Komentarze (2)
A teraz kilka słów na temat typowej irlandzkiej imprezy. Jest piątek albo sobota wieczór. Typowy Irlandczyk, koniecznie rudy i piegowaty, zakłada białą koszulę, dżinsy kupione w sklepie Jacka Jonesa, spryskuje się wodą toaletową, nakłada na włosy żel i wychodzi w miasto. Przed wyjściem wypijając dla courage’u dwie butelki Millera, które zawsze ma na takie okazje przygotowane w lodówce. Na ulicy jest już ciemno. Z wszystkich stron przemieszczają się pojedynczo i parami ludzie, którzy mają tylko jeden cel. Wyszaleć się po całym tygodniu spędzonym na zarabianiu na życie. Wszyscy są podnieceni i lekko wstawieni. Typowy Irlandczyk dociera do typowego irlandzkiego pubu, gdzie w ciągu najbliższych kilku godzin konwersuje oraz wypija jakieś pięć pintów piwa, co jest tutejszym odpowiednikiem kufla. Wszystko to pozwala mu uwierzyć w to, że jest piękny, a siła rażenia płci przeciwnej, którą ma w sobie, jest całkowicie nie do powstrzymania. Około północy wytacza się z pubu, w towarzystwie kilku podobnych sobie osobników i razem przemieszczają się do najbliższego klubu nocnego. Na miejscu zastają sporej wielkości pusty parkiet oraz grającą głośno muzykę, ale po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji dochodzą do wniosku, że są o dużo za mało pijani, by zacząć tańczyć. A tym bardziej żeby podrywać jakiekolwiek kobiety. Przez następną godzinę wypijają więc pięć do dziesięciu piw, w wyniku czego ich samoocena zaczyna zmierzać do nieskończoności, podczas gdy zdolność do racjonalnego myślenia do zera. Około godziny pierwszej wszyscy są zbyt pijani, a na parkiecie robi się wystarczająco duży tłok, by nikt już nie zwracał uwagę na to, kto ma jakieś pojęcie o tańczeniu, a kto nie. W tym momencie typowy Irlandczyk rzuca się do tańca, usiłując nadrobić braki w technice swym niepohamowanym temperamentem.
Z drugiej strony mamy typową Irlandkę. Zasadniczo rudą i piegowatą, choć zdażają się wyjątki. Piątek albo sobota wieczór jest dla niej najważniejszym momentem każdego tygodnia. Zawsze grzeczna i spokojna, raz w tygodniu ma prawo całkowicie stracić hamulce. Jej ambicją staje się wyglądać i zachowywać jak kompletna zdzira. W tym celu wydaje 100 euro na fryzjera, zakłada obcisłe mini, wysokie szpilki oraz wszystko, co tylko przyjdzie jej do głowy, a co w Polsce zwykły ubierać jedynie prostytutki. A i to te co tańsze. Mimo to wie, że nie musi się krępować, bo cokolwiek na siebie założy i tak z pewnością znajdzie się w klubie przynajmniej jedna laska ubrana jeszcze bardziej kiczowato. Następnie umawia się z kilkoma podobnymi sobie panienkami i wychodzi na ulicę. Ujemna temperatura i zimny wiatr jej nie odstraszają. Nie jest w stanie jej powstrzymać przed przejściem kilku kilometrów w czymś, co zakrywa najwyżej 10% powierzchni jej ciała. Po znalezieniu się w klubie dziewczyna ma lekki problem, bo jak każda typowa Irlandka niewiele wie o tańczeniu. Skupia się więc na tym, że ślicznie wygląda i jest całkowicie zajęta rozmowami ze swoimi koleżankami. Wszystkie one wyglądają tak, jakby je wyjąć z jakiejś niezbyt wysublimowanej męskiej fantazji, co nie przeszkadza im udawać, że wcale nie przyszły tu, by kogoś poznać. I oczywiście nie ma mowy, żeby któraś rozpoczęła rozmowę z jakimś obcym facetem. One są tu po to, żeby je podziwiać, a nie po to, żeby się starać. Wystarczy, że starały się już wcześniej, przez 3 godziny strojąc się przed lustrem. W trakcie rozwoju imprezy typowa Irlandka wypija ilość piwa porównywalną do tej, którą wypija typowy Irlandczyk. Pod jego wpływem zaczyna tańczyć, ale głównie w miejscu, obok swojego stolika. Na parkiet trafia zwykle jedynie wtedy, gdy jest już tak pijana, że z trudem trzyma się na nogach.
Podrywanie kobiet metodą irlandzką wygląda w ten sposób, że typowy Irlandczyk rzuca się na typową Irlandkę, która w wyniku dokonania trudnej do prześledzenia analizy sytuacji decyduje się zareagować na to entuzjastycznie. Oboje przez moment tańczą ze sobą, co jednak do niczego nie prowadzi, z powodu całkowitego braku umiejętności u obojga. Zamiast tego on wykorzystuje moment jej nieuwagi i zaczyna ją całować. W całowaniu typowa Irlandka wykazuje podobny brak biegłości co w tańczeniu, co im jednak nie przeszkadza, by stać na środku parkietu przez godzinę z przyklejonymi do siebie ustami. Należy jednak zaznaczyć, że to, że przez pół imprezy całujesz jakąś Irlandkę wcale nie oznacza, że się jej podobasz i że cokolwiek z tego wyniknie. Typowym zachowaniem jest, że dziewczyna, którą dotykałeś przez ostatnie pół godziny odwraca się i idzie sobie, nawet nie powiedziawszy ci cześć. Gdy impreza się kończy wszyscy wychodzą na zewnątrz i usiłują sobie przypomnieć, gdzie mieszkają. Laski, które jeszcze przed chwilą były w pełni formy, teraz są zmierzwione, potargane i nie mają już ochoty na nic. Sukcesem będzie, jeżeli uda im się wrócić do domu bez zwymiotowania na chodnik. Nieliczny faceci, którzy dotrwali do końca i potrafią jeszcze racjonalnie myśleć usiłują wykorzystać ich chwilową niedyspozycję, jeszcze raz proponując im wspólnie spędzoną noc. Przy czym dominuje zasada, kto pierwszy ten lepszy. Jednym słowem romantyzm sięga zenitu. Ale z drugiej strony trudno się temu dziwić. Tutaj jeszcze 20 lat temu były tylko ziemniaki i owce. I domy kryte strzechą. Tych kobiet nikt nie nauczył, jak być kobietą. Bo niby kto miał to zrobić?