Najnowsze wpisy, strona 22


lut 25 2009 Emocje piłkarskie
Komentarze (5)

Piłka nożna jest śmieszna. Człowiek całymi dniami czeka na jakiś wielki mecz. Liga Mistrzów. Pojedynek na szczycie. Lider ligi angielskiej przeciwko liderowi ligi włoskiej. Starcie tytanów. W obu drużynach aż roi się od gwiazd światowego futbolu. Każdy zarabia w ciągu jednego dnia tyle, co ja przez cały rok. Gazety i portale internetowe rozpisują się o tym, jak wielkie widowisko to będzie. Statystycy zasypują nas tonami bezużytecznych informacji. Twierdzą, że 13% bramek strzelonych przez jedną z drużyn pada po zagraniu lewą nogą przez zawodnika z numerem nieparzystym, pomiędzy szóstą i szesnastą minutą meczu. Komentatorzy podgrzewają atmosferę. Dziennikarze prześcigają się w wyszukanych metaforach i porównaniach. Na stadionie zasiada 90 tysięcy rozwrzeszczanych i doprowadzonych do histerii kibiców. Patos bije na głowę przemówienie inauguracyjne prezydenta Stanów Zjednoczonych. Człowiek jest podniecony tym bardziej niż ewentualną randką z Jennifer Aniston. Kupuje sześciopak piwa i rozemocjonowany okupuje dogodne miejsce przed telewizorem już na godzinę przed meczem. Potem rozbrzmiewa gwizdek i nic się nie dzieje. Przez 90 minut bezwładna kopanina. Żadnych bramek, żadnych strzałów na bramkę. Zamiast efektownych akcji kiks za kiksem. Piłkarze, zarabiający miliony i rozbijający się Ferrari nie potrafią prosto kopnąć piłkę. Z boiska wieje totalną nudą, a poziom przypomina polską Okręgówkę. Zawodnicy nie potrafią opanować nerwów. Wszystkie przedmeczowe prognozy nie sprawdzają się. Miało być masę bramek, a nie ma żadnej. Drużyna A miała atakować, ale nie atakuje. Drużyna B występuje w rezerwowym składzie, ale tego nie widać. W ogóle nie wiadomo za bardzo co się dzieje. Po kolejnym koszmarnie nieudanym zagraniu zaczynasz wiercić się na fotelu i stwierdzasz, że ktoś najwyraźniej nabija cię w butelkę. Z braku emocji zaczynasz się skupiać na rzeczach pozasportowych. Np. na urodzie piłkarzy. To jest jednak możliwe jedynie, gdy występują piłkarze włoscy. Wszyscy pozostali nie są zbyt ładni, a już szczególnie nieładni są Anglicy. Przynajmniej od czasu gdy David Beckham wyjechał za ocean. Np. w zespole Manchesteru United ładny jest tylko jeden Bułgar. Zresztą moim zdaniem bardziej interesujący są trenerzy niż piłkarze. Bo jakoś spoceni goście, którzy zajmują się jedynie bieganiem za piłką, kopaniem innych po kostkach i leżeniem na murawie, nie wydają mi się osobiście specjalnie interesujący. Natomiast kilku trenerów jest całkiem całkiem. Eleganccy, inteligentni, świetnie ubrani, przystojni. Jest na co popatrzeć, gdy nic się na boisku nie dzieje. Czyli przez większość czasu.

 

leppus_28   
lut 24 2009 Kontrasty
Komentarze (1)

Lubię kontrasty. I rzeczy, które pozornie nie kleją się ze sobą. Lubię np. ubrać się w koszulę i marynarkę, wyjść na ulicę i zachowywać się całkowicie nieodpowiednio. Albo pójść do domu handlowego i udawać, że jestem na łące. To zresztą bardzo ciekawa sytuacja w sensie psychologicznym. Gdy pojawia się człowiek, który działa na innych zasadach, ludzie zupełnie nie wiedzą jak mają się zachować. Z reguły blokują się i nie są w stanie wydusić z siebie nic sensownego. Są trochę jak kukły, z którymi można zrobić co tylko nam się podoba. Celny i niespodziewany żart działa tutaj jak cios w splot słoneczny. Potrzeba dobrych kilku minut, żeby przyszła nam do głowy odpowiednia na niego riposta. Ale wtedy jest już za późno. To powoduje, że jeżeli ktoś jest wystarczająco dynamiczny w tym co robi i mówi, to nie ma na niego siły. Można tylko obserwować to, co wyczynia. Nawet jeżeli jego żarty są dla kogoś obraźliwe, nikt mu nic nie zrobi. Bo nikt nie jest w stanie za nim nadążyć. Na takiej zasadzie działał Groucho Marx. Szybkość połączona z zaskoczeniem to broń absolutnie zabójcza. Współpracujące razem są w stanie rozbroić każdego, w każdej sytuacji. Wiedział o tym Witold Gombrowicz, który przed wojną wysunął pomysł, że należy rozśmieszyć Adolfa Hitlera. Bo jak się go tylko rozśmieszy, to stanie się niegroźny. I rozśmieszony nie będzie w stanie wywołać żadnej wojny światowej. Niestety nikt tego nie podchwycił, a szkoda.

