Był taki okres w moim życiu, gdy sądziłem, że wiele rzeczy popsułem. Czasem
patrzymy wstecz i zastanawiamy się, co by było gdyby. Gdybyśmy np. kiedyś
wiedzieli to, co wiemy dzisiaj. Gdybyśmy podjęli inne, lepsze decyzje. Gdybyśmy
stanęli na wysokości zadania. Podeszli do czegoś inaczej. Zachowali się w
sposób bardziej dojrzały. Bo mieliśmy jakąś miłość i pozwoliliśmy jej odejść.
Bo ktoś był nami zainteresowany, ale coś źle zrobiliśmy i wszystko się zepsuło.
Bo nie godziliśmy się na różne rzeczy. Nie potrafiliśmy pójść na kompromis. I
jest ten moment, kiedy zostajemy sami i jest nam źle. I mamy w sobie jedynie
wspomnienia tego co było i rozpamiętujemy je w nieskończoność. Żałujemy wtedy,
że tak się to wszystko potoczyło. Szukamy możliwości jak by się mogło potoczyć
inaczej. A co za tym idzie wbijamy sobie do głowy, że to nasza wina. Że trzeba
było pójść inną drogą. Wejść nie w te drzwi, w które weszliśmy. Że była szansa,
ale jej nie wykorzystaliśmy.
Sądzę, że to wszystko nieprawda. Że to złudzenie. Że wcale nie jest tak, że
cokolwiek popsuliśmy. I że dało się to zrobić lepiej. Uważam, że miłość ma to
do siebie, że się psuje i obumiera. I choćbyśmy nie wiem co robili, to nic na
to nie poradzimy. Ludzie są ze sobą przez kilka lat i wszystko układa się
między nimi dobrze. Ale kiedyś to się kończy. To, co ich łączy wypala się. I
nagle nie reagujemy już na siebie tak, jak to było na początku. Nie jesteśmy
gotowi pójść za sobą w ogień. Pojawiają się symptomy tego, że przestajemy sobie
ufać. I już nam się nie chce tak, jak nam się chciało kiedyś. Wreszcie
przychodzi ten dzień, to wydarzenie, które wszystko rozrywa. Ale to przecież
nie jest tak, że coś konkretnego, coś niezależnego od nas, zewnętrznego,
wszystko popsuło. Bo te więzi rozluźniały się już od dłuższego czasu. A to, co
się stało jedynie obnażyło całą sytuację. I spójrzmy prawdzie w oczy. Nie dało
się tego uniknąć. Nie dało się zrobić niczego, by to naprawić. Bo to nie my
decydujemy o tym, że miłość się pojawia i o tym, że znika. Nie mamy wpływu na
to, czy jakaś osoba zacznie szaleć na naszym punkcie. Czy będzie jej dobrze gdy
jej będziemy dotykać. Czy straci dech jak staniemy blisko niej. I nie mamy też
wpływu na to, że kobieta z którą jesteśmy traci zainteresowanie naszą osobą.
Oczywiście, że możemy się starać. Możemy ją uwodzić i obsypywać komplementami.
Zabierać na wytworne kolacje i kupować jej drogą biżuterię. Ale to wszystko i
tak toczy się swoją drogą. Bo kocha się niestety za nic. Możemy się zakochać w
kimś, kto nic a nic dla nas nie robi. Kto w ogóle nie zasługuje na nasze
uczucie. I nie czuć zupełnie niczego do kogoś, kto jest gotowy zrobić dla nas
wszystko. I nie jesteśmy w stanie tego zmienić.
Dlatego sądzę, że związki rozpadają się, bo miały się rozpaść. To nie jest
niczyja wina. To nie jest tak, że ktoś podjął złą decyzję, albo nie starał się.
Po prostu ludzie działają na siebie w określony sposób. I trzeba trafić na
kogoś, do kogo pasujemy. Czasem jest też tak, że przez jakiś czas pasujemy do
kogoś, a potem przestajemy. Kochamy się, a potem już nie. Podoba nam się jakaś
osoba, a potem nam się odwidzi. Stwierdzamy, że wcale nie jest ona taka fajna,
jak nam się wydawało. I trzeba się z tym po prostu pogodzić. Jeżeli komuś nie
jest z nami dobrze, należy mu pozwolić odejść. Jeżeli klocki nie pasują do
siebie to nie ma możliwości by sprawić, żeby pasowały. Ta zabawa polega na tym,
że pasują same. Nikt im nie każe, a same się przyciągają. Wcale się nie
staramy, a nie możemy od kogoś oderwać oczu. Próbujemy być chłodni i opanowani,
ale czujemy że zaczynamy drżeć, gdy ta osoba jest w pobliżu. I co tu w takiej
sytuacji można zepsuć? Albo poprawić? Tak po prostu jest, albo nie jest. Możemy
przekonać jakąś kobietę, by związała się z nami z rozsądku, ale nie jesteśmy w
stanie przekonać jej, żeby dostawała wypieków na nasz widok. Dlatego tak często
zobaczyć można pary zupełnie nie dobrane do siebie. Patrzymy na kogoś i
zastanawiamy się: co ta dziewczyna widziała w tym chłopaku? Albo on w niej.
