Minusem bycia singlem jest, że może ci się czasem, w trakcie pisania do kogoś smsa, popieprzyć, co konkretnie do kogo wysyłasz. W rezultacie wiadomość, przewidziana dla Kasi idzie do Krysi, ta dla Krysi zostaje wysłana do Zosi, a wiadomość do Zosi trafia do Kasi. W wyniku tego nieporozumienia wszystkie w tym samym momencie się na ciebie obrażają, uświadamiając ci przy okazji co myślą o tobie i tobie podobnych i nie chcą cię więcej widzieć na oczy. Zdarza się też, że nie możesz sobie przypomnieć imienia kobiety, z którą aktualnie flirtujesz. I to, na jakim etapie znajomości z nią jesteś. Oznacza to, że pora nieco przyhamować. Że przekroczyłeś tzw. Graniczny Poziom Poligamii, którego przekraczać nie należy. Masz tyle znajomych, że nie jesteś w stanie się z wszystkimi spotkać, a przyłapany nie potrafisz się już wiarygodnie wyłgać tym czy innym kłamstwem. Albo nie pamiętasz kogo zaprosilłeś na wieczór. I w którym miejscu mieliście się spotkać. Stoisz na środku Grafton Street, deszcz pada na ciebie, a ty usiłujesz sobie rozpaczliwie uświadomić, z kim byłeś umówiony na wtorek, a z kim na środę. Przy czym akurat to, że nie mogę sobie przypomnieć, co komuś mówiłem o sobie, a co nie, to jest jeszcze dość normalne. Nigdy nie wiem co już komu powiedziałem. I to jedyny powód, dla którego staram się być prawdomówny. Bo gdybym zmyślał, to nie byłbym w stanie się w tym połapać. Gorzej, gdy siedzę naprzeciw dziewczyny i nie pamiętam, z czego ona mnie się zwierzała. Usiłuję sobie przypomnieć, a w głowie kołaczą mi najprzeróżniejsze historie. Jest tu wszystko, co tylko chcecie. Niczym w amerykańskim serialu. Rozwody, zdrady, przemoc w rodzinie i seksualne molestowanie. Ale nie jestem pewien, które są związane akurat z nią. I strasznie się boję, że wyskoczę z czymś zupełnie nieodpowiednim. Nie mogę sobie przypomnieć jakiej muzyki słucha, ani czym się interesuje. W rezultacie błądzę po omacku i co i rusz strzelam jakąś gafę. Mogę tylko przytakiwać i liczyć, że nie zostanę bezwstydnie zdemaskowany.
Jakimś wyjściem jest oczywiście zapisywanie sobie wszystkiego. Bo grunt to dobra organizacja. Wystarczą najważniejsze informacje o danej osobie. Imię, wiek, miejsce zamieszkania, numer telefonu i gadu gadu. Czym się interesuje, co lubi, a czego jej mówić nie należy. Można też wyrysowywać przy danym nazwisku znaczki, które w sposób bardziej zakamuflowany mówiłyby coś bardzo istotnego o określonej osobie. Tyle że po kilku latach nie jestem już w stanie sobie przypomnieć, co oznaczał dany znaczek. Czy np. rysuneczek byka oznacza, że dziewczyna zdradza swojego męża, czy sama jest zdradzana, czy też jest jedynie spod znaku byka. A może ma duszę rogatą? Cokolwiek to znaczy... Nie jest też miło, gdy notesik z takimi właśnie informacjami wpadnie w ręce dziewczyny, z którą aktualnie jesteśmy. Wyjaśnienie znaczenia wszystkich wrysowanych w nim znaczków mogłoby być wtedy trudne. Niezależnie od tego, czy bym pamiętał, co oznaczały czy nie. Z tego powodu warto mieć taki notesik bardzo głęboko schowany. W takim miejscu, gdzie nikt go nie znajdzie. Ale wtedy jest duża szansa, że my też nie znajdziemy. Nie wyobrażacie sobie ile razy już mi się zdażyło coś takiego: zrobiłem to sobie, schowałem i więcej już tego nie widziałem. Moje mieszkanie musi być prawdziwą kopalnią skarbów tego typu. Zresztą mniejsza o skarby... Bo te notatki są dla mnie naprawdę istotne. Bez nich budzę się rano i nie wiem nic. Ani o sobie, ani o otaczającym mnie świecie. Jestem jak ślepy kret, wyciągnięty na powierzchnię. Leżę przykryty kołdrą i boję się, że ktoś może do mnie zadzwonić i czegoś chcieć. Czuję się jak ktoś, kto wyszedł z dyskoteki z dwunastoma numerami telefonu, ale był pijany i nie jest w stanie sobie przypomnieć, który należał do kogo. Bo była tam tylko jedna dziewczyna, która mu się podobała, a pozostałe wziął wyłącznie z wrodzonej żyłki rywalizacji. Z tym że u mnie jest dużo gorzej. Bo ja mam tylko takie telefony w komórce...