Archiwum 20 lipca 2009


lip 20 2009 Katastrofa a stan polskiej literatury
Komentarze (4)

Niestety. Nostradamus miał rację. Wszystko zmierza ku chaosowi i niechybnie skończy się jedną wielką katastrofą. Pochłonie ona wszystkich i wszystko, prócz Es Vedry w archipelagu Balearów. Wystarczy włączyć telewizor albo kupić gazetę by się przekonać, że nie ma już ratunku. Gdziekolwiek się odwrócić wszędzie tragedie i klęski żywiołowe. W Afryce głód i masakry. W Ameryce kryzys. W Polsce ekranizacja prozy Doroty Masłowskiej. Jeżeli była dotąd jeszcze jakaś nadzieja, to już jej nie ma. Samoloty pasażerskie spadają do morza bez jakiejkolwiek przyczyny. Korea Północna zdobyła broń atomową i właśnie szuka kogoś, na kim możnaby ją wypróbować. Żeby tego było mało padają jak muchy ostatni ludzie, którzy mieli coś do powiedzenia. Przed kilkoma dniami Kołakowski. Nie żebym go lubił jakoś szczególnie. Mój stosunek do niego był raczej umiarkowany. Już zanim umarł wyraziłem pogląd, że polska literatura skończyła się na Lemie i Kapuścińskim i nie ma co czytać. Wszyscy wielcy polscy pisarze albo nie żyją, albo mają już tyle lat, że nie są w stanie o własnych siłach przejść 100 metrów. Przy życiu zostali tylko rozmaici Pilchowie i Głowaccy. Kuczoki i Tokarczuki. Czyli wszyscy ci, którzy podostawali rozmaite nagrody literackie, a potem bierzemy ich książkę do ręki i usypiamy przy trzecim zdaniu.

 

I z taką oto kulturą wkroczyliśmy w XXI wiek. Takich duchowych liderów ma 40-milionowy naród z rzekomymi aspiracjami, a w istocie przeżarty przez korupcję i pieniactwo. Z jednej strony stetryczałe, oderwane od rzeczywistości elity, z drugiej telewizyjna sieczka. Sepleniąca nastolatka, która w języku polskim nie potrafi sklecić dwóch sensownych zdań, ale mimo to postawiona na piedestale i uznana za głos pokolenia. To mnie przekonuje, że temu krajowi już dawno urwano głowę. Ostatni ludzie, którzy coś tu znaczyli to byli ci, których ukształtowała jeszcze przedwojenna polska kultura. Po niej, by ją zastąpić, nie przyszło już nic. Raptem kilka małych talentów, które szybko się skończyły. Kilku filmowców nieżyjących już lub dobiegających 80-tki. Kilku muzyków, którzy albo zaćpali się, albo rozmienili na drobne. Albo wolą nie ścigać się z młodymi, bo widzą, że nie ma z kim. Twierdzę, że od kilkuset lat polska kultura nie prezentowała tak rozpaczliwego poziomu. Zawsze coś tam było, w tym czy innym obiegu, nawet za czasów najgorszego stalinizmu. Ani okupacja ani komunizm nie wytrzebiły nas tak dokumentnie jak to zrobił wolny rynek w ostatnich 20 latach. Bezimienny tłum otrzymał prawo wyboru dokonanego przy pomocy pilota telewizyjnego i wybrał kompletne dno i beztalencie. Dzięki temu teraz zamiast muzyki mamy Idola, zamiast kultury – talk show i Taniec z Gwiazdami. Banda niepiśmiennych chamów dorwała się do mikrofonu i nie zapowiada się, by go komuś oddała. Jeżeli są jeszcze w tym kraju jacyś rozsądni i twórczy ludzie to pochowali uszy po sobie i boją się wychylić.

