, że po przejściu przez Bordeaux trzeba skręcić w pierwszą w lewo, a nie w prawo, ale nie chcieli mnie słuchać. Na początku mieliśmy jednego tłumacza, ale dostał kiły i umarł. Chyba nie przyzwyczajony był jakiś... A dzisiaj postanowiłem że prześpię się z naszym dowódcą. W końcu ile można czekać na awans?

 

Ona:

- OK.

 

I jeszcze raz on:

- U nas wyszło rozporządzenie, żeby nie gwałcić kobiet poniżej 17. roku życia. Powiem Ci, że ta wojna przestaje mi się podobać. Np. wczoraj. Zdobyliśmy Madryt. Ale okazało się, że niepotrzebnie. Trzeba było wszystkich przeprosić i oddać zrabowane kury. Jak wrócę kochanie to pierwsze co zrobimy to pójdziemy pochodzić sobie po łące. Ach, marzę żeby tak sobie po prostu poleżeć gdzieś w trawie z Tobą i nic nie robić...

 

I tu się niestety urywa korespondencja. Możnaby rzec w pół zdania. Jak tylko dotrzemy do kolejnych jej fragmentów natychmiast pospieszymy państwa poinformować o dalszych kolejach tej fascynującej historii miłosnej.

leppus_28