Archiwum 25 lutego 2009


lut 25 2009 O pewnej mojej słabości...
Komentarze (7)

Muszę się wam przyznać, że mam słabość do pewnego rodzaju kobiet. Nie wiem czy jest to rzadka przypadkość, czy przeciwnie. Rzecz najzwyczajniej typowa. Otóż wariuję na punkcie osób oderwanych od rzeczywistości. Czym bardziej jest dana dziewczyna szurnięta, tym lepiej. A jak już spotkam kogoś totalnie sfiksowanego, to puszczają mi wszelkie hamulce i z miejsca mam ochotę się z taką osobą żenić.  Wynika to jak sądzę z kilku powodów. Po pierwsze sam taki jestem. A na pewno byłem jako dziecko. Zanim nieco nie spoważniałem, wychodząc  z błędnego założenia, że powinienem i czego bardzo żałuję. Po drugie najlepiej się czuję, kiedy wygłupiam się ponad wszelką miarę. To jest ta strona mojej osobowości, którą lubię najbardziej. Podczas gdy do wszystkich pozostałych mam stosunek co najwyżej ambiwalentny. Po trzecie nie trawię ludzi, którzy podchodzą do życia w sposób poważny. Zresztą oni mnie też nie trawią, czyli można powiedzieć, że jest tu pewnego rodzaju remis. Wreszcie po czwarte niczego się tak w życiu nie boję, jak nudy. Wojna, choroba, koniec świata, sąd ostateczny, zamachy bombowe, zderzenie z gigantyczną asteroidą to nie wydaje mi się specjalnie przerażające w porównaniu z tym, że jest akurat sobota po południu i nie ma nic do roboty. Jestem zdecydowanie osobą, która potrzebuje w życiu jakichś bodźców. Pozbawiona ich zaczyna usychać jak niepodlewana roślina doniczkowa. Wyobrażam sobie sytuację, w której pozostawiony samemu sobie i doprowadzony do ostateczności mógłbym sobie z nudów przykleić rękę do podłogi, albo wywiercić w głowie dziurę wiertarką. Wcale nie wydaje mi się to nieprawdopodobne.

 

Dlatego nic mnie tak nie odstręcza od jakiejś dziewczyny jak fakt, że jest ona nudna. Nie wykazuje inicjatywy. Nie ma nic zaskakującego do powiedzenia. A zapytana w łóżku „na co masz ochotę” odpowiada: „a ty?”. Mam w tym momencie wrażenie, że niezależnie od tego jak byłaby piękna, po dwóch dniach będę miał ochotę ją udusić, albo zrobić jej coś jeszcze gorszego. Z kolei gdy spotykam kobietę, która jest odwrotnością czegoś takiego, doprawdy jestem w stanie jej wybaczyć bardzo wiele. Wcale nie musi być piękna, żeby mi się podobała. Wystarczy, że świetnie tańczy i ma ładny uśmiech. Nie musi być też specjalnie inteligentna. O ile ma milion pomysłów na sekundę. To nic że połowa z nich jest zupełnie idiotyczna. Samą swoją życiową energią dziewczyna zdobywa mnie całkowicie, i to bez jednego wystrzału, niczym bolszewicy Pałac Zimowy. Swą spontanicznością, nieodpowiedzialnością i poetycką skłonnością. Od razu myślę sobie: z taką dziewczyną nudzić się nie będę. Nawet po 20 latach mnie będzie czymś zaskakiwać, a o to przecież chodzi. Ale oczywiście nie jest to wszystko takie różowe. Bo to, że kobiety o których mówię, posiadają właśnie takie cechy charakteru, pociąga za sobą również całą masę minusów. Przede wszystkim nie są one zbyt chętne do wiązania się z kimkolwiek. Są na to zbyt zwariowane. Nie zakochują się tak łatwo, bo zbytnio cenią sobie wolność. Są niezależne, co powoduje, że trudno im czymś zaimponować. I w ostatecznym rozrachunku dużo łatwiej się z nimi zakumplować niż je w sobie rozkochać. Poza tym są całkowicie nieprzewidywalne. Robią w życiu całą masę rzeczy zupełnie absurdalnych. I nigdy do końca nie wiadomo, czy mówią coś serio czy nie. Poznałem kiedyś dziewczynę, która twierdziła, że pracowała w wesołym miasteczku. Na pytanie co tam robiła odpowiedziała: „a nic takiego, zrzucali mnie tylko z dwunastego piętra, a potem wystrzeliwali w powietrze, było bardzo fajnie”.

