Komentarze (11)
Sądzę, że w każdą znajomość kobiety z mężczyzną wpisana jest pewna granica, której przekraczać nie należy. Każda relacja rozwija się tylko do pewnego punktu granicznego. Jego przekroczenie otwiera prawdziwą puszkę Pandory. To jest ten moment, kiedy wartościowy związek zamienia się w związek toksyczny. Gdy miłość przemienia się w nienawiść. Dojrzałość polega na umiejętności wyczucia, gdzie się znajduje ta granica i na powstrzymaniu się przed jej przekraczaniem. Jest to o tyle istotne, że mężczyzna w naturalny sposób nie jest skłonny zachowywać umiaru w niczym co robi. Najchętniej więc sypiałbym z wszystkimi swoimi znajomymi i najlepiej, jeżeli jest to tylko możliwe, od razu przy pierwszym spotkaniu. Niewątpliwie seks jest najpospolitszą tego typu granicą. To jest coś, co popsuło bardzo wiele pięknie rozwijających się przyjaźni między kobietą i mężczyzną. Może to brzmi sztucznie, ale naprawdę tak uważam. Dlatego istotne jest, by powiedzieć sobie „nie” w sytuacji, gdy przyjaźnimy się z kimś, kogo lubimy, ale kto seksualnie średnio nam się podoba. Bo seks z całą pewnością tę przyjaźń w tym momencie popsuje. Inną granicą jest granica zaangażowania się. Dana znajomość może być wyjątkowo fajna, póki jedna ze stron nie zacznie wydzwaniać i zakochiwać się w tej drugiej. I nie będzie wywierać presji na tę drugą osobę. To jest przykład, gdy wiąże nas z kimś poczucie humoru, ale osoba ta nie pasuje do nas jeśli weźmiemy pod uwagę zagadnienia poważniejsze. Gdy pozbawimy luzu tej znajomości szybko okaże się, że nie pozostało z niej nic. Są też takie znajomości, które są ciekawe dopóki są jedynie znajomościami na odległość. I samo spotkanie się ze sobą jest dla nich śmiertelne. Zabija je aspekt fizyczny. To coś, czego nie przeskoczymy, niezależnie od tego co sobie próbujemy wmówić.
Gdy już jesteśmy z kimś typową granicą jest czas. Byliśmy razem przez kilka lat i było nam dobrze z tą osobą. Ale w końcu zmęczyliśmy się sobą. Nie mieliśmy już sobie nic do powiedzenia. Już niczym się nie byliśmy w stanie zaskoczyć. I to jest ten moment, kiedy powinniśmy się rozstać. Po to, żeby się nie krzywdzić wzajemnie. Bo jeżeli czegokolwiek uczy nas doświadczenie, to tego, że gdy miłość raz zgaśnie, nic już nie jest w stanie jej ożywić. Gdy raz stracimy do kogoś zaufanie, to już żaden medyk nam nie pomoże. Nie da się odzyskać osoby, którą straciliśmy. Ani wierszami, ani kwiatami, ani niczym innym. A ludzie, którzy sądzili, że jednak da się, to ci, którzy zafundowali sobie piekło niekończącego się melodramatu. Czasem też drogi ludzi się po prostu rozchodzą. Byli ze sobą, dopóki ich życie wyglądało podobnie. Mieli podobne pragnienia i marzenia. Potem jednak życie jednego z nich się zmienia. Np. wyjeżdża zagranicę i już nic nie jest takie jak dawniej. Wtedy często od razu widać, że coś istotnego przestało działać. Należy wyczuć ten moment i rozejść się. Bo jeżeli ta miłość nie zdaje tego rodzaju egzaminu, to już nic dobrego z tego nie będzie. Bywa też taka sytuacja, że ludzie wiążą się ze sobą wyłącznie poprzez łóżko. Poznali się i porwała ich czysta namiętność. Byłbym bardzo daleki od potępiania tego typu związków. Wiem z doświadczenia, że mogą być one magiczne i niesamowite. I bardzo wartościowe w ogólnym rozrachunku. Ale też nie należy przekraczać w nich pewnej granicy. Tą granicą jest czasem wspólne życie, czasem posiadanie dzieci. Bo jest to coś, co nie pasuje do czysto fizycznego charakteru tego związku. Jeżeli poznałeś kogoś z kim jest ci cudownie w łóżku i niebywale podoba ci się ta osoba, ale niewiele was łączy i nie bardzo się dogadujecie poza łóżkiem, miej świadomość, że na jakimś etapie się to skończy. Że nie da się tego ciągnąć w nieskończoność. A próba ciągnięcia poza granice rozsądku daje straszne efekty. Takie, po których potem psychicznie bardzo trudno jest się pozbierać.
Zapytacie teraz pewnie, czy nie ma takich miłości i takich związków, które są owych granic pozbawione. Na pewno są. To te wszystkie wielkie nieśmiertelne miłości, o których każdy marzy, ale mało kto doświadcza. Np. ja nigdy takiej nie spotkałem. A wszystkie, których doświadczyłem, były owymi miłościami niepełnymi. Takimi, które gdzieś tam się zaczynają i gdzieś tam kończą. I być może właśnie tutaj dotykamy sedna problemu. Bo my zawsze pragniemy wierzyć, że to co widzimy, to jest ta miłość nieograniczona niczym. Jedyna w swoim rodzaju. Wieczna. I dlatego nie chcemy jej przerywać. Nie przyjmujemy do wiadomości, że się kończy. Nie chcemy się pogodzić z tym, że to tylko jedna z wielu, kolejna. Niedoskonała. Na pewno, gdybym wiedział wcześniej to wszystko co wiem teraz, wiedziałbym kiedy powinienem zakończyć znajomość z daną kobietą. I jakiej granicy nie powinienem przekraczać. I dzięki temu miałbym same tylko pozytywne wspomnienia. Ale czy tak się da? Nawet jeżeli wiem, że wszystko co złego mnie spotkało pod tym względem wynikało właśnie z tego błędu? Z zachłanności. I naiwności.