 

To działa też w taki sam sposób jak kogoś podrywamy. Podrywanie polega na tym, że podchodzimy do jakiejś kobiety, której nie znamy, a która się nam podoba i mówimy jej to, czego się całkowicie nie spodziewa. Coś, czego nigdy w życiu nie słyszała, a być może też już nie usłyszy. Czym bardziej jest nietypowe to co powiemy, tym większe mamy szanse. Zaskoczenie jest w tym wypadku połową sukcesu. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli powiemy coś standardowego, to kobieta zareaguje na to standardowo, a standardowym zachowaniem kobiety w takich sytuacjach jest powiedzenie nam, żebyśmy się gonili. Osobiście więc radzę postawić wszystko na głowie. Gdy dziewczyna sądzi, że będziemy ją podrywać, nie podrywamy. Zaczynamy podrywać dopiero, gdy się tego nie spodziewa. Obserwujemy np. jakąś dłuższą chwilę, potem podchodzimy i mówimy: „chciałem tylko powiedzieć, że jesteś najpiękniejszą kobietą jaką dzisiaj widziałem, moje gratulację”, poczym nie czekając na reakcję odchodzimy. Przez następne 10 minut rozmawiamy ze znajomymi, ani razu nie patrząc się w jej stronę. Uważam, że nie ma takiej kobiety na świecie, której nie zaintrygowałoby takie zachowanie. Zakładam się o wszystkie pieniądze które posiadam, że sama podejdzie do nas, żeby się zaprzyjaźnić.

 

Uważam też, że tę metodę należy praktykować we wszystkich innych sprawach. Ilekroć nasze życie zaczyna być zbyt uporządkowane, należy coś z tym zrobić. Ilekroć jesteśmy w stanie logicznie wytłumaczyć dlaczego robimy coś, albo czegoś nie robimy, to błąd. Należy raz na zawsze uświadomić sobie, że logika to coś, co wymyśliła banda nieudaczników, którzy stale przesiadywali w domach nad książką od matematyki i nigdy nie udawało im się poderwać żadnej fajnej dziewczyny. Dlatego należy dać sobie z tym spokój. Odrzucić jakiekolwiek uzasadnienie i przyczynowo-skutkowość. I zacząć robić coś dla samej przyjemności robienia tego. Umawiać się z niewłaściwymi kobietami. Wchodzić wyłącznie w związki toksyczne i pozbawione perspektyw. Wiązać się z kobietami, które są dla nas zbyt młode i zupełnie do nas nie pasują. Które niezależnie od tego ile cech naszej idealnej partnerki sobie sformułujemy, nie posiadają żadnej z nich. Ale mimo to lubimy z nimi być i je dotykać. Wybierzmy sobie pracę, która nigdzie nas nie zaprowadzi. Ale którą lubimy. Ubierajmy się w coś, co zupełnie do nas nie pasuje. Kupmy sobie dom w dzielnicy, w której nikt nas nie lubi. Wybierzmy do życia kraj, w którym nic nie ma i nic ciekawego się nie dzieje. Marnujmy czas na zupełne nonsensy. Upijajmy się tylko gdy nie powinniśmy. Zarywajmy noce na bezproduktywne rozmowy, gdy rano musimy wstać do pracy. Przesypiajmy wszystkie wolne dni. Bądźmy rozrzutni. Pogrążmy się w długach. A zwłaszcza piszmy rzeczy, które niczemu nie służą. Które nikogo nie są w stanie niczego wartościowego nauczyć. A które są takie, jak my. Wyzwolone, niemoralne, zaskakujące i całkowicie po nic. Pytacie po co robić to wszystko? Po to, żeby czuć, że się żyje. Że nic a nic nas nie złamie. Że potrafimy zatonąć w niczym nie sprowokowanym entuzjazmie do życia. Potrafimy się cieszyć i skakać po meblach. I nie potrzebujemy na to żadnego uzasadnienia, żadnej przyczyny. Kocham ten entuzjazm. A nade wszystko kocham ten moment, gdy czuję, jak po kilku dniach melancholijnych wraca mi dobry humor. I wszystko wybucha we mnie z siłą bomby atomowej. I znowu uśmiecham się do kobiet, które widzę na ulicy. I wszystko jest tak, jak być powinno. Czyli całkowicie nienormalnie.