 

Zaskakujące jest też to, że dziewczyny te mają mnóstwo kolegów i bardzo niekonwencjonalne życie, ale nie prowadzą przy tym jakiegoś wybujałego życia seksualnego. Mają duży temperament, ale niekoniecznie jest to temperament o charakterze zmysłowym. W swoim zachowaniu i podejściu do życia przypominają bardziej dorastającego chłopca niż typową kobietę. W kontakcie z mężczyzną nie do końca wiedzą jak się zachować. Pójście z kimś do łóżka nie wydaje im się tak interesujące jak np. perspektywa rzucania się z kimś śnieżkami, albo przejechania się kolejką górską. Łatwiej jest się z nimi pobić niż wywołać w nich stricte erotyczne reakcje. Można przespać się z nimi po pijanemu w samochodzie i do niczego nie dojdzie. Szybko wywołują w facetach interesujące wrażenia, ale z reguły niewiele z tego wynika. Znajomość z nimi też bywa krótkotrwała. Wystarczy, że na moment wkroczymy w jakiś obszar, na którym nie wiedzą jak mają zareagować. Wystarczy że raz wyjedziemy z czymś poważnym, co będzie wymagało od nich logicznej analizy sytuacji i świadomej decyzji. Brak w nich też tej typowo kobiecej uległości, która przyciąga mężczyzn. I spaja obie płcie razem. One nigdy nie przytakną, gdy nie masz racji. Nigdy nie skłamią na żaden temat. Nigdy nie ugną się pod tym, co się dzieje. Myślę, że na jakimś etapie to mężczyznę dezorientuje. Bo nikt nie chce być z kobietą, która stale ma ochotę się z nami droczyć. Która zawsze wybucha śmiechem w nieodpowiednim momencie i do niczego nie podchodzi poważnie. A gdy usiłujemy odbyć z nią jakąś dyskusję bardzo na serio wzrusza tylko ramionami. Uśmiecha się zalotnie i mówi z rozbrajającą szczerością: „trudno”... No właśnie. Trudno...

leppus_28   
lut 25 2009 Granice
Komentarze (11)

Sądzę, że w każdą znajomość kobiety z mężczyzną wpisana jest pewna granica, której przekraczać nie należy. Każda relacja rozwija się tylko do pewnego punktu granicznego. Jego przekroczenie otwiera prawdziwą puszkę Pandory. To jest ten moment, kiedy wartościowy związek zamienia się w związek toksyczny. Gdy miłość przemienia się w nienawiść. Dojrzałość polega na umiejętności wyczucia, gdzie się znajduje ta granica i na powstrzymaniu się przed jej przekraczaniem. Jest to o tyle istotne, że mężczyzna w naturalny sposób nie jest skłonny zachowywać umiaru w niczym co robi. Najchętniej więc sypiałbym z wszystkimi swoimi znajomymi i najlepiej, jeżeli jest to tylko możliwe, od razu przy pierwszym spotkaniu. Niewątpliwie seks jest najpospolitszą tego typu granicą. To jest coś, co popsuło bardzo wiele pięknie rozwijających się przyjaźni między kobietą i mężczyzną. Może to brzmi sztucznie, ale naprawdę tak uważam. Dlatego istotne jest, by powiedzieć sobie „nie” w sytuacji, gdy przyjaźnimy się z kimś, kogo lubimy, ale kto seksualnie średnio nam się podoba. Bo seks z całą pewnością tę przyjaźń w tym momencie popsuje. Inną granicą jest granica zaangażowania się. Dana znajomość może być wyjątkowo fajna, póki jedna ze stron nie zacznie wydzwaniać i zakochiwać się w tej drugiej. I nie będzie wywierać presji na tę drugą osobę. To jest przykład, gdy wiąże nas z kimś poczucie humoru, ale osoba ta nie pasuje do nas jeśli weźmiemy pod uwagę zagadnienia poważniejsze. Gdy pozbawimy luzu tej znajomości szybko okaże się, że nie pozostało z niej nic. Są też takie znajomości, które są ciekawe dopóki są jedynie znajomościami na odległość. I samo spotkanie się ze sobą jest dla nich śmiertelne. Zabija je aspekt fizyczny. To coś, czego nie przeskoczymy, niezależnie od tego co sobie próbujemy wmówić.

