Archiwum 05 marca 2009


mar 05 2009 Cena niezależności
Komentarze (6)

Sądzę, że za wszystko, co w życiu osiągamy musimy zapłacić określoną cenę. Poświęcić jedno, by zdobyć coś innego. Są ludzie, którzy poświęcają zdrowie, żeby osiągnąć sukces w sporcie. Są tacy, którzy poświęcają rodzinę, żeby zrobić karierę. Albo odwrotnie. Tracą karierę, ale za to stają się rodzicami. I czym cenniejsza jest ta rzecz, którą zyskujemy, tym więcej tracimy, by ją zdobyć. Sądzę też, że najwięcej płacimy za to, by być niezależnymi. By móc podążać za swoimi marzeniami. I realizować się. Ja najcenniejszą rzecz, którą miałem, poświęciłem dla tego, żeby wyjechać do Irlandii. Żeby znaleźć tutaj pracę i wypłynąć na szersze wody. Żeby coś przeżyć, odkryć jakieś pokłady siebie, których wcześniej nie znałem. I przeżyć wielką namiętność. Wszystko to zrobiłem za cenę utraty najbliższej mi w życiu osoby. Potem miałem podobną sytuację drugi raz. Kiedy czułem, że muszę zerwać związek z kimś, by móc być sobą. Bo uważałem, że duszę się w sytuacji w jakiej jestem. Że nie realizuję się tak, jak mógłbym. I co ciekawe, właśnie gdy rozstałem się z tą kobietą o której mówię, zacząłem znów pisać. Tak jakby możliwe było tylko jedno z dwóch: bycie z kimś albo pisanie. I tak się zastanawiam teraz... Co jeżeli musimy cierpieć i być samemu, żeby być artystami? Żeby móc iść własną drogą, robić to, co naprawdę chcemy. Poznawać nowych ludzi i siebie, przeżywać coś prawdziwego. Myślę, że to właśnie tak może wyglądać. Bo sztuka karmi się marzeniami i nadziejami. Niespełnieniem. A znalezienie kogoś odpowiedniego dla nas to sytuacja takiego pozornego spełnienia. Czyli coś w sensie artystycznym bezpłodnego.

 

Chociaż z drugiej strony związki kształtują nas i robią to głębiej niż powierzchowne znajomości. A z reguły i tak kończą się tragicznym rozejściem się. Czyli uszczęśliwiają nas tylko z początku, a ostatecznie pozwalają nam być jeszcze bardziej nieszczęśliwymi. Dzięki nim odczuwamy samotność jeszcze bardziej beznadziejną. Tym sposobem, pośrednio, mają pozytywny wpływ na naszą twórczość. I jasność w odbieraniu rzeczywistości. O ile oczywiście nie trwają zbyt długo. To, czego się należy wystrzegać, to z pewnością związków przesadnie uspokojonych. Sielankowych. Długotrwałych. Takich, w których nie ma gwałtownych kłótni, ani erotycznego napięcia pomiędzy ludźmi. Jest za to otwartość wobec drugiej osoby i zrozumienie. Bo wtedy trudniej doprowadzić takie związki do jakiejś dramatycznej i w ostatecznym rozrachunku błogosławionej ruiny. Takie rzeczy ciągną się wtedy jak guma do życia i do niczego nie prowadzą. Nie dają nam wystarczającej do życia i pisania energii, rozleniwiają, wprowadzając jednocześnie wrażenie złudnego bezpieczeństwa. Powodują, że zamiast poznawać otaczający nas świat, bezładnie obijając się od jednej jego ściany do drugiej, tkwimy bez ruchu w jednym miejscu, pozbawieni możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Taką ewentualność należy szybko przewidzieć i zareagować na nią błyskawicznie. Rozmówić się z kandydatką na naszego życiowego partnera i powiedzieć jej: „Dziewczyno, przykro mi, ale musimy się rozstać. Jest mi z tobą za dobrze. I ja to jeszcze jakoś przeżyję, ale moje pisanie w żadnym wypadku”.

leppus_28   
mar 05 2009 Nie hamujmy
Komentarze (3)

