Archiwum 24 lutego 2009


lut 24 2009 Kontrasty
Komentarze (1)

Lubię kontrasty. I rzeczy, które pozornie nie kleją się ze sobą. Lubię np. ubrać się w koszulę i marynarkę, wyjść na ulicę i zachowywać się całkowicie nieodpowiednio. Albo pójść do domu handlowego i udawać, że jestem na łące. To zresztą bardzo ciekawa sytuacja w sensie psychologicznym. Gdy pojawia się człowiek, który działa na innych zasadach, ludzie zupełnie nie wiedzą jak mają się zachować. Z reguły blokują się i nie są w stanie wydusić z siebie nic sensownego. Są trochę jak kukły, z którymi można zrobić co tylko nam się podoba. Celny i niespodziewany żart działa tutaj jak cios w splot słoneczny. Potrzeba dobrych kilku minut, żeby przyszła nam do głowy odpowiednia na niego riposta. Ale wtedy jest już za późno. To powoduje, że jeżeli ktoś jest wystarczająco dynamiczny w tym co robi i mówi, to nie ma na niego siły. Można tylko obserwować to, co wyczynia. Nawet jeżeli jego żarty są dla kogoś obraźliwe, nikt mu nic nie zrobi. Bo nikt nie jest w stanie za nim nadążyć. Na takiej zasadzie działał Groucho Marx. Szybkość połączona z zaskoczeniem to broń absolutnie zabójcza. Współpracujące razem są w stanie rozbroić każdego, w każdej sytuacji. Wiedział o tym Witold Gombrowicz, który przed wojną wysunął pomysł, że należy rozśmieszyć Adolfa Hitlera. Bo jak się go tylko rozśmieszy, to stanie się niegroźny. I rozśmieszony nie będzie w stanie wywołać żadnej wojny światowej. Niestety nikt tego nie podchwycił, a szkoda.

 

To działa też w taki sam sposób jak kogoś podrywamy. Podrywanie polega na tym, że podchodzimy do jakiejś kobiety, której nie znamy, a która się nam podoba i mówimy jej to, czego się całkowicie nie spodziewa. Coś, czego nigdy w życiu nie słyszała, a być może też już nie usłyszy. Czym bardziej jest nietypowe to co powiemy, tym większe mamy szanse. Zaskoczenie jest w tym wypadku połową sukcesu. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli powiemy coś standardowego, to kobieta zareaguje na to standardowo, a standardowym zachowaniem kobiety w takich sytuacjach jest powiedzenie nam, żebyśmy się gonili. Osobiście więc radzę postawić wszystko na głowie. Gdy dziewczyna sądzi, że będziemy ją podrywać, nie podrywamy. Zaczynamy podrywać dopiero, gdy się tego nie spodziewa. Obserwujemy np. jakąś dłuższą chwilę, potem podchodzimy i mówimy: „chciałem tylko powiedzieć, że jesteś najpiękniejszą kobietą jaką dzisiaj widziałem, moje gratulację”, poczym nie czekając na reakcję odchodzimy. Przez następne 10 minut rozmawiamy ze znajomymi, ani razu nie patrząc się w jej stronę. Uważam, że nie ma takiej kobiety na świecie, której nie zaintrygowałoby takie zachowanie. Zakładam się o wszystkie pieniądze które posiadam, że sama podejdzie do nas, żeby się zaprzyjaźnić.

 

Uważam też, że tę metodę należy praktykować we wszystkich innych sprawach. Ilekroć nasze życie zaczyna być zbyt uporządkowane, należy coś z tym zrobić. Ilekroć jesteśmy w stanie logicznie wytłumaczyć dlaczego robimy coś, albo czegoś nie robimy, to błąd. Należy raz na zawsze uświadomić sobie, że logika to coś, co wymyśliła banda nieudaczników, którzy stale przesiadywali w domach nad książką od matematyki i nigdy nie udawało im się poderwać żadnej fajnej dziewczyny. Dlatego należy dać sobie z tym spokój. Odrzucić jakiekolwiek uzasadnienie i przyczynowo-skutkowość. I zacząć robić coś dla samej przyjemności robienia tego. Umawiać się z niewłaściwymi kobietami. Wchodzić wyłącznie w związki toksyczne i pozbawione perspektyw. Wiązać się z kobietami, które są dla nas zbyt młode i zupełnie do nas nie pasują. Które niezależnie od tego ile cech naszej idealnej partnerki sobie sformułujemy, nie posiadają żadnej z nich. Ale mimo to lubimy z nimi być i je dotykać. Wybierzmy sobie pracę, która nigdzie nas nie zaprowadzi. Ale którą lubimy. Ubierajmy się w coś, co zupełnie do nas nie pasuje. Kupmy sobie dom w dzielnicy, w której nikt nas nie lubi. Wybierzmy do życia kraj, w którym nic nie ma i nic ciekawego się nie dzieje. Marnujmy czas na zupełne nonsensy. Upijajmy się tylko gdy nie powinniśmy. Zarywajmy noce na bezproduktywne rozmowy, gdy rano musimy wstać do pracy. Przesypiajmy wszystkie wolne dni. Bądźmy rozrzutni. Pogrążmy się w długach. A zwłaszcza piszmy rzeczy, które niczemu nie służą. Które nikogo nie są w stanie niczego wartościowego nauczyć. A które są takie, jak my. Wyzwolone, niemoralne, zaskakujące i całkowicie po nic. Pytacie po co robić to wszystko? Po to, żeby czuć, że się żyje. Że nic a nic nas nie złamie. Że potrafimy zatonąć w niczym nie sprowokowanym entuzjazmie do życia. Potrafimy się cieszyć i skakać po meblach. I nie potrzebujemy na to żadnego uzasadnienia, żadnej przyczyny. Kocham ten entuzjazm. A nade wszystko kocham ten moment, gdy czuję, jak po kilku dniach melancholijnych wraca mi dobry humor. I wszystko wybucha we mnie z siłą bomby atomowej. I znowu uśmiecham się do kobiet, które widzę na ulicy. I wszystko jest tak, jak być powinno. Czyli całkowicie nienormalnie.