 

W tej sytuacji niestety jedyną nadzieją jaką mamy jestem ja. I wcale w tym miejscu nie żartuję. Sądzę, że jeżeli ja nic wielkiego nie napiszę, to nikt nie napisze. Jak ja się za to nie wezmę to nowemu pokoleniu zostanie do wyboru tylko ojciec Rydzyk i Gazeta Wyborcza. Dlatego muszę się skupić i jeszcze intensywniej rzucić w wir pracy. Pisać dzień i noc, bez wytchnienia. Brać się za najtrudniejsze tematy, rozstrząsać najbardziej skomplikowane zagadnienia. Z tego powodu dzisiejszy dzień cały poświęciłem staniu przed lustrzem, napinaniu mięśni i strojeniu groźnych min. Opracowałem już kilka tak nokautujących, że gdyby mnie zobaczyła komisja noblowska to by z miejsca zabrała nagrodę Le Clezio i przyznała ją mnie. Z całą pewnością bardziej na nią zasługuję. Zresztą każdy bardziej zasługuje. Jakbym pisał tak jak Le Clezio to bym się wstydził to nawet na blog wstawić. To samo dotyczy pozostałych noblistów. Przynajmniej od czasów Kertesza w 2002, no, może jeszcze Coetzeego, jakby nie patrzeć - same słabizny. Nie mam wątpliwości, że mógłbym ich wszystkich pokonać jednym palcem, nawet bez wstawania z fotela. Biję ich pod każdym względem i to z zamkniętymi oczami. Na kacu mam więcej inwencji. Po dwunastu piwach posługuję się lepszym stylem. Jako dziesięciolatek miałem bardziej wywrotowe pomysły fabularne...

 

Przepraszam. Podnieciłem się za bardzo. Muszę wyjść na powietrze i uspokoić się. I zaraz potem wracam do pisania...

leppus_28   
lip 20 2009 Głośne kobiety
Komentarze (0)

W życiu często spotykamy się z problemami, do których rozwiązania nikt nas wcześniej nie przygotował. Nie istnieje żadna fachowa literatura, która mogłaby być nam pomocna, a próba wtajemniczenia w sytuację najbliższych przyjaciół owocuje pełnymi lekceważenia uśmiechami. Jeden z takich problemów polega na tym, że nieopatrznie związaliśmy się z kobietą, która jest wyjątkowo głośna. Przy czym wcale nie chodzi mi tutaj o gadatliwość. Z pewnością każdy z was chociaż raz przeżył w życiu następującą historię. Albo przynajmniej zna ją z opowieści. Wynajmujemy niewielki pokoik w cichym hoteliku, w jakimś sennym miasteczku, gdzieś na granicy czesko-bawarskiej. Obsługa jest bardzo miła. Wszędzie na ścianach wiszą malutkie krzyżyki i obrazki namalowane przez bliżej nieznanego artystę-prymitywistę. Jednym słowem panuje atmosfera całkowitej błogości. Idealne miejsce na wypoczynek dla spracowanych mieszczuchów i ich dzieci, cierpiących na ADHD. Myślimy, że wreszcie sobie odeśpimy i nikt nie będzie nam przeszkadzał. Tymczasem w samym środku nocy zaczynają nas dobiegać zza ściany odgłosy, które wywołują w nas na przemian irytację, gniew i zazdrość. Niezależnie od tego czy ciągną się one przez pół godziny czy przez godzinę czas ten wydaje się wiecznością. Najtrudniejsze jest oczywiście wytłumaczenie ich dzieciom. Tutaj nawet największy mózg by sobie nie poradził.

 

Następnego dnia przechodząc przez hotelowy korytarz co i rusz rzucamy okiem w stronę drzwi sąsiadów, w nadziei zobaczenia osoby, która była odpowiedzialna za to wszystko. Przy czym w swej naiwności oczekujemy, że zobaczymy coś wyjątkowego. Spodziewamy się ujrzeć przynajmniej Enrique Iglesiasa lub kogoś jeszcze piękniejszego oraz kobietę o wyglądzie Angeliny Jolie. Jakież jest nasze zdziwienie, kiedy w drzwiach ukazuje się para zupełnie przeciętna. On – zwyczajny i ona zwyczajna. On chudy, w okularach, o wyglądzie chłopczyka, który całe życie przesiedział w bibliotece. Ona nieduża, nieco pulchna, o nóżkach nie za długich, bynajmniej nie do samej ziemi. Zastanawiamy się wtedy skąd się bierze coś takiego. Gdzie tkwi sekret, zwłaszcza że sytuacja niezmienne powtarza się każdej następnej nocy, aż do końca naszego urlopu. Odgłosy dobywające się zza ściany niechybnie świadczą o tym, że mamy do czynienia z jakąś niebywałą namiętnością, przy której rzeczy pokazane w najbardziej nawet wymyślnych filmach pornograficznych wydają się niewinną igraszką.