Otóż nic. Bo do miłości nie trzeba wcale „czegoś”. Wystarczy chemia. I to jest
coś, z czym nie radzę się ścierać. Dziewczyna albo reaguje na nas, albo nie.
Albo się jej podobamy, albo nie. I tego nic co moglibyśmy zrobić nie zmieni.
Jeżeli nie ma chemii to należy sobie dać spokój i poszukać kogoś innego. Tak
samo jeżeli się ona wyczerpie w jakimś związku, należy to zostawić i pójść
sobie swoją drogą.
Tak samo jest z tymi wszystkimi romansami, które mają zwyczaj rozkwitać
bardzo burzliwie i szybko gasnąć. Poznajemy kogoś, kto strasznie nam się
podoba. Stwierdzamy, że to jest ta dziewczyna, na którą czekaliśmy całe nasze
życie. Jest piękna, szalona, inteligentna. Uwielbiamy jej głos, uśmiech i
włosy. To jak się porusza i jak się śmieje z naszych dowcipów. I tracimy głowę
dla niej. W swej nieskończonej naiwności zakładamy, że po prostu musi być
nasza. Że to przeznaczenie. A nade wszystko dlatego, że jesteśmy gotowi
wszystko zrobić, by ją zdobyć. Dosłownie po drabinie do nieba pójdziemy, by jej
tylko udowodnić naszą miłość. I uważamy, że jest to tak wielkie uczucie, że ona
po prostu nie jest w stanie się przed nim obronić. Że żadna kobieta nie odrzuci
czegoś takiego. Trzeba jej tylko zademonstrować skalę tego uczucia.
Demonstrujemy więc. Robimy wszystko, by jej zaimponować. Chcemy ją bronić i
chronić. Zabawiać i otoczyć opieką. Tymczasem ona wcale tego nie chce. Na niej
to nie robi takiego wrażenia, jakiego byśmy chcieli. My popadamy w szaleństwo,
a ona zachowuje dystans. To nas denerwuje i tracimy cierpliwość. A potem
plujemy sobie w brodę. I zastanawiamy się, co by było, gdybyśmy wszystkiego nie
popsuli. Gdybyśmy podeszli do sprawy spokojniej. Dojrzalej. Gdybyśmy zrobili
wszystko tak, jak trzeba. Tak jak ona tego chciała. Gdybyśmy nie zapalili się
do tego wszystkiego w tak dziecinny sposób.
Teraz wiem, że to wszystko fikcja. I pobożne życzenia. Bo prawda jest taka,
że nic się nie dało zrobić. Ta dziewczyna po prostu nie była dla nas. Bo
przeznaczenie niekoniecznie jest takie, jakie byśmy chcieli. To nie my
wybieramy osoby, które są nam pisane. Często trafiamy na te, które są dla nas
zupełnie nieodpowiednie i trzymamy się ich kurczowo. Nie przyjmując nic do
wiadomości. A tymczasem taki romans czasem po prostu nie chce się rozwijać. Bo
wszystko sprowadza się do wzajemnego zrozumienia, porozumienia ciał i umysłów.
Albo ono jest, albo go nie ma. Jeżeli mamy do czynienia z prawdziwą miłością, prawdziwą
namiętnością, to nie ma niczego, co moglibyśmy popsuć. Wręcz przeciwnie. Tej
drugiej osoby nie da się zniechęcić, jeżeli się na nas uprze. Choćbyśmy jej
dokładnie wytłumaczyli, że nic nie jesteśmy warci. Że jesteśmy nudni, nie mamy
charakteru, pieniędzy ani przyszłości. Że narobiliśmy w życiu całą masę głupot
i błędów. I tak nie uda nam się jej tego wyperswadować. I tak rzuci się na nas
i nie będzie chciała puścić. A jeżeli nie chce, to i tak nic jej do tego nie
przekona. I dlatego powinniśmy się wyluzować. Przestać cokolwiek rozpamiętywać
i zacząć patrzeć do przodu, a nie do tyłu. I szukać osób, które na nas reagują
tak, jak byśmy tego chcieli. Bo do tego wszystko się sprowadza.