Najnowsze wpisy, strona 32


gru 03 2008 Bitwa pod Grunwaldem
Komentarze (1)

Bitwa pod Grunwaldem widziana oczami forumowiczy portalu internetowego:

 

- Moim zdaniem wygrali Krzyżacy, a zwycięstwo Polski to tylko propaganda polskiego rządu.

- Też tak sądzę. Rzekomy sukces miał odciągnąć uwagę od podwyżek cen żywności i  opóźnień przy budowie dróg.

- Gadacie głupoty. Przecież z wyższych oficerów krzyżackich prawie nikt nie przeżył. Widziałem w telewizji.

- Telewizja kłamie. Zachodnie źródła nie potwierdzają naszego zwycięstwa.

- Właśnie. Skoro tylu Krzyżaków poległo to gdzie są ich kości? Słyszałem że na polu bitwy nic nie odnaleziono.

- Ja słyszałem że do żadnej bitwy nie doszło, a wszystko co widzieliśmy było wygenerowane przez komputer.

- Sam jesteś komputer. Jagiełło przejechał się po tych Niemcach jak burza. Sam byłem i widziałem.

- Jagiełło to tylko wiatr robił. Przecież on nawet podpisać się nie umie. Jak miał dowodzić wojskiem, jak po polsku mówić nie potrafi.

- Uważam że książę Witold robił dużo dobrego na lewym skrzydle. Zgodzicie się?

- Za to Zawisza Czarny rozczarował. Jestem za tym żeby go nie powoływać na następną bitwę. Kto za?

- On jest w kadrze tylko dzięki układom. Taka jest niestety prawda.

- Ja myślę że wszystko było z góry ukartowane. Na powtórce krążącej w necie wyraźnie widać że ci cali Krzyżacy to tylko kukły. Tam w tych zbrojach nikogo nie było!

- Wiadomo że chodzi o ropę.

- IPN potwierdził ostatnio że wysocy funkcjonariusze Zakonu kontaktowali się przed bitwą z dworem Jagiełły. Jakieś miecze przynosili podobno. Był też agent po stronie polskiej o pseudonimie Bolek.

- No właśnie. Niby Krzyżacy przegrali, ale jakoś nikt im majątków na Pomorzu nie odebrał. I emeryturki też niezłe dalej pobierali.

- „Nie” napisało że Jagiełło jest Żydem. Ktoś może potwierdzić?

- Potwierdzam, ale tylko to, że jesteś debilem.

- A kogo obchodzi bitwa pod Grunwaldem? Ja się martwię co dać dziecku jutro na drugie śniadanie.

- Daj mu kastet, a jedzenie sam sobie skołuje.

- Przegapiłem transmisję. Ktoś wie czy będzie gdzieś retransmisja na niekodowanym?

- W TV Trwam.

- Tak, ale przekleństwa będę wycięte.

- Szkoda że ciebie nie wycięli.

- Wracając do głównego tematu. Nie dziwią was rozbieżności w ilości uczestników bitwy, jakie pojawiają się w prasie. Jedna z gazet napisała, że było 40 tysięcy Krzyżaków i 50 tysięcy po stronie polsko-litewskiej.

- O Krzyżakach nic nie wiem, ale Polacy przeszli wcześniej pod moim domem. Nie było ich więcej niż dwudziestu.

- Tak. Do tego byli kompletnie pijani. Jagiełło miał we krwi przynajmniej 3 promile. Jednemu sąsiadowi dla zabawy zgwałcili wszystkie kury.

- To nie pierwszy raz kiedy nasz król prowadzi po pijaku. Kiedyś dopadli go jak przekroczył prędkość na drodze z Kluczborka do Magdeburga. Mieli mu immunitet odebrać.

- Ja znam tę drogę. Sam tam tnę jak nikogo nie ma ile się tylko da.

- A to prawda że w bitwie brał udział batalion ukraiński?

- Prawda, ale nie wiadomo po czyjej stronie.

- Po lewej.

- Nie brali udziału, bo spóźnili się na pociąg.

- A ty się chyba po mózg spóźniłeś jak rozdawali.

