Archiwum 02 lutego 2009


lut 02 2009 Małżeństwo
Komentarze (1)

Jak powszechnie wiadomo, kiedyś było lepiej. Nie było tyle pośpiechu co dzisiaj, trawa była bardziej zielona, a dzieci bardziej się słuchały. I w ogóle więcej było ładu i porządku. Kto nie wierzy, niech popyta swoich dziadków. Niestety w pewnym momencie pojawili się pewni ludzi, zwani hippisami i wszystko popsuli. Świat stanął na głowie i zapanował chaos. Ludzie zaczęli najpierw sypiać ze sobą, a dopiero potem brać ślub. A czasem nawet, choć to trudne do uwierzenia, sypiają ze sobą, a ślubu nie biorą. Na szczęście tu i ówdzie zdarzają się wyjątki. Osoby, którzy starają się przeciwstawić temu odrażającemu zepsuciu i moralnemu upadkowi. Niedawno poznałem dziewczynę, która właśnie się przeciwstawia. I dlatego o tym wspominam. Zaczęliśmy rozmawiać, ale że była osobą niezwykle poważną i konkretną w swoim podejściu do życia, szybko skończyły nam się tematy. Jeżeli bowiem wykluczyć rzeczy niemoralne i frywolne, to moje zamiłowanie do rozmawiania z kobietami nie jest już takie duże. I właśnie w tym momencie dziewczyna oświadczyła mi, że pójdzie z kimś do łóżka dopiero po ślubie. W związku z tym, że była całkiem fajna, wyrwałem się od razu, że nie ma sprawy i natychmiast przeszliśmy do ustalania szczegółów. A mianowicie: terminu, tego, czy uroczystość będzie duża czy też skromna, gdzie się odbędzie i gdzie spędzimy miesiąc miodowy. Poustalaliśmy to wszystko, gdzieniegdzie napotykając na niewielkie rozbieżności, ale dzielnie przezwyciężając je i ostatecznie dochodząc do całkiem obiecująco wyglądającego kompromisu.

 

I wszystko byłoby pięknie, ale następnego dnia wytrzeźwiałem nieco, przemyślałem całą sprawę i doszedłem do wniosku, że się jednak trochę zagalopowałem. Napisałem więc do dziewczyny długi list, w którym wypunktowałem jej wszystkie po kolei moje wątpliwości co do tego, co sobie ustaliliśmy. No bo tak. Z jednej strony to bardzo fajnie, że dziewczyna jest porządna i czekała właśnie na mnie, żeby mi się oddać. Bardzo mi to pochlebia. Co prawda w życiu bym tak sam nie zrobił, ale i tak sądzę, że to bardzo romantyczne. Ale z drugiej strony bez przesady... Skąd bowiem mam wiedzieć, czy będzie mi z nią dobrze czy nie? Że będzie umiała spełniać moje najskrytsze pragnienia, będzie odpowiednio uległa, pełna wyobraźni, inwencji, pomysłów i skłonna przy tym do odrobiny koniecznej perwersji. A co za tym idzie czy będzie mnie umiała doprowadzić do orgazmu i nie będę go musiał udawać? A co jeżeli jest jedną z tych lasek, które nie uznają gry wstępnej? Są chłodne, oziębłe i myślą w łóżku wyłącznie o własnych potrzebach? Robią to co chcą, a potem nie przytulają Cię nawet, tylko od razu usypiają. Co jeżeli jej dłonie w żaden sposób nie pasują do intymnych części mojego ciała? Co jeżeli brakuje jej delikatności i subtelności, ma rozmaite zahamowania, z którymi trzeba się będzie ścierać i negatywny stosunek do seksu oralnego? A do tego z powodu miesiączki jest niedysponowana przez 25 dni w miesiącu. Nie, nie, nie. Stwierdziłem, że zdecydowanie nie zamierzam kupować kota w worku.

 

Jest wiele kobiet, które bardzo ładnie wyglądają, sprawiają wrażenie odważnych i spontanicznych, ale to tylko pozór. Przechwalają się, jakie to nie są super i jak każdy facet, z którymi będą, będzie w siódmym niebie z samego faktu, że z nim są. Afiszują się, że są niezwykle wyzwolone, przeklinają, jeżdzą na motorze bez kasku, mają kajdanki i Bóg jeden wie co jeszcze. A potem przychodzi co do czego i wszystko im trzeba tłumaczyć. Tego nie robią, tamtego nie robią. Tego się boją, a tamtego brzydzą. I wszystko nagle spada na twoje barki. Zwłaszcza, że każda dziewczyna jest zawsze do wszystkiego strasznie chętna, ale tylko na początku. Potem mija trochę czasu i zaczyna sobie olewać. Chodzi po domu nieumalowana, przesiaduje z koleżankami do późnej pory w barze i nie można jej oderwać od telewizora. Przestaje gotować i staje się marudna. Nigdzie jej nie można wyciągnąć i trzeba ją przekonywać, żeby założyła do łóżka białe pończochy albo kozaki z 10-centymetrowymi obcasami. Dlatego jeżeli chcemy się z kimś ożenić, to trzeba dokładnie się tej osobie przyjrzeć. Trzeba z nią pomieszkać i parę razy upić do nieprzytomności. Skoro ma ona być matką moich dzieci to muszę wpierw zobaczyć ją w różnych ekstremalnych sytuacjach. Jak się zachowuje pod presją, jak znosi brak snu i co się stanie jak ją puszczę pijaną w miasto. Należy sobie uświadomić, że jest to osoba, z którą mamy sypiać przez następne 50 lat. I to prawdopodobnie tylko z nią.

 

Czasem też można poradzić się rodziny. Aczkolwiek rodzina, jak to rodzina, z reguły nic sensownego poradzić nie potrafi. I tak np. moja mama zawsze twierdzi, że jeżeli tylko dziewczyna dobrze gotuje i umie się jakoś ubrać, to żebym ją brał. Tato natomiast zaleca zwykle skupienie się na tym, czy ma fajny tyłek. Bo jego zdaniem jak ma, to inne rzeczy można jej będzie jakoś wybaczyć. Z kolei dalsza rodzina jest zdania, że może być jakakolwiek, byle zostali zaproszeni i było dużo wódki. Także sam już nie wiem. Muszę to jeszcze raz wszystko przemyśleć...

leppus_28