 

Gdy już jesteśmy z kimś typową granicą jest czas. Byliśmy razem przez kilka lat i było nam dobrze z tą osobą. Ale w końcu zmęczyliśmy się sobą. Nie mieliśmy już sobie nic do powiedzenia. Już niczym się nie byliśmy w stanie zaskoczyć. I to jest ten moment, kiedy powinniśmy się rozstać. Po to, żeby się nie krzywdzić wzajemnie. Bo jeżeli czegokolwiek uczy nas doświadczenie, to tego, że gdy miłość raz zgaśnie, nic już nie jest w stanie jej ożywić. Gdy raz stracimy do kogoś zaufanie, to już żaden medyk nam nie pomoże. Nie da się odzyskać osoby, którą straciliśmy. Ani wierszami, ani kwiatami, ani niczym innym. A ludzie, którzy sądzili, że jednak da się, to ci, którzy zafundowali sobie piekło niekończącego się melodramatu. Czasem też drogi ludzi się po prostu rozchodzą. Byli ze sobą, dopóki ich życie wyglądało podobnie. Mieli podobne pragnienia i marzenia. Potem jednak życie jednego z nich się zmienia. Np. wyjeżdża zagranicę i już nic nie jest takie jak dawniej. Wtedy często od razu widać, że coś istotnego przestało działać. Należy wyczuć ten moment i rozejść się. Bo jeżeli ta miłość nie zdaje tego rodzaju egzaminu, to już nic dobrego z tego nie będzie. Bywa też taka sytuacja, że ludzie wiążą się ze sobą wyłącznie poprzez łóżko. Poznali się i porwała ich czysta namiętność. Byłbym bardzo daleki od potępiania tego typu związków. Wiem z doświadczenia, że mogą być one magiczne i niesamowite. I bardzo wartościowe w ogólnym rozrachunku. Ale też nie należy przekraczać w nich pewnej granicy. Tą granicą jest czasem wspólne życie, czasem posiadanie dzieci. Bo jest to coś, co nie pasuje do czysto fizycznego charakteru tego związku. Jeżeli poznałeś kogoś z kim jest ci cudownie w łóżku i niebywale podoba ci się ta osoba, ale niewiele was łączy i nie bardzo się dogadujecie poza łóżkiem, miej świadomość, że na jakimś etapie się to skończy. Że nie da się tego ciągnąć w nieskończoność. A próba ciągnięcia poza granice rozsądku daje straszne efekty. Takie, po których potem psychicznie bardzo trudno jest się pozbierać.

 

Zapytacie teraz pewnie, czy nie ma takich miłości i takich związków, które są owych granic pozbawione. Na pewno są. To te wszystkie wielkie nieśmiertelne miłości, o których każdy marzy, ale mało kto doświadcza. Np. ja nigdy takiej nie spotkałem. A wszystkie, których doświadczyłem, były owymi miłościami niepełnymi. Takimi, które gdzieś tam się zaczynają i gdzieś tam kończą. I być może właśnie tutaj dotykamy sedna problemu. Bo my zawsze pragniemy wierzyć, że to co widzimy, to jest ta miłość nieograniczona niczym. Jedyna w swoim rodzaju. Wieczna. I dlatego nie chcemy jej przerywać. Nie przyjmujemy do wiadomości, że się kończy. Nie chcemy się pogodzić z tym, że to tylko jedna z wielu, kolejna. Niedoskonała. Na pewno, gdybym wiedział wcześniej to wszystko co wiem teraz, wiedziałbym kiedy powinienem zakończyć znajomość z daną kobietą. I jakiej granicy nie powinienem przekraczać. I dzięki temu miałbym same tylko pozytywne wspomnienia. Ale czy tak się da? Nawet jeżeli wiem, że wszystko co złego mnie spotkało pod tym względem wynikało właśnie z tego błędu? Z zachłanności. I naiwności.