 

 

leppus_28   
gru 03 2008 Ewangelia według mnie
Komentarze (1)

Wszystko stoi na kłamstwie i kłamstwem oddycha. Są tacy, dla których nie ważne gdzie się lezie, byle się lazło szybko. Tacy, dla których nie ważne jak wielkie głupoty się plecie, byleby nie dopuszczać innych do głosu. Im mniej rozumieją, tym częściej zabierają głos. Im są mniejsi, tym zadziorniejsi. Gdy ktoś jest dla nich miły – kopią go, a gdy nadstawia drugi policzek – poprawiają mu kijem. Gdy są słabsi od swego przeciwnika – cofają się, gdy silniejsi – walczą do upadłego, kiedy podobni – ubliżają mu i uciekają. Kiedy wróg wpada w gniew – drażnią go, kiedy się ich boi – plują mu do zupy, kiedy jest wypoczęty – robią sobie przerwę, a kiedy gotowy do walki – pukają do jego drzwi i biorą nogi za pas. To ci wszyscy, którzy w zimę chodzą w krótkich spodenkach, a w lato biegają w kożuchu. Dostrzeżesz ich łatwo, na pochodach i przystankach autobusowych. Ich twarze lśnią w porannym Słońcu, ich oczy błyszczą energią, a palce wystukują melodie modnych przebojów. Ich nazwiska wypełniają podręczniki historii, a złote myśli cytują najwięksi.

 

Bądź taki jak oni, a wszystko stanie się dla ciebie łatwe. Ludzie zaczną ci jeść z ręki, a ty będziesz mógł ich wyzywać od ostatnich głupków ilekroć przyjdzie ci na to ochota. Będą się ciebie bać, będą ci zazdrościć, będą knuć przeciwko tobie i wygadywać androny. Będą cię szkalować przed twoją własną rodziną, przebijać opony w samochodzie, wybijać szyby kamieniami i wypisywać twoje imię na murze. Na dodatek wszystko to zwalą na ciebie. Wmówią ci najgorszą chorobę psychiczną. Naślą na ciebie policję, oskarżą o pedofilię i zoofilię, albo coś jeszcze gorszego. Zaświadczą, że uprawiasz nierząd z własnym chomikiem. Znajdą się świadkowie, którzy widzieli cię sikającego na pomnik wodza rewolucji i biegającego nago po parku. Przysięgną, że popełniałeś najokropniejsze zbrodnie wojenne, że kradłeś i oszukiwałeś. A potem zrzucą cię ze schodów i podstawią ci nogę, kiedy będziesz szedł ulicą.

 

Ale to później. Najpierw będą cię podziwiać za to, że jesteś „inny”. Będą skandować twoje imię, kłaniać się w pas i prosić cię o radę. Będą się z tobą dzielić ostatnią kromką chleba, ostatnim płaszczem, ostatnią parą butów. Gdy przyjdzie wielki głód oddadzą ci swoją ostatnią rację żywnościową, a gdy woda zaleje cały świat poproszą cię, byś pierwszy wszedł do arki. Będą ci stawiać pomniki, nazywać szkoły twoim imieniem, ich dzieci będą czytać o tobie w książkach. I wybaczą ci wszystkie twoje złe uczynki, twoje bezeceństwa i draństwa, i powiedzą: „mieszkałem koło niego”, „widziałem go na ulicy”, „podałem mu rękę”. I będą mówić, że byłeś dobrym człowiekiem, wzorem cnót wszelakich, prawdziwym aniołem dobroci i współczucia, mesjaszem i prorokiem, rycerzem ostatniej szansy. Że pomagałeś sierotom i niedożywionym, przeprowadzałeś ślepców przez jezdnię i od ust sobie odejmowałeś.

 

Ale będą też tacy, którzy nie zgodzą się z tym. Będą krzyczeć, że to nieprawda. Że wcale nie byłeś taki, że wcale nie myślałeś o innych. Że gdy nikt nie widział podkradałeś pieniądze z tacy w kościele, podglądałeś małe dziewczynki, gdy szły do ubikacji, a jak podali ci dziecko do pogłaskania, to je ugryzłeś w głowę. Że byłeś zerem, albo czymś jeszcze mniejszym i wszystko co powiedziałeś i zrobiłeś nie nosi w sobie nawet cienia talentu. I by to udowodnić, obleją się benzyną na środku miasta i podpalą. A inni będą na to patrzeć i pojawią się w ich umysłach wątpliwości. I jedna śmierć zrodzi następną. I w końcu przewrócą twoje pomniki, zburzą muzea poświęcone twojej osobie, powyrywają kartki z podręczników, by wymazać jakiekolwiek ślady twojego istnienia. I zapomną, że ktoś taki w ogóle kiedykolwiek istniał.

