Najnowsze wpisy, strona 30


sty 05 2009 Kobieta idealna
Komentarze (2)

Prawdę mówiąc nigdy nie umiałem być sam. Samotność, ta fizyczna, przeraża mnie do głębi i rozstraja mój organizm. Wystarczy dwa samotnie spędzone wieczory by wszystkie procesy wewnętrzne mojego ciała dopadła całkowita niesynchronizacja. Nie wiem co robić: czy siedzieć, czy stać, czy krzyczeć, czy płakać. Wpadam w regularną panikę. Powracają wszystkie najgorsze lęki z dzieciństwa, nawet te których nigdy nie miałem. Przed śmiercią, przed ludźmi, przed wiewiórkami, co tylko chcecie. Czym jest to głupsze tym mocniej działa. Samo myślenie o moim dotychczasowym życiu, tak prywatnym jak i zawodowym, wywołuje we mnie uczucia wymiotne. Dlatego gdy budzę się rano i nie ma przy mnie nikogo przestaję nad sobą panować i potrafię być wtedy naprawdę nieprzyjemny. Można więc powiedzieć że jestem skazany, chcąc nie chcąc, na związki z kobietami, przy całym moim jednoczesnym do tego sceptycyzmie. Głównym problemem jest chyba to, że z jednej strony mam bardzo wysokie wymagania. Kobieta, z którą jestem koniecznie musi być: piękna, wysoka, zgrabna, inteligentna, zabawna, młoda, świetnie ubrana, wierna, zmysłowa, oczytana, pełna pomysłów i życiowej energii. I absolutnie nie godzę się na najmniejsze odstępstwo od żadnego z wymienionych atrybutów. Z drugiej strony kobiety zawsze działały na mnie za bardzo. Ilekroć poznaję kogoś nowego nie jestem w stanie na chłodno ocenić tej osoby. Zapalam się do niej w całkowicie beznadziejny sposób, nie dostrzegając że wcale nie jest ani taka ładna ani taka inteligentna, jak by mi się wydawało na pozór. To zresztą chyba typowe dla mężczyzny (dla kobiety zresztą też, nie czarujmy się). Wystarczy że kobieta mu się podoba, a skłonny jest od razu zakładać, że z pewnością jest mądra, czuła i interesująca. A może to kobiety opanowały do perfekcji technikę ukrywania swoich ewentualnych niedostatków? Każda w pierwszej chwili wydaje się urocza i pełna życia, niezależnie od tego jak wielkie pustki znajdują się w jej główce. Dlatego też szukanie kobiety idealnej jest zajęciem tak jałowym, obliczonym już nie na lata, ale przynajmniej na dziesięciolecia, a może i dłużej. Po drodze jesteśmy skazani na poznawanie najrozmaitszych idiotek, których istnienia nawet nie moglibyśmy się domyślić. Poziom nieuctwa i braku wyobraźni jest doprawdy nieograniczony niczym. Byłbym szczęśliwym człowiekiem gdyby mi ktoś darował poznanie tych wszystkich osób, które musiałem po drodze poznać, wychodząc z mylnego przekonania, że może być w nich coś interesującego. To powoduje też, że z czasem mój pierwotny entuzjazm do płci przeciwnej stopniowo gaśnie. Nie reaguję już z taką pasją ilekroć rzuci mi się w oczy ładny uśmiech albo ładny tyłek. Coraz częściej dostrzegam, że za tą fasadą nie czai się w istocie nic. Że to tylko obietnica bez pokrycia. Coś, co może przynieść satysfakcję jedynie komuś o bardzo mało subtelnych potrzebach. Ostatnio, gdy wdzięczyła się do mnie wyjątkowo zgrabna panienka, uciąłem jej nadzieje stwierdzając, że „jesteś co prawda bardzo fajna, ale niestety mam wrażenie, że znudziłabyś mi się już po 15 minutach, prawdę mówiąc już czuję że zaczynam ziewać”.

 

