Archiwum 06 stycznia 2009


sty 06 2009 Kocha nie kocha
Komentarze (1)

No dobrze. Powiedziała: „nie chcę cię znać”. Ale czy aby na pewno? A gdy próbowałem coś tłumaczyć dała mi w dziób. Ale co czuje tak naprawdę? Może teraz siedzi w domu i żałuje? Sprawdził to ktoś? I usycha z tęsknoty za mną? Jak myślicie? I kocha, gdzieś tam w środku, a tylko boi się przyznać. Kto wie? Może byłem największą miłością jej życia? Tak. Myślę że to bardzo prawdopodobne. Wiele osób szaleje za mną, ale nie potrafi tego okazać. Kocha mnie, ale o tym nie wie. I ja bym się trzymał tej wersji. To zresztą zadziwiające jak wielu ludzi udaje, że nie robimy na nich wrażenia. Niektórzy są w tym naprawdę dobrzy. Te wszystkie miny pełne znudzenia. Te ukradkowe ziewnięcia. Wprost nie sposób ich zdemaskować. Niektórzy potrafią Ci z poważną miną powiedzieć, że im się nie podobasz. Tak że jakaś naiwniejsza osoba istotnie mogłaby dać się nabrać. Myślę więc że właśnie tak jest z tą dziewczyną o której wam opowiadam. Kocha mnie, ale się nie przyzna. Będzie oszukiwać siebie i innych. Chodzić na randki z innymi. By ukryć prawdę nie zawaha się nawet sypiać z kimś innym. A potem wyjdzie za niego za mąż i narodzi mu masę dzieci. I do końca życia nawet nie piśnie słówka na mój temat. Ale wiecie co? Jestem pewien, że jak będzie z nim, to będzie sobie wyobrażać mnie. Gdy ją będzie dotykał swoimi spoconymi łapskami będzie myślała jak by to było, gdyby to były moje spocone łapska. I kto jest górą? Czyje jest na wierzchu? A kto jest frajerem? Bo ja myślę sobie tak. On może mieć jej ciało, serce i duszę, ale co z resztą? On ją będzie miał tylko seksualnie i duchowo. To jemu będzie robiła obiadki i cerowała skarpetki. Ale to przecież nie wszystko. Nie muszę wam tego chyba tłumaczyć. Jest jeszcze jakaś część jej, która pozostanie nietknięta. I będzie czekać na kogoś, kto nigdy się nie zjawi. Nigdy nie zadzwoni, ani nie napisze na gg. W każdej kobiecie jest taka sfera, która czeka dopiero na odkrycie. Dziewicza niczym kontynent afrykański przed dopłynięciem do niego pierwszego białego człowieka. Trzeba się tylko do tego dokopać. Trzeba mieć odpowiednie buty i odpowiedni samochód. A na razie wysyłam jej mnóstwo miłosnych smsów. Ale w związku z tym, że nie znam jej numeru telefonu wysyłam je na chybił trafił. Myślę że może coś do niej dojdzie. Chociaż może „miłosnych” to za dużo powiedziane. Powiedzmy że pieprznych. Poza tym trzeba ufać przeznaczeniu. Jak jesteśmy sobie pisani to będziemy razem, prawda? I to nic że chwilowo nie chce mnie znać. Jeżeli to byłaby jakaś powieść Garcii Marqueza to jeszcze mamy szansę się zejść po 80-tce. Chociaż pod tym względem wolałbym jednak Henry’ego Millera albo Milana Kunderę. Oni tam wszystko konsumują od razu. I to mnie bardziej w tym momencie przekonuje. Kończę, bo muszę wysłać kolejnego smsa.

leppus_28