 

Wszystko to jednak nie będzie miało już dla ciebie znaczenia. Będzie się odbywało poza tobą, na zupełnie innej płaszczyźnie. Do tego momentu bowiem minie wystarczająco dużo czasu, byś się przekonał, że z ludźmi nie łączy cię nic. Że knują tylko przeciw tobie, że cię nienawidzą, że usiłują cię zabić i zabić twoje dzieci, tylko po to, by choć przez chwilę się nie nudzić. I zaczniesz ich wtedy szanować. Pomyślisz, że to twoi bracia, że podobni są do ciebie jak dwie krople wody. Że żyć znaczy umierać, a gdy chcesz żyć dla innych, musisz wpierw umrzeć dla siebie samego. I gdy sobie to wreszcie uświadomisz, to nie będzie już niczego, co byłoby poza kręgiem twojej mocy. I pójdziesz i znajdziesz uczniów, wiernych naśladowców, którzy zdradzą cię któregoś dnia i wystawią twoje ciało na męczeńską śmierć i wiekuiste zapomnienie.

 

Ale jeszcze nie teraz. Teraz są jeszcze jedynymi twoimi towarzyszami i są w stanie pójść za tobą w ogień. Kochają cię tak, jak kocha się kobietę, miłością zaborczą i fałszywą. I będą siedzieć wokół ciebie, podczas gdy ty stał będziesz na wysokiej górze i przemawiał do nich, a słowa będą się układać w doskonałą modlitwę. Pełną siły i prostoty. I twój entuzjazm porwie wszystkich do czynu, i nagle stwierdzisz, że nie jesteś już sam. Że prowadzisz za sobą miliony. Że wystarczy jedno twoje słowo, by uciszyć wiatr na jeziorze, wystarczy jedno twoje spojrzenie, by poznać grzechy ludzkie kiedykolwiek popełnione i wybaczyć je. Że jesteś w stanie zatrzymać czas, że góry stoją pionowo tylko tak długo, dopóki nie każesz im przestać. Że gdybyś chciał, drzewa mogą zacząć krwawić, a ptaki będą martwe spadały z nieba. Że możesz spowodować, że ziemia się rozstąpi i wyjdzie z niej anioł zagłady i unicestwi wszystko swoim piekielnym oddechem. Ale ty nie robisz tego. Powstrzymujesz anioła zagłady jednym spojrzeniem, podtrzymujesz górę i darowujesz życie ptakom. Mówisz: „opuśćcie miecze, a ja was uzdrowię”. I robisz to w imię miłości, miłości do drugiego człowieka, do każdej żywej istoty koegzystującej na tym najpiękniejszym ze światów. I wtedy dopiero wszyscy uświadamiają sobie kim jesteś naprawdę, jak wielka jest twoja potęga i chwała na wieki, i zaczynają cię wielbić.

 

Przestają jeść i pić, opuszczają swoją rodzinę, otwierają swe brzuchy i podają ci swe dzieci, byś je wziął i poświęcił w ofierze. A ty uśmiechasz się do nich i tłumaczysz, powoli i spokojnie, że to nie potrzebne. Że miłość nie wymaga ofiar. Że jest sama poprzez siebie i dla siebie. Wtedy oni padają na twarz i całują cię po stopach, natchnieni duchem bożym improwizują psalmy na twoją część. Chcą, byś ich prowadził do Ziemi Świętej, byś ich pojednał z Bogiem. Wyznają przed tobą swoje winy i żałują za nie, ronią szczere łzy skruchy. Twierdzą, że sypiają z własnymi dziećmi, że pożądają żon bliźnich swoich i plują w dół kiedy siedzą w synagodze. I ty wybaczasz im to wszystko, bo nie wiedzieli co czynią. I mówisz: „idźcie w pokoju, wasze grzechy nie obciążają już sumień waszych”. I oni odchodzą skruszeni chwaląc imię twoje i obiecując poprawę, i mówią: „oto jest Pan”, „ujrzałem oblicze Jego i On mnie uzdrowił”.

