Komentarze (0)
Kapitalizm to taki system, który wymaga od społeczeństwa daleko posuniętej uniformizacji. Czym bardziej ludzie są podobni do siebie w swych zachowaniach tym lepiej. Kapitalizm się rozwija, o ile tylko ludzie kupują nowe samochody, budują nowe domy i piją odpowiednią ilość coca coli. Jeżeli z jakichś powodów nie robią tego – nici z kapitalizmu. Jeżeli w danym społeczeństwie występuje zbyt duża ilość odszczepieńców, którzy z niewiadomych przyczyn nie poddają się ogólnie przyjętej ideologii i robią wszystko na opak – system wali się w gruzy. Dlatego żeby dany kraj mógł się ekonomicznie rozwijać musi wpierw nastąpić proces jego zgłupienia. Przy czym poprzez „zgłupienie” rozumiem sytuację, w której indywidualizm i wolnomyślicielstwo zanika, a zastępuje ją owczy pęd nazywany konsumpcjonizmem. Dlatego możliwy był tak szybko rozwój ekonomiczny Japonii po II Wojnie Światowej. Naród, w którym wszyscy są tacy sami i posłuszni temu, co się do nich mówi, niczym armia robotów, jest w kapitalizmie z góry skazany na sukces.
Komunizm po tym względem był systemem niższego rzędu, w stosunku do kapitalizmu, gdyż opierał się na przymusie. Ludzie byli przymuszani, odgórnie, metodami policyjnymi, do określonych zachować. Musiałeś głosować na partię, pracować w kopalni, albo pegeerze, a jak byłeś grzeczny to dostałeś przydział na małego Fiata. W kapitalizmie natomiast ludziom wmawia się, że określone rzeczy są im potrzebne i dzięki tak stworzonym chęciom nacisk jest już nie potrzebny. Ludzie sami pracują w pocie czoła, stają w kolejkach i zachowują się tak, jak tego chce system. Przy czym im ludzie są głupsi, tym łatwiej ich do czegoś przekonać. Dlatego kraje słowiańskie, zwłaszcza poradzieckie, są tak oporne w adaptowaniu mechanizmów gospodarki rynkowej. Bo tam ludzie myślą samodzielnie, dużo czytają, dobrze grają w szachy i z tego powodu są zasadniczo przeciwni. Wszystkiemu, do czego się ich usiłuje namówić.
Widać to wyraźnie na przykładzie Irlandii. Był to zawsze naród poetów, pisarzy, muzyków, bojowników-samobójców i innych malowniczych pomyleńców. W ciągu ostatnich 20 lat Irlandia stała się z najbiedniejszego kraju w Europie jednym z najbogatszych na świecie. Jednocześnie Irlandczycy jako naród dokumentnie zgłupieli. Każdy ma nowy samochód, ale nikt nie czyta książek. Każdego stać na wakacje na Mauritiusie, ale nikt nie ma pojęcia gdzie to jest. Kosztem wzbogacenia się nastąpiła utrata narodowej tożsamości. Po 700 latach bicia się o istnienie języka irlandzkiego obecnie nikt go już nie używa, bo nie ma dla niego praktycznego zastosowania. Takim samym sposobem umierają tradycyjne irlandzkie sporty, wypierane przez brytyjską piłkę nożną, jak i cała irlandzka mentalność. Z dawnej kulturowej odrębności pozostała już tylko fasada. Trochę większa skłonność do lenistwa i pijaństwa, ale bez głębszych wartości.
Efekt tego sprzedania się najbardziej widać po młodym pokoleniu. Tym, które obserwowało moralny upadek swoich rodziców i pęd ku zaspokojeniu własnych materialnych potrzeb, za którymi nie stała żadna spajająca naród idea. Idea, którą kiedyś była religia katolicka, patriotyzm, szowinizm czy choćby niechęć wobec brytyjskiego okupanta. Z narodu ludzi, którzy zawsze szli swoimi drogami, Irlandia stała się narodem posłusznych konsumentów. Takich których zachowania są łatwo sterowane przez telewizyjne reklamy. I którym można wmówić, że powinni stać w kolejce do McDonaldsa czy kupić sobie nowy telewizor, bo stary jest już niewystarczający. Takim samym sposobem każdy biedny kraj mógłby się szybko rozwijać, o ile tylko zrezygnuje z własnej tradycji i obyczajowości. Tak jak Irlandia zrezygnowała ze swojej i przejęła wszystko co brytyjskie. Wystarczyłoby, żeby Afryka zaadaptowała sobie europejski styl życia, żeby Japonia zaczęła małpować USA, a Chiny całą resztę świata. Wystarczyłoby, żebyśmy w Polsce przestali mówić po polsku i zaczęli po niemiecku i w 5 lat przeganiamy Niemców w wysokości zarobków na głowę mieszkańca.
Najpierw jednak musimy zgłupieć. I ten proces mamy jeszcze przed sobą, chociaż wiele jego symptomów jest już dziś widoczna. Zwłaszcza gdy włączymy polską telewizję. Jednak pomimo wysiłków rozmaitych ogłupiaczy wciąż jesteśmy gromadą indywidualistów, którzy nie potrafią nic wspólnie zrobić i każdy ciągnie w swoją stronę. I to nas paradoksalnie ratuje. I tak na oko jeszcze z 10 lat przynajmniej nam zajmie pozbycie się tego. Niestety jednak sytuacja z naszym krajem jest gorsza niż z choćby z Irlandią 20 lat temu, bo my mamy jeszcze za sobą 45 lat komunizmu. Nasz naród JUŻ zgłupiał, zwłaszcza w latach 80-tych, tyle że niestety nie w tę stronę co trzeba. Znaczy się u nas i tak nie ma już czego ratować. Wybitnych jednostek nie ma, bo ostatnie udane w sensie twórczym pokolenie to były roczniki 1930-40 (Osiecka 1936, Stachura 1937). Więc w zasadzie to i tak jesteśmy skazani na duchową pustkę. Mamy tylko do wyboru czy będzie ona biedna czy dostatnia.