Najnowsze wpisy, strona 33


paź 03 2008 Wisła-Totenham
Komentarze (1)

Wisła przegrała z Totenhamem. O dziwo nie pomogło nawet stuknięcie 5 zdrowasiek w ostatnich 3 minutach meczu. Cóż, tym razem Bóg był przeciwko nam. Muszę powiedzieć, że trochę mnie to wkurzyło. Nawiasem mówiąc nie jest to pierwszy raz, kiedy robi mi coś takiego. Ale spoko, ja mu to zapamiętam. Co jak co, ale pamiętliwy to jestem. Poczekamy jak on będzie chciał czegoś ode mnie...

leppus_28   
paź 03 2008 Jak często jest środa?
Komentarze (1)

Wczoraj stała się dziwna rzecz. Sądziłem że jest środa, podczas gdy okazało się, że jest czwartek. Zdziwiło mnie to, bo nie mogłem w żaden sposób dojść do tego, co do jasnej cholery stało się ze środą. Nie było jej w tym tygodniu, czy co? Zresztą jak tak przez moment się zastanowiłem nad tym to stwierdziłem, że w ogóle nie przypominam sobie, żeby kiedyś była środa. I to już jest bardzo zastanawiające. Dobrze kojarzę poniedziałki. Na pewno często jest wtorek. Jest też cała masa piątków. Ale środa? Nie przypominam sobie żebym cokolwiek robił w środę. To samo dotyczy godzin. Niektóre występują w wielkim nasileniu. Np. wydaje mi się że dziewiąta rano jest cały czas, a do tego ciągnie się w nieskończoność. To samo godzina 16-ta i okolice 16:30. Ale z kolei godzina od 7-mej do 8-mej przechodzi zupełnie niezauważona. Nie sądzę żebym cokolwiek robił w tym czasie. Nie tylko ostatnio, ale w ogóle kiedykolwiek. Ciekawe czy zdarzyło się kiedyś coś ważnego o tej godzinie? Umarł ktoś istotny albo jakiś kraj najechał jakiś inny. Nie wiem czy są w ogóle prowadzone tego typu statystki. Jeżeli nie, to szkoda.

leppus_28   
paź 02 2008 Kilka słów na tematy seksualne
Komentarze (0)

Jest rzeczą powszechnie znaną, że zdrowy i w miarę młody mężczyzna nie jest w stanie przeżyć bez seksu więcej niż, powiedzmy, tydzień. W okresie dłuższym niechybnie padnie jak mucha. Jedyne co go może uratować w tej tragicznej sytuacji to natychmiastowe przejście na buddyzm zen. Ćwiczenia medytacyjne i siedzenie w pozycji zakrocznej 4 godziny dziennie. Poza tym zero alkoholu, za to dużo sportu. Bieganie, pływanie, przysiady i zimne kąpiele co 15 minut. Zdrowa żywność i picie dużej ilości mleka. Czytanie książek i słuchanie muzyki. I najtrudniejsza rzecz ze wszystkich: żadnej masturbacji! Wystarczy raz, choćby niewinny i wszystko przepadło. Generalnie ważne żeby być silnym i nie myśleć o żadnych sprośnych rzeczach. Można też próbować pójść inną drogą, a mianowicie popaść w niekontrolowaną pornografię. Nie uprawiasz żadnego sportu, źle się odżywiasz, za to chlejesz ile się tylko da. Wieczorami siedzisz i oglądasz telewizję. Marudzisz, klniesz, nie wyprowadzasz psa na spacer i znęcasz się nad kotem. Nienawidzisz wszystko i wszystkich, a zwłaszcza kobiet. I generalnie są zwolennicy jednego i drugiego sposobu. Więcej chyba nawet tego drugiego. Jeśli chodzi o kobiety to też pewnie mają swoje sposoby, ale prawdę mówiąc nie jestem z nimi bardzo obeznany (ze sposobami, nie z kobietami, bo z tymi ostatnimi mniej więcej jestem). Na pewno jest sposób na wredną sukę. I na nowoczesną kobietę sukcesu. Najlepiej panią adwokat albo coś w tym stylu. Można się też wziąć za gotowanie, albo wychowywanie dzieci. Zresztą sam nie wiem. Domyślam się tylko. Czasami bowiem u mężczyzn jakiś mechanizm działa przeciwnie jak u kobiet. Np. u kobiet nadmiar alkoholu niechybnie prowadzi do seksu. Z kolei u mężczyzn jest odwrotnie. Im więcej piją tym mają mniejsze szanse na zaliczenie czegokolwiek. Największe to mają w ogóle wysportowani abstynenci. Tak samo ma się sprawa z samym seksem. Kobiety uprawiające go rozkwitają i wyglądają coraz lepiej. Z kolei faceci odwrotnie. Najlepiej się mają fizycznie ci, którzy go w ogóle nie uprawiają. Bo właśnie wtedy mogą się skupić na uprawianiu sportu i innych pożytecznych rzeczach. A jak mają dziewczynę, zwłaszcza nazbyt ładną, to nie mogą się skupić na niczym innym. Przychodzi wieczór, wskakują do łóżka, a po tym już nie mają ochoty na nic i zasypiają. Rozwijają przy tym co najwyżej 2 z jakichś 148 mięśni ciała, gdzieś tam w okolicach bioder, czyli akurat nie te najbardziej potrzebne do czegokolwiek. W rezultacie w trakcie trwania związku, w którym, nie daj Boże, występuje udane życie seksualne, kobieta ma się coraz lepiej, podczas gdy jej facet więdnie w oczach.