 

A potem przychodzą do domu i płaczą nad swym grzesznym życiem, nad umęczoną ziemią swoją i ojców swoich. I godzą się z żonami swoimi, proszą o wybaczenie i śpiewają pieśni chwalące Pana. A potem idą do łóżka, zmęczeni i zastanawiają się, jak zabić tego proroka, który do nich przyszedł, w jaki sposób zrzucić na niego całą winę. I następnego dnia wstają wcześnie i zaczynają czyścić noże i topory, sprawdzają wytrzymałość lin, którymi mają zamiar skrępować ciało Jego,  na tej górze, na której jeszcze wczoraj stali i słuchali i gotowi byli skoczyć za nim w ogień. A on przemawiał do nich i pokazywał palcem na drzewo i mówił: „Patrzcie, bracia moi, to nie jest drzewo”, potem pokazywał palcem na kwiat i mówił: „Patrzcie, to nie jest kwiat”, a wreszcie pokazał na nich wszystkich i powiedział: „Błogosławieni ci, którzy patrzą i prawdy nie dostrzegają”.

 

A Ty? Czy zrozumiałeś cokolwiek? Czy jesteś tylko jeszcze jednym pierdolonym zjadaczem chleba?

leppus_28   
lis 29 2008 Początek powieści
Komentarze (0)

Dzisiaj rano, przeszukując szufladę natknąłem się na początek niedokończonej powieści. Prawdę mówiąc bardzo mnie to nie zdziwiło. Szuflady mojej szafy wprost zawalone są początkami niedokończonych powieści. Można powiedzieć bez cienia przesady, że moją specjalnością jest zaczynać coś, co potem nie wiem jak skończyć. Dotyczy to życia, ale co gorsza również pisania. To samo odnosi się do tego co dzisiaj znalazłem. Zupełnie nie wiem jak to skończyć i czy w ogóle kończyć należy. Z drugiej strony nawet nie przypominam sobie żebym to kiedyś pisał. A że pisałem to fakt niezbity, przecież poznaję swój charakter pisma. Zresztą oceńcie sami czy to się da jakoś sensownie skończyć:

 

„Niewątpliwie błędem było rozpoczynać pisanie tej powieści, w sytuacji kiedy brak mi sumienności i powagi, by ją napisać i by zrobić to dobrze. Na swe własne usprawiedliwienie powiedzieć mogę, że osiągnąłem właśnie stan, w którym zrobić mogłem tylko dwie rzeczy: napisać powieść lub popełnić samobójstwo. Z dwojga złego, po długich wahaniach, wybrałem to pierwsze jako łatwiejsze. Nie wymaga fachowego przygotowania, odwagi, a nade wszystko mniej po tym sprzątania.”

 

Pod tekstem nie ma daty. I co gorsza tego się już chyba nie ustali...

 

leppus_28   
lis 10 2008 Chomik
Komentarze (2)

Nigdy nie mówiłem o tym nikomu, ale gdy byłem małym dzieckiem zagłodziłem na śmierć swojego chomika. Uważam, że od tej pory mam traumę, której nie udało mi się pozbyć. Gdziekolwiek pójdę, wszędzie widzę tego chomika. Widzę go w twarzy każdej kobiety, z którą jestem (chociaż przyznaję, że w twarzy niektórych kobiet bardziej). Myślę, że ten chomik wciąż podąża za mną i szuka zemsty. Jest głodny mojej krwi i nie spocznie, póki nie dopnie swego. Póki nie wykończy mnie, jak ja wykończyłem jego, a przynajmniej nie rozpieprzy mojego życia. Oczywiście ktoś może zbagatelizować tę całą sprawę. Powiedzieć: jak można bać się takiego małego stworzonka jak chomik? Moim jednak zdaniem chomiki są szalenie niebezpieczne. To coś jak nietoperz, tyle że nielotne. I właśnie przez to, paradoksalnie, bardziej groźne. Bo spodziewasz się instynktownie, że lata, a to bydle łazi po ziemi. Jesteś tym zaskoczony, zaczynasz się zastanawiać i popełniać błędy. Chomik czuje twoje zawachanie i potrafi to wykorzystać. A swoją drogą jeżeli myślicie że było łatwo go zagłodzić, to się mylicie. Chomiki miewają iście końskie zdrowie (w odróżnieniu do mnie). Nawet po miesiącu głodzenia dawał znaki życia i uparcie popiskiwał. Tak że musiałem go dobić papuciem. Ale z drugiej strony zasłużył sobie na to. Wkurzał mnie. Wielokrotnie próbowałem nawiązać z nim intelektualną rozmowę, ale bez rezultatu. No i nie reagował jak na niego wołałem. Nie chciał też aportować. Jednym słowem całkowicie bezczelnie miał mnie w dupie.