Oczywiście najbardziej irytującą cechą kobiet jest ich programowa bierność. Kobieta z reguły czeka aż ktoś do niej podejdzie i rozpocznie rozmowę. Postawi jej piwo, zaproponuje taniec, a następnie seks i małżeństwo. Z drugiej strony kobiety są przekorne. Jeżeli zabiegasz o nie, to wymykają ci się. Jak sobie je odpuścisz, to zaczynają się tobą interesować. Jak jesteś zdesperowany to nie zwrócą na ciebie uwagi. Jak ci nie zależy, oddadzą ci się bez wahania. Sam ten mechanizm zapowiada już przyszłe trudności związane z ewentualnym życiem razem. Jeżeli jesteś z kobietą i jesteś dla niej czuły i wyrozumiały, odbywacie długie rozmowy, nie macie przed sobą tajemnic, tworząc podręcznikowy związek partnerski, możesz być pewny, że kobieta ta z czasem zacznie marzyć o czymś zupełnie innym. Czymś szalonym i prymitywnym, nie ważne zresztą dokładnie czym, byle nie z tobą. Zresztą to działa także w drugą stronę. Nie jestem aż takim hipokrytą by twierdzić, że to tylko kobiety są puste i zepsute, podczas gdy mężczyźni to prawdziwa oaza mądrości. Mężczyźni są pewnie jeszcze gorsi, wiem po sobie. Każdy facet, niezależnie od tego jak wydaje się na pozór zrównoważony i opanowany, jest gotowy w każdej chwili zamienić 10 lat pozornie szczęśliwego życia z idealnie pasującą do niego partnerką, na jedną chwilkę z całkowitą debilką, która jednak bardziej mu się podoba niż owa partnerka. Romantyczni i odpowiedzialni jesteśmy tylko na zewnątrz. Tego się nauczyliśmy, bo to ma nas chronić przed samotnością i brakiem potomstwa. Ale w głębi duszy jesteśmy zepsuci i rozpustni. Nie marzymy o niczym innym jak o momencie, w którym puszczą nam hamulce, a śruby którymi jesteśmy poskręcani, obluzują się i pękną. Czym bardziej nasze życie jest ustatkowane, tym śruby są większe, a hamulce bardziej znienawidzone. A wyzwolenie, jeżeli kiedykolwiek przyjdzie, pojawi się z najmniej spodziewanej strony. Najprostszym sposobem unieszczęśliwienia samego siebie jest zracjonalizowanie wszystkiego. Przestań na moment myśleć lędźwiami i spróbuj podejść do sprawy poważnie. Zwiąż się z osobą stateczną, która rozumie cię i będzie doskonałą matką (albo ojcem) dla twoich dzieci. Znajdź pracę, która daje ci satysfakcje i w której się realizujesz. Zamieszkaj w małym domku na przedmieściu i kup sobie psa. Wyeliminuj z siebie wszystko to, co drażni twoją partnerkę i roztrząsaj z nią na spokojnie każdy problem, który się pojawi po drodze. Uspokój swoje namiętności. Wyczyść umysł z niewłaściwych skłonności, które tam zalegają i utrudniają ci życie. Niech każdy dzień będzie podobny do poprzedniego. Kochaj swoją żonę i szanuj ją za wszystko co robi dla ciebie. Zwróć uwagę, że nie posiada jedynie ciała, ale że ma także duszę. I kochaj tę duszę całym swoim sercem. Akceptuj wszystko i wysłuchuj wszystkiego, co ci mówi o sobie. Zaręczam ci, że po paru latach będziesz miał dość siebie i całego swojego życia. Zaręczam ci, że skończy się ono jakąś spektakularną katastrofą, a i to o ile pozostanie w was choćby gram energii, nie popsuty idyllą, którą sobie zafundowaliście. Jeżeli na jakimś etapie osiągniecie taki stan, w którym nie będziecie się już kłócić, to będzie koniec. Jeżeli na jakimś etapie poznacie swoje ciała do samego końca i nie będziecie mieli przed sobą tajemnic, umrzecie z nudów. Seks zacznie przypominać obiad u rodziny. Poranki staną się nie do zniesienia, a wieczory dłużyć się będą w nieskończoność. Pewnego dnia dotkniecie się i stwierdzicie, że dotyk nie wywołuje w was najmniejszej nawet reakcji. A potem będziecie jechać w windzie z kimś zupełnie obcym i poczujecie zawrót głowy, od którego ugną się wam kolana. I okaże się że lata wspólnego życia nie są więcej warte niż moment całkowitej nieodpowiedzialności. Dlatego jedna rada. Gdy spotkacie na swojej drodze osobę, która uspokaja was i wycisza, która rozumie was i przy której jesteście sobą, uwierzcie mi na słowo: trzymajcie się od niej z daleka. Dla dobra i swojego i tej osoby. Uciekajcie. Choćby oknem. Póki nie jest jeszcze za późno.

leppus_28   
sty 05 2009 Ptak Nakręcacz
Komentarze (3)