 

Po tym co napisałem to w zasadzie nie wiem czego życzyć sobie i innym...

 

leppus_28   
wrz 26 2008 Listy Miłosne
Komentarze (1)

Roku pańskiego 1763, oficer gwardii walońskiej, don Velazquez de la Lobo, służący pod rozkazami króla Andaluzji Alfonsa VII, wyprawił się na wojnę hiszpańską, pozostawiając w swym zamku ukochaną, dopiero co poślubioną kobietę swego życia, piękną Dulcyneę. Ona, odprawiwszy spod swych drzwi tysiące zalotników, czekała na niego, choć lata mijały, wciąż wierna i nieskalana, dla zabicia czasu szydełkując i grając w remika. Od tej pory, regularnie co tydzień on, wciąż zakochany i wierny tylko jej, wysyłał do niej pełen subtelności list miłosny, w którym nieodmiennie pojawiał się, niby to mimochodem, delikatny, ledwie wyczuwalny erotyzm:

 

- Witaj moja ukochana. To już 23. rok mojej nieobecności. Ale nie martw się. Jak Ci zapowiadałem kiedy wyjeżdżałem, ta wojna nie potrwa długo. A co u Ciebie?

 

Odpowiada ona:

- A nic, kochany. Szyję, gram w remika i czekam na Ciebie. Ależ ze mnie szczęściara!

 

Znowu on:

- Dzisiaj był fajny dzień. Zdobyliśmy żeński klasztor u podnóża Pirenejów. Wszystkie zakonnice zgwałciliśmy (ostatni wyraz wykreślony)... rzecz jasna puściliśmy wolno. Na wojnie jest fajnie. Dużo chodzimy. Wczoraj zwiedziliśmy sobie Toledo. Jutro jedziemy zniszczyć Sewillę. Podobno ładne miasto. Dzisiaj zabiłem 23 zupełnie nie znane mi osoby. To był udany dzień. Wieczorem była na kolacje rzepa. Lubisz może rzepę? Ja przepadam... Z braku sensownych zajęć zacząłem się uczyć trochę hiszpańskiego. Znam już kilka sformułowań. Np. „je ne sais pas” znaczy „nie wiem”.

 

Ona:

- Pamiętaj tylko żebyś mi się nie przeziębił. Zakładaj kalesony i skarpety na noc. I nie chodź nigdzie z gołą głową. Kończę bo mi się pióro złamało...

 

Jeszcze raz on:

- We wtorek przez przypadek spaliliśmy nie to miasto co trzeba. Ale przeprosiliśmy i mieszkańcy dali się jakoś udobruchać. Zacząłem się ostatnio zastanawiać czy przypadkiem nie jesteśmy we Włoszech. Ja im mówiłem, że po przejściu przez Bordeaux trzeba skręcić w pierwszą w lewo, a nie w prawo, ale nie chcieli mnie słuchać. Na początku mieliśmy jednego tłumacza, ale dostał kiły i umarł. Chyba nie przyzwyczajony był jakiś... A dzisiaj postanowiłem że prześpię się z naszym dowódcą. W końcu ile można czekać na awans?

 

Ona:

- OK.

 

I jeszcze raz on:

- U nas wyszło rozporządzenie, żeby nie gwałcić kobiet poniżej 17. roku życia. Powiem Ci, że ta wojna przestaje mi się podobać. Np. wczoraj. Zdobyliśmy Madryt. Ale okazało się, że niepotrzebnie. Trzeba było wszystkich przeprosić i oddać zrabowane kury. Jak wrócę kochanie to pierwsze co zrobimy to pójdziemy pochodzić sobie po łące. Ach, marzę żeby tak sobie po prostu poleżeć gdzieś w trawie z Tobą i nic nie robić...