 

leppus_28   
lut 24 2009 Panowie inżynierowie
Komentarze (5)

Najgorszą rzeczą, jaką można powiedzieć dziewczynie, którą usiłujesz poderwać to to, że jesteś inżynierem. Pod tym względem dosłownie wszystko jest już lepsze. Nawet jakbyś sprzedawał pączki na ulicy to nie masz takiej krechy. Każda szanująca się kobieta, mająca minimalny przynajmniej temperament i w jakimkolwiek stopniu świadoma swojej seksualności od razu przestanie z tobą gadać. Nie ma drugiego takiego zawodu, który tak jednoznacznie kojarzyłby się z całkowitą nieudolnością wobec kobiet. Typowy inżynier to osoba, która nie tańczy, nie upija się i jest całkowicie wyzbyta jakiejkolwiek aury romantyzmu. To ktoś, kto nawet po pracy, będąc na imprezie, rozmawia wyłącznie o cudownie interesujących aspektach nowego prawa budowlanego, tudzież o projekcie kanalizacji, który udało mu się tego dnia spłodzić. Jego podejście do życia jest czysto techniczne. Wszystko układa mu się w dokładnie zaplanowany wzorzec. Każdy napotkany problem usiłuje rozwiązać w sposób stricte logiczny. Jednym słowem pod względem seksualnym jest kompletnie do niczego. Znalazłszy się w łóżku zachowuje się jakby zadanie, które ma wykonać niewiele różniło się od wymiany uszkodzonego sprzęgła w samochodzie. Komplementy nie przechodzą mu przez usta. Kolacji przy świecach nie lubi. Do gry wstępnej nie ma przekonania. Z reguły ma w życiu jedną kobietę, która na dodatek jest typem „żony inżyniera”. Jest brzydka, koszmarnie ubrana, posępna i trzeba się zawsze dobrze przyjrzeć, żeby stwierdzić, że w ogóle jest kobietą. Ich pożycie to typowy związek z rozsądku. Znaczy się przyjaźnili się i w pewnym momencie, w związku z tym, że nikt inny ich nie chciał, pobrali się. Nie ma w nich nawet krzty namiętności i nigdy nie było. Mają jedno albo dwoje dzieci i prawdopodobnie tyle też razy spali ze sobą. Żyją sobie spokojnie, wszystko mają zaplanowane na 20 lat do przodu. Niezależnie od tego co robią, czy jest to praca czy czas wolny, wyglądają tak samo. Jak ktoś, kto ma do zrealizowania poważne i uciążliwe zadanie. Z tego powodu są pracoholikami. Nie przeszkadza im, że zostaną w pracy 5 godzin dłużej, bo po jej zakończeniu i tak nie robią nic ekscytującego. Nigdy nie wydają niepotrzebnie pieniędzy, a gdy jadą samochodem, a ograniczenie prędkości jest do 60km/h to oni jadą 50. Spotykają się tylko we własnym gronie. Innych inżynierów, wszystkich bez wyjątku ożenionych i z przynajmniej jednym dzieckiem. Przy czym na inżynierskich prywatkach nie dzieje się za wiele. Wszyscy siedzą i gadają o pracy. Jedynymi ekscytującymi historiami są takie, że np. ktoś zapomniał upomnieć się o zaległy zwrot podatku, albo komuś popsuło się koło na środku ulicy. Gdy w tym towarzystwie znajdzie się przypadkiem ktoś z zewnątrz następuje zwykle lekki zgrzyt. Osoba nie czująca się inżynierem może bowiem wywołać jakiś temat, o którym panowie inżynierowie nie mają zielonego pojęcia. Np. coś o kobietach. Inżynier nie ma za dużego rozeznania co to jest kobieta i co niby należy z nią robić. W rezultacie zapytany wprost zawiesza się. Ma trudności z wypowiedzeniem słowa „seks”, a nawet gdy go wypowiada robi to w taki sposób, jak zwykł o tym mówić ksiądz. Czyli taki, który wywołuje wszelkie możliwe skojarzenia prócz seksualnego. W tego typu rozmowach najczęściej słyszy się mądrości w stylu: „kobiet to nikt nigdy nie zrozumie”. Istotnie. Typową sytuacją jest, gdy dziewczyna, która nieopatrznie zacznie umawiać się z jakimś inżynierem, wreszcie zrozumie swój błąd i pokaże mu drzwi. Inżynier wtedy nie jest w stanie zrozumieć, co się właściwie stało. Przecież wszystko było dobrze. Chodziliśmy sobie po ulicy, trzymaliśmy się za ręce. A ona nagle mi mówi, że jestem nudny i w ogóle nie ma już ochoty na mnie patrzeć. Inżynier nie jest w stanie tego zrozumieć, bo do miłości i życia podchodzi jak do naprawy przeciekającego kranu. I jedyne co go w tej sytuacji ratuje, to fakt, że istnieją kobiety w typie „żona inżyniera”. To jedyne, z których seksualnością pan inżynier jest zdolny sobie poradzić, bo takowej nie posiadają. I to jest sytuacja idealna. Bo pozwala inżynierowi skupić się na tym, co w życiu najciekawsze. Czyli na pracy.

 

leppus_28