Teraz już wiem. Jestem Ptakiem Nakręcaczem. To mój śpiew słychać codziennie o poranku, ale nikt mnie jeszcze nie widział na oczy. Każdego dnia nakręcam nim sprężynę świata i nic z tego nie mam dla siebie. Ilekroć sądzisz, że mnie rozumiesz znaczy to, że mylisz mnie z kimś innym. Jeżeli ktoś powiedział Ci, że mnie widział, znaczy to że łże jak pies. Jeżeli chcesz mogę Cię rozśmieszyć lub zbulwersować. Jestem pełen pomysłów i koncepcji tak szalonych, że nikomu innemu nawet do głowy by nie przyszły. Mogę stać obok Ciebie, mogę zasnąć przy Twoim boku. Nie wykluczone, że mogę nawet leżeć wciąż przy Tobie, gdy się obudzisz. Ale nie myśl sobie, że to przybliży Cię do mnie choćby o milimetr. Łatwiej byłoby Ci ugryźć własne ucho niż dowiedzieć się co naprawdę myślę. Nie jesteś w stanie poznać Ptaka Nakręcacza. Nie jesteś w stanie go mieć na własność. Sprawić by był przy Tobie, gdy tego najbardziej będziesz potrzebować. Jeżeli sądzisz, że możesz mi coś dać, albo czegoś pozbawić, to zupełnie nie zdajesz sobie sprawy z czym masz do czynienia. Idź na łąkę i spróbuj złapać jej zapach do butelki – to Ci powinno dać wyobrażenie o skali trudności tego o czym mówię. Wyobraź sobie dowcip tak zabawny, że nikt nie waży się powiedzieć go na głos. Wyobraź sobie miłość tak szaloną, że lepiej jej nie zaczynać. Wyobraź sobie, że stoisz nago na dachu świata, a delikatny wiatr rozwiewa Ci włosy. Mniej więcej tego możesz doświadczyć spędzając ze mną jedną zaledwie chwilę. Ale z drugiej strony musisz się zgodzić na szereg mankamentów. Np. na chłód serca tak lodowaty, że nie możesz sobie tego nawet wyobrazić. Musisz wiedzieć, że czasem mnie nie ma i że czasem muszę odejść. Że nie możesz wziąć mnie do ręki, tak samo jak nie można dotknąć rozżarzonego węgla. Że wystarczy moment Twojej nieuwagi, by zmienić Twoje życie na zawsze i wejść na drogę, z której nie będzie już odwrotu. Jeżeli choć raz wpuścisz do swojego życia Ptaka Nakręcacza nie będziesz już w stanie się od niego uwolnić. Będziesz musiała słuchać jego nieskładnego śpiewu każdego ranka – bez niego nie będziesz w stanie funkcjonować.

 

Jeżeli sądzisz, że wiesz coś o życiu, to się zmieni. Jeżeli sądzisz, że wiesz coś o miłości, możesz dostrzec ledwie widoczny drwiący uśmiech na mojej Twarzy. Twój pierwszy kontakt z Ptakiem Nakręcaczem może przypominać wrażenia człowieka, który spędził życie na mrozie i pierwszy raz włożył dłoń do gorącej wody. Jeżeli myślisz, że jesteś racjonalna i zdystansowana do tego co się dzieje wokół Ciebie, to jesteś gotowa bym pojawił się na Twojej drodze. Jeżeli jesteś znudzona, a życie dało Ci się we znaki, masz prawo wykręcić mój numer telefonu. Ale tylko raz. A potem wyobraź sobie ocean. I wszystkie obrazy londyńskiej Tate Gallery pogrążające się w wodzie. Albo wystrzelone na Marsa. Wyobraź sobie pocisk, tak mały i szybki, że możesz nie zauważyć, jak przechodzi przez Twoje ciało. I jeszcze głos, który jest jak czarna bezksiężycowa noc. Bo jest taki moment, który przewróci całe Twoje życie do góry nogami. Jest taki ból, bez którego nie da się żyć. I ilekroć przemija zaczynamy za nim tęsknić. I jest taki wiersz, w którym zakochałaś się po pierwszym czytaniu, ale nigdy nie udało Ci się go drugi raz odnaleźć. Czy wiesz o czym teraz mówię, czy dalej błądzisz w ciemności? Czy próbujesz zrozumieć, czy też jesteś zbyt skupiona na tym, by być sceptyczna? Pytasz na czym polega bycie Ptakiem Nakręcaczem. Powiem Ci. A w zasadzie pokażę na przykładzie. Pomyśl sobie o tysiącach prowadzonych na śmierć w Auschwitz w 44. Długa kolumna ludzi, wszyscy wygłodzeni, w brudnych, śmierdzących piżamach. Przechodzą przez jedno miejsce, gdzie zamarznięta woda zbiera się pomiędzy ciężkimi podkładami kolejowymi. Wśród idących jest mała dziewczynka. Ma ciemne oczy i skostniałe dłonie. W momencie gdy przechodzi nad wodą, o której mówiłem, jej policzek owiewa chłodny podmuch wiatru wiejącego od strony krematorium. No więc ja jestem tym wiatrem. Każdego dnia mojego życia trafiam tę małą dziewczynkę dokładnie w policzek. Ta króciutka chwila jest całym moim życiem. Prócz tego nic więcej nie ma. I powtarzam ją w nieskończoność, ale zawsze jest taka sama. Nie jestem w stanie jej zmienić. Bo zawsze będą te same podkłady kolejowe, zawsze będzie rok 44, a dziewczynka zawsze będzie miała czarne oczy. Sądzisz, że Ty jesteś w stanie to zmienić? Dodać jakiś element, albo usunąć go? W takim razie chciałbym zobaczyć jak to robisz.