 

I tu się niestety urywa korespondencja. Możnaby rzec w pół zdania. Jak tylko dotrzemy do kolejnych jej fragmentów natychmiast pospieszymy państwa poinformować o dalszych kolejach tej fascynującej historii miłosnej.

leppus_28   
wrz 14 2008 Słowiańska Dusza
Komentarze (1)

Myślę że my, Polacy, nie pasujemy do tego systemu, który jest obecny na wyspach brytyjskich. Powiem więcej. Dla większości z nas emigracja do krajów anglojęzycznych jest tragedią. Jedną sprawą jest, że znaczna część z nas nie znajduje pracy i ląduje na ulicy, pracuje poniżej swoich kwalifikacji i mieszka w fatalnych warunkach. Gorzej że nawet ci, którym się udaje płacą za to cenę trudną z początku do ustalenia, ale z czasem coraz bardziej widoczną. Próba asymilacji owocuje u nich czymś, co określiłbym jako utratę duszy. Myślę że proces ten dotyczy wszystkich, pominąwszy tych którzy od początku tej duszy nie mieli.

 

Zacznijmy od tego że jesteśmy Słowianami i jako takich charakteryzują nas pewne cechy, które nie pasują tutaj i za nic nie da się ich pozbyć. My nie jesteśmy stworzeni do dobrobytu. Nie jesteśmy stworzenia do udanych związków i szczęśliwych rodzin. My się nie upijamy na wesoło. My się upijamy na smutno. Słowianin to ktoś, kto z zasady jest nieszczęśliwy i nie spełniony. Nawet kiedy coś mamy to chcemy czegoś innego. Nam nie pasuje model rodem z bogatego kraju Europy Zachodniej: wyszalej się za młodu, a potem się uspokój, załóż rodzinę i żyj sobie spokojnie. My szalejemy tylko wtedy gdy nie powinniśmy. Nam nikt nie będzie mówił co mamy robić i kiedy. My zakładamy rodzinę nie wtedy gdy jesteśmy ustawieni finansowo, tylko wtedy gdy najmniej jesteśmy do tego przygotowani. Nam nikt nie powie z jaką prędkością należy jeździć samochodem: zawsze będziemy jeździć za szybko. My nie chcemy czuć się bezpiecznie, nie pragniemy życia ustatkowanego. Im więcej zarabiamy tym więcej wydajemy. Uwielbiamy tonąć w długach, bo mamy naturę włóczęgów. Musimy żyć na krawędzi. Zawsze przepijemy więcej niż powinniśmy. Zawsze zwiążemy się z niewłaściwymi kobietami i niewłaściwymi mężczyznami. Bo tak rozumiemy istotę ludzkiego życia. I dlatego za nic w świecie nie zrozumiemy tych wszystkich wyluzowanych, uśmiechniętych i zadowolonych z życia Anglików i Irlandczyków. My nie chcemy być zadowoleni i nigdy nie będziemy. Wolimy sobie szkodzić, popełniać błędy i komplikować sobie życie. Młoda Angielka albo Irlandka zakłada sobie np. że do 30-tki się wiązać nie będzie, a już na pewno nie będzie rodzić dzieci. Polka – odwrotnie. Cokolwiek sobie założy i tak zaraz zakocha się w jakimś kretynie z ładnym samochodem, któremu natychmiast urodzi dwójkę dzieci. I to jest zupełnie nie możliwe do zrozumienia dla żadnych normalnych ludzi. Bo ludzie w kapitalizmie żyją zgodnie z określonymi wzorcami i zasadami. Pracują i lubią swoją pracę, zarabiają żeby wieczorami się wybawić i poszaleć. Polacy robią całkowicie odwrotnie. Swojej pracy nienawidzą, a pieniądze wydają na rzeczy które wcale ich nie bawią. W wolnych chwilach kłócą się ze sobą i mają do siebie nawzajem pretensje o zmarnowane życie: rodzice do dzieci, dzieci do rodziców, mężowie do żon i odwrotnie. Czy kiedykolwiek widzieliście dwoje Irlandczyków kłócących się na środku ulicy kto komu zmarnował życie?

 

Próba udawania że jesteśmy jednymi z nich i zapomnienia kim jesteśmy naprawdę i skąd pochodzimy, owocuje sztucznością. Kupujemy sobie samochód, mieszkamy w ładnym domu, mamy dobrą pracę, piękną żonę i żadnych zmartwień. Ale nasza prawdziwa natura wcześniej czy później odezwie się w nas. Poczujemy wtedy przemożną potrzebę żeby cierpieć, żeby być Chrystusem narodów, żeby coś popsuć albo wywołać powstanie narodowe którego absolutnie nie da się wygrać. Bo to wszystko jest tak jak z tłumaczeniem Gombrowicza na angielski. Niby to jest zabawne, ale czytając jakoś się nie śmiejemy.

 

leppus_28