leppus_28   
lis 03 2008 Złamane Serce
Komentarze (1)

Dzisiaj w cyklu Rady Całkowicie Pozbawione Praktycznego Zastosowania omówimy jak się należy zachować kiedy się w kimś zakochamy, a ta osoba nas nie chce i po prostu nie ma takiej siły by się nam udało tę osobę do nas przekonać. Otóż moim zdaniem w takiej sytuacji najlepiej jest się rozkleić i zeszmacić. W tym celu należy robić co następuje. W pierwszej kolejności trzeba wysłać tej osobie smsa. Coś takiego całkowicie poniżej pewnego poziomu. Np. „Bez Ciebie umieram, zabiję się jeżeli nie będziesz moja (albo mój)”. Do tego przesyłamy jej wiersz. I kwiaty. Jednym słowem idziemy na całość. A co... Albo jeszcze lepiej. Piszemy jej: „Dzisiaj w nocy, o 22-giej, u mnie”. Kto wie... A nóż przyjdzie? Jeżeli nie ma żadnego odzewu to wzmagamy nasze wysiłki w celu osaczenia tej osoby. Nachodzimy ją pod byle pretekstem, wysyłamy po 15 smsów dziennie i dzwonimy do niej o dziwnych porach. Niby to przypadkiem. Możemy twierdzić np. że niezmiennie myli się nam jej numer z numerem pogotowia ratunkowego. Zobaczycie. Zdurnieje w takiej sytuacji zupełnie. Na pewno jeszcze nigdy nie spotkała się z czymś takim. I jeżeli będzie próbowała się bronić to świadczy tylko o tym, że jeszcze nie wie z kim ma do czynienia. Nie zdaje sobie sprawy ze skali i rozmachu szaleństwa w jakie jesteśmy w stanie popaść. Można też wysyłać do niej różne osoby. Gdy ktoś zapyta nas np. „kto ma tu wędlinę do sprzedania” albo „czy znasz kogoś kto chętnie kupi kota” należy odpowiadać że właśnie jest to ta osoba i dawać ludziom jej adres i numer telefonu. W ten sposób wywołujemy wokół tej osoby całkowity i niezwykle widowiskowo wyglądający chaos, wręcz istne pandemonium, które kompletnie dezorganizuje jej życie i uniemożliwia zrobienie czegokolwiek sensownego. Ważne jest żeby wykorzystać przy tym wszystkie dostępne nam środki rażenia. Dobrze jeżeli jakimś cudem pracujemy w jakimś urzędzie państwowym. To daje nam wręcz nieograniczone możliwości gnębienia jakiejś osoby. Możemy bowiem np. zarzucić ją tonami bezsensownych decyzji administracyjnych. No i oczywiście wzywamy ją na rozmowę. Np. w sprawie szopy. To nic że nie ma szopy. Nawet lepiej. Albo w sprawie szopa. „Proszę o natychmiastowe stawienie się w urzędzie w celu wyjaśnienia sprawy zaginionego szopa, nieobecność będzie karana zgodnie z artykułem 325/23 kodeksu karnego”.

 

I powiem wam jedno. Jeżeli po tym wszystkim osobę tę nie zdołamy przekonać o tym, że jesteśmy fajnymi, odpowiedzialnymi i godnymi zaufania ludźmi, to już naprawdę nie wiem co mogłoby ją przekonać.

leppus_28