 

Bo co Twoim zdaniem ja potrzebuję, co mogłabyś mi dać? Jeżeli myślisz, że mogę przestać być Ptakiem Nakręcaczem to się mylisz. A będąc Ptakiem Nakręcaczem nie pragnę w istocie niczego poza możliwością śpiewania i jednocześnie pozostania niewidocznym. Niezależnie od tego co bym Ci mówił i jak długo przysięgał, że mówię prawdę. Nie sądzę byś mnie mogła pokochać. Możesz się mną co najwyżej na moment zachwycić, ale do miłości potrzebne jest zrozumienie. A Ty mnie zrozumieć nie jesteś w stanie. Nie wierzysz? Zróbmy więc prosty test. Powiem Ci kilka rzeczy, które wyłowię na chybił trafił z dna mojej duszy, a Ty mi powiesz co o tym sądzisz. OK? No to zaczynamy. Np. uważam, że prawdziwa miłość realizuje się tylko w zdradzie i w odrzuceniu. Nie kocha ktoś, kto nie został porzucony, zdradzony, albo sam nie zdradził. Seks jest jedynym sposobem wyrażenia uczuć pomiędzy kobietą i mężczyzną. Wszystkie inne sposoby niosą za sobą oszustwo, zwane czasem romantyzmem. Jeżeli w czymś nie ma wystarczająco dużo przemocy, fizycznej lub psychicznej, nie jest to interesujące. Tylko ludzie bardzo inteligentni zdają sobie sprawę o co chodzi w życiu, a chodzi o instynkty, które nie są dane ludziom inteligentnym. Życie jest ciekawe dopóki analizujemy je teoretycznie. Gdy próbujemy realizować to, co sobie zaplanowaliśmy, staje się trywialne. Do życia potrzebne są dwie rzeczy: szaleństwo i skupienie, ale w praktyce wykluczają się one wzajemnie. Tylko negatywne doświadczenia kształtują nas w sposób konstruktywny. Gdy dochodzimy do zbytniej biegłości w sztuce miłosnej, przestaje być ona dla nas przyjemna. Jeżeli chcesz coś w życiu osiągnąć trzymaj się z dala od ludzi. Zwłaszcza od tych, z którymi jest Ci dobrze. Wszystko co wartościowe, realizuje się na granicy obłędu i desperacji. Uwolnij się od swojego umysłu, bo to on Cię oszukuje wmawiając Ci, że jesteś w stanie coś zmienić. Nie jesteś. Jesteś tylko ogniwem pośrednim między Twoimi rodzicami i Twoimi dziećmi. Przy czym nie jesteś w stanie się porozumieć ani z jednymi ani z drugimi. Powiem więcej. Jeżeli jesteś w stanie się porozumieć z kimkolwiek, to albo świadczy to o tym, że nie jesteś szczery w tym co robisz, albo jesteś na tyle prymitywny, że ktoś inny jest w stanie Cię zrozumieć. Twoja głupota chroni Cię przed samotnością, ale nie aż tak bardzo jak Ci się wydaje. Twoje pragnienie szczęścia i miłości to najgłupsze co wytworzysz z siebie przez całe swoje życie, a uwierz mi, konkurencja jest wyjątkowo silna. Czy to co mówię denerwuje Cię? Masz ochotę mi przyłożyć? Złamać mi nogę, albo przynajmniej przegrodę nosową? A czy jesteś w stanie ocenić stopień szczerości jaki w tej chwili wykazuję? Wątpię.

 