 

Muszę powiedzieć wam, że od lat staram się na własną rękę rozwikłać tę zagadkę, ale choć poczyniłem po drodze wiele cennych spostrzeżeń, mam wrażenie że nie przybliżyły mnie one do jej rozwiązania nawet na milimetr. Kobiety najwyraźniej dzielą się na ciche i głośne i nie ma w tym względzie jakichkolwiek reguł. Ich poziom głośności nie wynika ani ze wzrostu, ani z wieku, ani tym bardziej z temperamentu. Możemy poznać dziewczynę, która na oko jest cichutka jak myszka i przekonać się, że z jej powodu nie tylko nie zaśnie nikt w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy, ale także w kilku sąsiednich. Dziewczyna ta reaguje na wszystko, co staramy się jej robić tak, jakbyśmy byli połączeniem Rudolfa Valentino z Bruce’m Willisem. Zaczyna w miejscu, gdzie inne kończyły. Mdleje od samego pocałunku i szczytuje już w połowie gry wstępnej. Jest jak silnik samochodowy z rozregulowaną przepustnicą, który zbyt szybko wchodzi w maksymalne obroty. Tyle że w tym przypadku mamy przeczucie, że nie pomoże krótka wizyta u mechanika.

 

Cała ta sytuacja wprawia nas w zdumienie i długo nie wiemy jak na nią zareagować. Zaczynamy się zastanawiać, czy to z nią jest coś nie tak czy z nami. Czy jest możliwe, by w przeciągu ostatnich miesięcy nasza technika seksualna uległa tak zdecydowanej poprawie. Próbujemy sobie przypomnieć co ostatnio jedliśmy, spędzamy też długie godziny przypatrując się sobie w lustrze, usiłując zauważyć to, co wywołuje w dziewczynie aż tak wielką namiętność. Na jakimś etapie nabieramy jednak przekonania, że to wcale nie nasza zasługa, a wszystkie anomalie biorą się tylko i wyłącznie z niej. To ona reaguje na coś, co robiliśmy już wielu kobietom i bez większych skutków, w taki sposób, jakby ziemia rozstępowała się pod łóżkiem, na którym leżymy. I nie bardzo wiadomo jak sobie z tym radzić. Rzecz jest fajna do pewnego momentu, za pierwszym czy drugim razem, ale potem może zacząć irytować. Chcielibyśmy się jednak nieco namęczyć zanim dziewczyna wybuchnie, podczas gdy z nią wszystko jest zbyt proste. Wystarczy ją dotknąć i już jest podniecona. A gdy przejdziemy do czegoś bardziej zdecydowanego zachowuje się tak, jakbyśmy rozrywali ją na kawałki. Naprawdę bardzo trudno jest w takiej sytuacji skupić się na tym co robimy.

 

Oczywiście największe problemy to sąsiedzi. Mieszkanie z rodziną w takich warunkach rzecz jasna odpada. Nawet wizyty w domu rodziców skracać trzeba jak się tylko da. Zwłaszcza w domu rodzinnym dziewczyny. Jedna nieopatrzna noc i mamy krechę na całe życie. Choćbyśmy nie wiem jak się starali to szanowny tata już nam ręki nie poda. Nie da się też mieszkać z kimś obcym. Żaden, choćby najbardziej tolerancyjny współlokator nie wytrzyma czegoś takiego. Po dwóch nocach każe nam się wyprowadzić i to natychmiast. Jesteś więc skazany na wspólne mieszkanie z dziewczyną i to w miejscu gdzie koniecznie ściany są grube, a do najbliższych sąsiadów jest przynajmniej 30 metrów. Centrum miasta w tych warunkach odpada. Bloki również. Od razu zainteresuje się tobą administracja. Wynajdą paragrafy, które pozwolą cię od ręki eksmitować. Przede wszystkim za naruszanie ciszy nocnej, ale nie tylko. Staruszki zaczną cię szczuć swymi ratlerkami, a panowie patrzeć na ciebie z nienawiścią. I tylko sąsiadka z góry, ku twojemu całkowitemu zdziwieniu, przywita cię rano wyjątkowo szerokim uśmiechem. Ciekawe dlaczego?

leppus_28