 

leppus_28   
lut 25 2009 Emocje piłkarskie
Komentarze (5)

Piłka nożna jest śmieszna. Człowiek całymi dniami czeka na jakiś wielki mecz. Liga Mistrzów. Pojedynek na szczycie. Lider ligi angielskiej przeciwko liderowi ligi włoskiej. Starcie tytanów. W obu drużynach aż roi się od gwiazd światowego futbolu. Każdy zarabia w ciągu jednego dnia tyle, co ja przez cały rok. Gazety i portale internetowe rozpisują się o tym, jak wielkie widowisko to będzie. Statystycy zasypują nas tonami bezużytecznych informacji. Twierdzą, że 13% bramek strzelonych przez jedną z drużyn pada po zagraniu lewą nogą przez zawodnika z numerem nieparzystym, pomiędzy szóstą i szesnastą minutą meczu. Komentatorzy podgrzewają atmosferę. Dziennikarze prześcigają się w wyszukanych metaforach i porównaniach. Na stadionie zasiada 90 tysięcy rozwrzeszczanych i doprowadzonych do histerii kibiców. Patos bije na głowę przemówienie inauguracyjne prezydenta Stanów Zjednoczonych. Człowiek jest podniecony tym bardziej niż ewentualną randką z Jennifer Aniston. Kupuje sześciopak piwa i rozemocjonowany okupuje dogodne miejsce przed telewizorem już na godzinę przed meczem. Potem rozbrzmiewa gwizdek i nic się nie dzieje. Przez 90 minut bezwładna kopanina. Żadnych bramek, żadnych strzałów na bramkę. Zamiast efektownych akcji kiks za kiksem. Piłkarze, zarabiający miliony i rozbijający się Ferrari nie potrafią prosto kopnąć piłkę. Z boiska wieje totalną nudą, a poziom przypomina polską Okręgówkę. Zawodnicy nie potrafią opanować nerwów. Wszystkie przedmeczowe prognozy nie sprawdzają się. Miało być masę bramek, a nie ma żadnej. Drużyna A miała atakować, ale nie atakuje. Drużyna B występuje w rezerwowym składzie, ale tego nie widać. W ogóle nie wiadomo za bardzo co się dzieje. Po kolejnym koszmarnie nieudanym zagraniu zaczynasz wiercić się na fotelu i stwierdzasz, że ktoś najwyraźniej nabija cię w butelkę. Z braku emocji zaczynasz się skupiać na rzeczach pozasportowych. Np. na urodzie piłkarzy. To jest jednak możliwe jedynie, gdy występują piłkarze włoscy. Wszyscy pozostali nie są zbyt ładni, a już szczególnie nieładni są Anglicy. Przynajmniej od czasu gdy David Beckham wyjechał za ocean. Np. w zespole Manchesteru United ładny jest tylko jeden Bułgar. Zresztą moim zdaniem bardziej interesujący są trenerzy niż piłkarze. Bo jakoś spoceni goście, którzy zajmują się jedynie bieganiem za piłką, kopaniem innych po kostkach i leżeniem na murawie, nie wydają mi się osobiście specjalnie interesujący. Natomiast kilku trenerów jest całkiem całkiem. Eleganccy, inteligentni, świetnie ubrani, przystojni. Jest na co popatrzeć, gdy nic się na boisku nie dzieje. Czyli przez większość czasu.

 

leppus_28