Świat jest moim zdaniem bardzo paradoksalny. Jeżeli istnieje Bóg, który go wymyślił, to musiał to zrobić w jakąś wyjątkowo ciemną i bezsenną noc. Wszystkie rzeczy na tym świecie są wartościowe dla nas o tyle, o ile ich nie posiadamy. Jesteśmy w stanie docenić ich piękno, ale tylko pod warunkiem, że nigdy ale to przenigdy nie zdobędziemy je na własność. Pod tym względem życie przypomina przyglądanie się bezcennym obrazom, wiszącym na ścianie w muzeum. Mamy prawo je podziwiać, ale tylko dopóki godzimy się ich nie dotykać. Od losu dostajemy np. talent lub możliwość docenienia go, ale nigdy obie te rzeczy jednocześnie. Kochamy ludzi, dopóki ich nie poznamy. Dążymy do miłości, dopóki jej do końca nie przeżyjemy. Nasza wyobraźnia żywi się naszą naiwnością i niewinnością. Ale urzeczywistnienie tego, co chcemy, niszczy i jedno i drugie. Bo naprawdę kochamy tylko swe własne pożądanie, a nigdy to, co pożądamy. Zawiść, poczucie odrzucenia, niemoc, to jedyne w pełni ludzkie i czyste uczucia, jakich możemy doświadczyć. Wszystko inne popsute jest większym lub mniejszym kunktatorstwem. Zapytasz jak się to ma do Ptaka Nakręcacza. Otóż on jest ponad tym. On już to wszystko przeżył i już się tym zmęczył. I dlatego nie chce już nic urzeczywistniać. Woli pozostać niewidocznym. Przestać żyć złudzeniami. A zamiast tego oddać się nieskrępowanej dyscyplinie i anarchii. Śpiewać pieśń, której nikt nie jest w stanie pojąć poza nim samym. W języku, który jeszcze nie został wymyślony i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Jest on jedyną istotą na tym świecie, która nie pragnie być kochaną. Woli pozostać w stanie twórczego odrzucenia. Bo tylko w tym stanie czuje się sobą. I może patrzeć na otaczający go świat z tą wyjątkową mieszaniną sceptycyzmu, zgryźliwości i entuzjazmu. Tylko on potrafi tańczyć nawet gdy ktoś wyłączy wszystkie światła i nie ma już żadnej nadziei. Tylko on może spłonąć w dwie sekundy od namiętności tak wielkiej i niezrozumiałej, że aż trzeba zasłonić sobie oczy. Ale też jednocześnie tylko on zwróci na Ciebie uwagę, gdy znajdziesz się na samym dnie. I nie przegap proszę tego ostatniego momentu, gdy kurtyna już opadnie. W ciemnej sali, na ułamek sekundy zanim pojawią się brawa i napisy końcowe. Wtedy będzie słychać cichy, urywany śmiech. To właśnie będzie śmiech Ptaka Nakręcacza...

leppus_28   
sty 05 2009 Kobiety od których dostałem kosza
Komentarze (0)

Muszę wam powiedzieć, że mam spory kłopot z kobietami, od których dostałem w życiu kosza. Z jednej strony uważam je bez wyjątku za skończone idiotki (bo jak można mnie nie chcieć?), denerwują mnie one i najchętniej bym je udusił, niezależnie od konsekwencji które by mnie miały za to spotkać. Z drugiej zaś strony mam do nich głęboki szacunek za to, co zrobiły. Że wykazały się niezależnością i nie dały się nabrać. I doprawdy żadne z tych podejść nie może przeważyć drugie choćby na sekundę. Oczywiście że pozornie dominuje tu niechęć. Zwłaszcza że tak się jakoś dziwnie składa, że kobiety, od których dostałem najbardziej spektakularnego kopa w tyłek, wcale nie były ani specjalnie ładne ani interesujące. Prawdę mówiąc były bardzo przeciętne. I to czyni sprawę jeszcze bardziej zastanawiającą, chociaż już sam fakt, że mnie ktoś nie chce, jest dla mnie nader dziwny. Uważam bowiem i wcale w tym miejscu nie żartuję, i daje uroczyste słowo honoru, że jestem najbardziej atrakcyjnym facetem jakiego można sobie tylko wyobrazić. Jestem inteligentny, dowcipny, czuły, przebojowy, pełen pomysłów i energii. Mam szczupłą, chłopięcą sylwetkę, ładny uśmiech i delikatne dłonie. Wprost trudno sobie wymyśleć coś bardziej pociągającego. Tymczasem nie wiadomo dlaczego pewne kobiety bynajmniej nie zareagowały na to wszystko tak, jak by można tego oczekiwać. To znaczy nie opadły im majtki z wrażenia, niezależnie od tego jak bardzo starałem się im zaimponować. Tym bardziej nie mogłem sobie z tym poradzić, że miałem świadomość, że one same wcale nie są takie atrakcyjne. Nie miały żadnego robiącego wrażenie wykształcenia, intelektualnie były gdzieś pomiędzy Paulo Coelho i programem telewizyjnym, a praca którą wykonywały ocierała się o czyszczenie szaletów (wcale w tym miejscu nie przesadzam). Niedostatki urody i figury nadrabiały przemądrzałością i wysokim mniemaniem o sobie, który nie bardzo wiadomo skąd się brał. Nawet pobieżne zaznajomienie się ze środowiskiem w którym się obracały niezbicie dowodził, że było to wszystko dalece poniżej mojego własnego poziomu. I paradoksalnie być może właśnie to powodowało, że zapalałem się do nich uczuciem czystym, gwałtownym i całkowicie beznadziejnym. Czym mniej były atrakcyjne, tym bardziej byłem do nich przekonany, czym bardziej do nich nie pasowałem, tym bardziej byłem zdeterminowany by twierdzić, że wcale tak nie jest. Sądziłem w tym miejscu, jak się okazało bezpodstawnie, że jeżeli obniżę swoje normalne wymagania, to wyniknie z tego coś romantycznego, wartego mojego czasu i zachodu. Pod tym względem byłem jak ta flota niemiecka, która tuż przed bitwą jutlandzką zdenerwowała się nie mogąc zatopić maleńkiego stateczku, który nawinął się im tuż po wyjściu z portu. Ja byłem przekonany, że te kobiety będą mnie po rękach całować z wdzięczności że w ogóle zatrzymałem na nich swój wzrok. Sądziłem, że sama różnica poziomów jaka była między nami spowodowuje, że rzucą się one w moje ramiona z omdleniem i ufnością. Tymczasem nie wiedzieć czemu nie rzuciły się. Mało tego. Wykazały dalece posuniętą obojętność i brak instynktu zachowawczego. I to mnie wkurzyło, chociaż w zasadzie nie powinno. Wkurzyło, bo pomyślałem sobie, że miałem w życiu kobiety znacznie ciekawsze i ładniejsze. Z drugiej strony czego tak naprawdę się spodziewałem? Dlaczego sądziłem, że kobieta która nie potrafi pokierować swoim życiem będzie miała wystarczająco dużo rozumu, żeby zrozumieć że jestem dla niej szansą, że moje uczucia i zamiary są czyste, że proponuję jej coś więcej niż ktokolwiek jej zaproponuje w całym jej życiu? Jest to trochę wszystko jak w powieści „Zmartwychwstanie” Tołstoja. Atawizm, czyli próba obniżenia się do czyjegoś poziomu, jest czymś szalenie pociągającym, ale zawsze bezpłodnym i pakującym nas w straszne problemy, o ile będziemy chcieli podejść do tego zbyt poważnie. Bo w istocie nie ma ucieczki. Jesteśmy tym kim jesteśmy i są nam przeznaczone w życiu pewne kobiety. Inteligentne, wykształcone, wrażliwe. To do ich serc posiadamy klucze. Do serc wszystkich innych nic nie pasuje, choćby nie wiem jak się nam podobały. One są skazane na durniów, którzy z trudem potrafią się wysłowić i podpisać. To przy nich będą szczęśliwe i to im urodzą dzieci, bo takie właśnie sny im się w nocy śnią, niezależnie od tego jak głupie te sny się wydają nam. I może nas to wkurzać, ale nie jesteśmy w stanie tego zmienić.

