Archiwum 21 lipca 2009


lip 21 2009 Rozmowa mailowa
Komentarze (3)

Dzisiaj w pracy zdażyła mi się bardzo dziwna historia. Miałem wysłać maila z rysunkami do pewnej firmy. Jej adres mailowy wydał mi się co prawda wysoce podejrzany, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi. Po 10 minutach od wysłania dostaję odpowiedź. Czytam w niej co następuje: „The message you sent requires that you verify that you are a real live human being and not a spam source”. Zdziwiło mnie to. Bo niby jak mam udowodnić, że jestem człowiekiem. Wysłałem więc maila z grzecznym zapytaniem: „How the hell can I proove that I am a real live human being?” i byłem wyjątkowo ciekawy odpowiedzi. Przyszła ona natychmiast i brzmiała: „What?”. Nie wyjaśniła ona niczego, toteż niedługo potem wysłałem maila o treści: „I am real live human being. I give you my word”. Ku mojemu zdumieniu odpowiedź ze strony firmy brzmiała: „That’s a typical kind of message you can expect from a spam source”. To już mnie lekko zirytowało. Ale postanowiłem podjąć rzuconą rękawicę. Nie chciałem pozwolić, żeby mi ktoś imputował, że mnie nie ma. Do tego ktoś zupełnie obcy. Mój następny mail zawierał tekst: „I think that YOU are a spam source pal”. Po tej wiadomości rozmowa urwała się. Nie wiedziałem, czy rysunki które wysłałem dotarły do właściwej osoby, więc zadzwoniłem tam, ale zgłosiła się automatyczna sekretarka i nie mogłem się z nią dogadać. Prosiła bym wybierał kolejne numery, ale cokolwiek wybierałem trafiałem na kolejną automatyczną sekretarkę. Gdy po raz trzeci wróciłem do punktu wyjścia wkurzyłem się i rzuciłem słuchawką.

 

Najwyraźniej jedyny sposób dotarcia do tej firmy był poprzez rozmowę z kimś lub czymś co uważało, że jestem źródłem internetowego spamu. Przemyślałem wszystko raz jeszcze i wysłałem kolejnego maila, tym razem o bardziej ugodowym charakterze. Przeprosiłem w nim za moje wcześniejsze zachowanie i ponowiłem prośbę o przesłanie rysunków do wskazanej osoby. Nic to jednak nie dało. Dowiedziałem się, że marnuję czyjś cenny czas i żebym więcej nie zawracał głowy, bo moje konto mailowe zostanie zablokowane. Wszedłem wtedy na stronę internetową firmy, wyjątkowo niedopracowanej zresztą, gdzie znalazłem jej adres (prawdziwy, nie mailowy). Okazało się, że mieści się ona w tym samym mieście, zaledwie trzy przecznice od mojej biura. Poszedłem tam, żeby osobiście wytłumaczyć całą sytuację, ale mimo że obszedłem budynek trzy razy nie udało mi się znaleźć drzwi prowadzących do środka. Były co prawda przyciski i głośnik, które przypominały domofon, ale nie działały. W tym momencie zaczynało mi już brakować pomysłów. Widać było wyraźnie, że w budynku ktoś pracuje. Dostrzec było można rząd boksów i skulonych przy pracy urzędników na drugim piętrze. Zacząłem krzyczeć i machać rękami w ich kierunku, ale przez dźwiękoszczelne okna najwyraźniej zupełnie nie było mnie słychać. Wreszcie wymyśliłem, co powinienem zrobić. Podniosłem z ziemi dużej wielkości kamień, który ważył z dobre 3 kilogramy i owinąłem go dokładnie rysunkami, które miałem przekazać. Następnie wziąłem rozbieg i z całej siły rzuciłem tym wszystkim w najbliższe okno na drugim piętrze. Gdy usłyszałem brzęk tłuczonego szkła uciekałem już stamtąd najszybciej jak tylko umiałem, z wyrazem tryumfu na twarzy.

 

P.S.         Kiedy wróciłem do biura otrzymałem maila z podziękowaniem za dostarczenie rysunków. Odpowiedziałem, że proszę bardzo. Skoro już wiem jak mam to robić - nie ma problemu.

 

leppus_28