Pozwólmy ludziom kochać nas. Pozwólmy im wyznać co do nas czują. Niech nie duszą tego w sobie. Nawet jeżeli naszym zdaniem nic z tego nie będzie. Nawet jeżeli nic sami nie czujemy do nich. Bo miłość to radość. Miłość to ogień. To nie jest coś, co powinno się trzymać w ukryciu. Zamknięte w pudełku, na dnie naszych dusz. To trzeba wykrzyczeć i wytańczyć. A przede wszystkim wyrzucić z siebie. To jest euforia, którą musimy próbować kogoś porwać. Wiadomo, że nie zawsze się to udaje. Bo dusze czasem nie pasują do siebie. Ale ten jeden błysk, jeden wybuch, jest więcej wart niż życie spędzone na czekaniu i na ostrożności. Bo jeżeli kochać, to tylko od razu. Szaleńczo i bez sensu. Nie wierzmy tym, którzy mówią nam, że trzeba się hamować. Nie wierzmy tym, którzy przestrzegają, że należy ukrywać to, co się do kogoś czuje. Przeciwstawmy się owym związkom, które ewoluowały powoli i nieśmiało. Tym rozsądnym układom i układzikom. Niech poniesie nas namiętność. Róbmy to, na co mamy ochotę. Mówmy to, co nam przychodzi do głowy. I szukajmy ludzi, którzy potrafią tę szczerość i entuzjazm docenić. A unikajmy tych, którzy doradzają nam, byśmy zwolnili. Oni zwolnili i już ich nic na tym świecie nie przyspieszy. My potrafimy się czasem zachować rozsądnie, ale oni spontanicznie – już nie. Dlatego dalej popełniajmy błędy. Używajmy słów zbyt wielkich. Rozpędzajmy się w dwie sekundy do nieprawdopodobnych prędkości. I wcześniej czy później wpadniemy na drugą, podobną osobę, pędzącą dokładnie w przeciwną stronę, prosto na nas.

leppus_28   
mar 05 2009 Żałowanie
Komentarze (7)

Żałuję, że nie było mnie przy Tobie, gdy się rodziłaś. Że nie byłem tym, który objaśniał Ci świat, gdy po raz pierwszy go zobaczyłaś. Żałuję, że nie stałem obok, gdy pierwszy raz przechodziłaś przez ulicę. I że nie pomogłem Ci, gdy szłaś do szkoły i nie miał kto ponieść Ci tornistra. Żałuję, że nie zaopiekowałem się Tobą, gdy stłukłaś sobie kolano. I nie otarłem Ci łzy, gdy pierwszy chłopak, w którym się kochałaś, złamał Ci serce. Żałuję, że nie oddałem Ci swojego płaszcza, gdy było Ci zimno. I nie było mnie, gdy jakiejś bezsennej nocy nie miałaś do kogo mówić swoje wiersze. Żałuję, że nie trzymałem Cię za rękę, gdy płakałaś. I nie podsunąłem swego ramienia, byś się mogła na nim wesprzeć, ilekroć było Ci smutno. Żałuję, że pojawiam się w Twoim życiu dopiero teraz. Że pozwoliłem, by tyle minęło samotnych dni i nocy spędzonych na czekaniu. Żałuję, że tyle czasu straciłem szukając twych oczu w zachodach słońca. I głosu w ciszy niedzielnego poranka. Żałuję, że tyle słów wypowiedziałem i nie słyszałaś ich. I tyle razy dotykałem kogoś innego, myśląc o Tobie. Żałuję, bo kochać to znaczy przeżyć z kimś trudne chwile. Patrzeć w czyjeś oczy, gdy wydarza się coś złego. I podać mu dłoń w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebuje.

leppus_28   
mar 05 2009 Ratowanie (II)
Komentarze (14)

Dobrze że jesteś. Że mnie odciągasz od mnie samego. Że mi podajesz swoją dłoń. Że słyszę Twój cichy głos pośrodku nocy. Każdego dnia pokazujesz mi świat na palcach. Tłumaczysz rzeki i morza rysując kółka na piasku. Objaśniasz gwiazdy i orbity drewnianym patykiem. A z rozsypanych słów jak kolorowe klocki układasz pana Boga. Kreślisz najtrudniejsze wzory matematyczne tak, jakby dziecko malowało drzewo. Przekonujesz, że wszystko ma jakiś sens i jakąś treść. A każda chwila ma wartość nieskończoną. Z promieni słońca robisz sobie kapelusz. Z marzeń i zachwytów budujesz wszechświat. Kolejne oddechy to dla Ciebie dźwięki, a zawroty głowy ich idealnie doskonała sekwencja...

 

Jeżeli każdego człowieka w życiu poznajemy po coś, to Ty jesteś po to, żeby mnie wracać ku jasności. Bo to Ty jesteś jasnością. Wiosenną łąką pośrodku betonowej autostrady. Choć nigdy Cię nie widziałem. Twoja twarz nieruchoma. Oczy smutne. Usta milczące. To Ty mnie zwracasz ku słońcu. Ku duszy, którą stale w sobie gubię. Ty jesteś miłością i radością. Ogniem, przy którym ogrzewam skostniałe dłonie. Pniem drzewa, na którym przysiadam, żeby odpocząć. Jesteś spokojnym porywem czystego szaleństwa. Białą kartką. Szeptem, którego nie sposób niczym zagłuszyć. Wierszem, w którym nie można poprawić ani jednego słowa. Nie ma nic czystszego. Nawet śmierć. Choć to trudna konkurencja...

 

Powiedzmy, że to tylko wiersz. Powiedzmy, że poetą jestem tylko dla Ciebie. Powiedzmy, że kocham tylko wiersze, które piszesz. I tylko tę jasność, którą masz w sobie...

 

Powiedzmy...

 

leppus_28