leppus_28   
gru 18 2008 Wzory na kobietę i mężczyznę
Komentarze (2)

Zastanawiam się ostatnio nad wzorami określającymi różne rzeczy u kobiety i mężczyzny. Jest np. tzw. współczynnik „W”, który sam zresztą wymyśliłem, określający poziom zadowolenia z seksu. Moim zdaniem, chociaż tutaj pewnie zdania będą podzielone, wylicza się go dla obu płci następująco:

 

Dla kobiety:

 

W=(A*B*C*D*E*F*G*H) / I

 

gdzie:                     A – stopień zakochania tej kobiety (według niektórych jest on odwrotnie proporcjonalny do ilości

posiadanych informacji na temat danego faceta).

                                B – poziom doświadczenia łóżkowego mężczyzny (rzeczywistego doświadczenia, nie mylić z tzw.

współczynnikiem przechwalania się, który potrafi osiągnąć wielkości kosmiczne).

                                C – długość pożycia (zwany też poziomem dopasowania, wzrasta on do powiedzmy 2 lat, potem

już nie ma znaczenia bo z reguły seks ulega zanikowi).

                                D – długość gry wstępnej (wzrasta aż do 30 minuty, potem zaczyna irytować).

                                E – ogólny poziom rozbudzenia kobiety (1 dla dziewicy, 10 dla nimfomanki).

                                F – poziom upojenia alkoholowego kobiety (przy osiągnięciu tzw. poziomu wymiotnego zeruje się).

                                G – wielkość członka mężczyzny (niektóre kobiety twierdzą że nie ma znaczenia, ale nie należy im

wierzyć).

                                H – suma warunków geo-polityczno-bytowo-socjalno-wszelakich towarzyszących stosunkowi

(tzw. współczynnik poczucia bezpieczeństwa).

                                I – poziom religijności i poczucia przyzwoitości kobiety.

 

Interesujące są też zależności pomiędzy tymi wielkościami. Np. „C” i „A” są zwykle odwrotnie proporcjonalne. To znaczy czym dłuższe pożycie tym zakochanie mniejsze. „D” też ulega z reguły zmniejszeniu przy okazji. Niektórzy twierdzą również, że „A” wynika w prostej linii z „G”, ale to jest krzywdząca opinia i nie zatrzymywałbym się nad tym długo.

 

Z kolei dla mężczyzny sprawa wygląda nieco prościej:

 

W=(A*B*C*D*E*F*G) / H

 

gdzie:                     A – jakość nóg kobiety w skali od 1 do 10 (gdzie „10” – Cameron Diaz).

                                B – wygląd tyłka kobiety w skali od 1 do 10.

                                C – wygląd piersi kobiety w skali od 1 do 5.

                                D – skłonność kobiety do całkowitej i nieuzasadnionej perwersji.

                                E – postawa kobiety typu „zrób ze mną na co masz tylko ochotę”.

                                F – skłonność kobiety do seksu analnego.

                                G – to, jak fajnie brzmi orgazm u tej kobiety w skali od 1 do 3.

                                H – długość pożycia.

 

Jakieś pytania?

leppus_28   
gru 16 2008 Bo to zła kobieta była...
Komentarze (0)

Kiedyś zapytałem Cię czy pamiętasz, jak się poznaliśmy. Gdy zobaczyłem Cię po raz pierwszy. Ten mroźny dzień, śnieg na ulicach. Ale Ty powiedziałaś, że nie pamiętasz. Nie pamiętałaś też innych momentów. A może się mylę. Może nie było Cię wtedy ze mną? Mogło tak być, że Cię nie było. Czasem znikałaś na całe miesiące. Ale ja o nic nie pytałem. Myślałem sobie: widocznie musi, kto ją tam wie... Ale jak kiedyś wyszłaś po mleko i nie było Cię 2 lata to stwierdziłem, że jednak przegięłaś. Coś we mnie pękło wtedy. Zwłaszcza był taki jeden moment, że stwierdziłem: coś jest nie tak. Wkurzyłem się i powiedziałem: „do diaska”. Ale potem się uspokoiłem. I ciągle czekałem. Zostawiałem światło włączone na korytarzu, żebyś sobie nie rozbiła łba jak będziesz wracać pijana. A to światło gaśnie co 5 minut, więc trudno mi było je ciągle trzymać zapalone. Musiałem być na nogach przez całą noc. Dopiero po roku wpadłem na pomysł z zapałką włożoną w przełącznik. Ale przez pierwszy rok było mi naprawdę ciężko. Ale nic nie mówiłem. Bo myślałem sobie: w każdym dobrym związku są jakieś niedociągnięcia. Były też i u nas. Np. mogliśmy się częściej kochać ze sobą. Albo przynajmniej raz... Ale Ty nigdy nie miałaś czasu. Nawet gdy nic nie robiłaś i przez tydzień siedziałaś na fotelu w salonie wąchając klej, to mówiłaś, że jesteś zajęta.

 

Wiem, że czasem nie układało się nam dobrze. Prawie wcale nie rozmawialiśmy ze sobą. Zwłaszcza od chwili gdy powiedziałaś: „nie chcę cię więcej na oczy widzieć”. To już się domyślałem, że coś jest nie tak. I jak Cię zastałem z tymi trzema nagimi facetami w naszym łóżku, a Ty powiedziałaś, że to Twoi kuzyni. No nie wiem, może rzeczywiście... Wtedy też nabrałem wątpliwości czy jesteś mi wierna. I też po trzecim dziecku, z których żadne nie było do mnie podobne. Ale myślałem sobie: może to tylko moja wyobraźnia? Może jestem zbyt podejrzliwy? Na pewno mogłem być lepszy dla Ciebie w różnych sytuacjach. Bardziej Cię wspierać. Chociażby jak przychodziła policja wypytując w sprawie tego włamania do warzywniaka. Ale skąd miałem wiedzieć że stwierdzenie: „nie, nie mam pojęcia co wyprawia wieczorami ta zdzira z którą mieszkam i nie interesuje mnie to” zostanie przez Ciebie tak źle odebrane. Nigdy nie potrafiliśmy się do końca dogadać. Pamiętasz jak obraziłaś się na mnie i nie odzywałaś przez miesiąc, bo powiedziałem że jesteś „spirytus movens” mojego życia, a Ty nie zrozumiałaś? I skojarzyło Ci się z czymś innym? To pewnie dlatego tak często raniliśmy się nawzajem. Ta rana po nożu, którą mam na udzie, do dzisiaj mi się nie goi.

 

Powiedziałem Ci kiedyś, że tak musi być, że to świadczy o ogniu namiętności który jest między nami. Pamiętam też jak zareagowałaś na to. Dostałaś takiego ataku śmiechu, że musiałem Cię zawieść na intensywną terapię. Zawsze mieliśmy różne poczucie humoru. Jak w dniu naszego ślubu, kiedy nie pojawiłaś się, twierdząc potem, że tylko żartowałaś. Dla mnie np. Twoje gotowanie było żartem. I to jak się ubierałaś. I Twoi znajomi. Ci wszyscy handlarze prochami, o których mówiłaś, że to „inteligentni i kulturalni młodzi ludzie”. Ale mimo to Cię kochałem. Nasza miłość była czysta nawet gdy okładaliśmy się pięściami, a Ty usiłowałaś wyrzucić mnie przez okno. Na pewno ja też nie byłem bez winy. Np. na kolejnym ślubie, gdy powiedziałem przy wszystkich, że wolałbym połknąć kij od szczotki niż ożenić się z Tobą. I trzech Twoich wujków skuło mi mordę żebym zmienił zdanie. A potem było już tylko gorzej. Popadliśmy w długi i nie okłamujmy się, głównie przez Ciebie. Na cholerę Ci było 42 pary butów? Nie wystarczyłoby Ci połowa tego? A jak powiedziałem kiedyś: może kupimy coś do jedzenia? Pamiętasz? Jak rzuciłaś się na mnie z pięściami na środku ulicy? A jak powiedziałem, że dzieci głodne chodzą, a Ty powiedziałaś: „pierdol się”. Pamiętasz?

 

A jak nabijałaś się z rozmiaru mojego członka? To nie było miłe. Czy ja się kiedykolwiek nabijałem z wielkości Twoich narządów rodnych? Co? OK. No może parę razy, ale nie robiłem tego często. A Ty robiłaś to co noc. Oczywiście o ile byłaś akurat w domu w tym momencie. Zresztę to nie było zbyt często. Więc może akurat tutaj był remis. Ale inne rzeczy? Te wszystkie skandaliczne i oburzające w Twoim wykonaniu? Te, co jak o nich opowiedziałem adwokatowi, to powiedział mi: „Ty się z nią nie rozwodź, ty ją po prostu zastrzel, masz tu pistolet”. I tylko masz szczęście że kiepsko strzelam. I że byłem zbyt pijany żeby dobrze przycelować. Ale za to ustrzeliłem wujka Mietka. Zawsze jakiś sukces. Nawet jeżeli nie całkiem zamierzony. Pamiętasz wujka Mietka? To ten, co twierdził, że umie łapać kule w zęby. Zawsze mówił, że jak zginąć to na wojnie. Więc w zasadzie powinien być zadowolony. Chociaż jego żona Eufryzyna miała mi o to długo za złe. Chyba z dwa miesiące się gniewała. Ale tylko oficjalnie. Bo po cichu przysyłała mi czekoladki z wdzięczności. Mówiła, że od kiedy jest sama jej życie seksualne ruszyło z kopyta. W ogóle nigdy nie przepadałem za Twoją rodziną. Banda ortodoksyjnych głupków. Myślą, że jak pokończyli najlepsze uczelnie, zarabiają miliony i mają udane życie osobiste to już czyni ich to kimś lepszym. Drażniły mnie te intelektualne konwersacje przy obiadku, te rozmowy na poziomie, żarty i anegdoty. Miałem tego serdecznie dość w pewnym momencie.

 

Ale przecież pomijając to wszystko byliśmy ze sobą szczęśliwi, czyż nie? Wiem że bywało ciężko, ale były też chwile piękne i wzruszające. Na urodziny i gwiazdkę zawsze kupowaliśmy sobie masę prezentów. Nie miało znaczenia co to było, bo byłaś z reguły zbyt pijana by stwierdzić co to jest. Cokolwiek dostałaś usiłowałaś od razu założyć to sobie na głowę. Powodowało to śmieszne sytuacje, ale czasem też groźne, dlatego po kilku poważniejszych wypadkach stwierdziłem że najbezpieczniej jest kupować Ci czapki. I właśnie taką Cię zapamiętam na zawsze. Z zimową czapką na głowie, powłóczącą nogami, zataczającą się i rozchichotaną. Pełną energii i szalonych pomysłów.

 

I właśnie z tego powodu uważam, że może powinniśmy spróbować jeszcze raz. To nic że mnie oszukiwałaś i zdradzałaś. Ja Ci to wszystko wybaczam. Tylko wróć do mnie, proszę. Bez Ciebie nic już nie jest takie samo. Sam nie potrafię niczego ugotować. Nie pamiętam jakiego koloru są moje ulubione czipsy. I nie umiem znaleźć dwóch pasujących do siebie skarpetek, choćbym nie wiem ile szuflad przetrząsnął. Sądzę też że z nikim nigdy nie będzie mi tak dobrze jak z Tobą. Myśl o tym, że teraz jesteś najcenniejszym skarbem dla kogoś zupełnie innego, jest dla mnie nie do wytrzymania. W końcu byłaś największą miłością mojego życia, czyż nie?

leppus_28