 

leppus_28   
lut 24 2009 Panowie inżynierowie
Komentarze (5)

Najgorszą rzeczą, jaką można powiedzieć dziewczynie, którą usiłujesz poderwać to to, że jesteś inżynierem. Pod tym względem dosłownie wszystko jest już lepsze. Nawet jakbyś sprzedawał pączki na ulicy to nie masz takiej krechy. Każda szanująca się kobieta, mająca minimalny przynajmniej temperament i w jakimkolwiek stopniu świadoma swojej seksualności od razu przestanie z tobą gadać. Nie ma drugiego takiego zawodu, który tak jednoznacznie kojarzyłby się z całkowitą nieudolnością wobec kobiet. Typowy inżynier to osoba, która nie tańczy, nie upija się i jest całkowicie wyzbyta jakiejkolwiek aury romantyzmu. To ktoś, kto nawet po pracy, będąc na imprezie, rozmawia wyłącznie o cudownie interesujących aspektach nowego prawa budowlanego, tudzież o projekcie kanalizacji, który udało mu się tego dnia spłodzić. Jego podejście do życia jest czysto techniczne. Wszystko układa mu się w dokładnie zaplanowany wzorzec. Każdy napotkany problem usiłuje rozwiązać w sposób stricte logiczny. Jednym słowem pod względem seksualnym jest kompletnie do niczego. Znalazłszy się w łóżku zachowuje się jakby zadanie, które ma wykonać niewiele różniło się od wymiany uszkodzonego sprzęgła w samochodzie. Komplementy nie przechodzą mu przez usta. Kolacji przy świecach nie lubi. Do gry wstępnej nie ma przekonania. Z reguły ma w życiu jedną kobietę, która na dodatek jest typem „żony inżyniera”. Jest brzydka, koszmarnie ubrana, posępna i trzeba się zawsze dobrze przyjrzeć, żeby stwierdzić, że w ogóle jest kobietą. Ich pożycie to typowy związek z rozsądku. Znaczy się przyjaźnili się i w pewnym momencie, w związku z tym, że nikt inny ich nie chciał, pobrali się. Nie ma w nich nawet krzty namiętności i nigdy nie było. Mają jedno albo dwoje dzieci i prawdopodobnie tyle też razy spali ze sobą. Żyją sobie spokojnie, wszystko mają zaplanowane na 20 lat do przodu. Niezależnie od tego co robią, czy jest to praca czy czas wolny, wyglądają tak samo. Jak ktoś, kto ma do zrealizowania poważne i uciążliwe zadanie. Z tego powodu są pracoholikami. Nie przeszkadza im, że zostaną w pracy 5 godzin dłużej, bo po jej zakończeniu i tak nie robią nic ekscytującego. Nigdy nie wydają niepotrzebnie pieniędzy, a gdy jadą samochodem, a ograniczenie prędkości jest do 60km/h to oni jadą 50. Spotykają się tylko we własnym gronie. Innych inżynierów, wszystkich bez wyjątku ożenionych i z przynajmniej jednym dzieckiem. Przy czym na inżynierskich prywatkach nie dzieje się za wiele. Wszyscy siedzą i gadają o pracy. Jedynymi ekscytującymi historiami są takie, że np. ktoś zapomniał upomnieć się o zaległy zwrot podatku, albo komuś popsuło się koło na środku ulicy. Gdy w tym towarzystwie znajdzie się przypadkiem ktoś z zewnątrz następuje zwykle lekki zgrzyt. Osoba nie czująca się inżynierem może bowiem wywołać jakiś temat, o którym panowie inżynierowie nie mają zielonego pojęcia. Np. coś o kobietach. Inżynier nie ma za dużego rozeznania co to jest kobieta i co niby należy z nią robić. W rezultacie zapytany wprost zawiesza się. Ma trudności z wypowiedzeniem słowa „seks”, a nawet gdy go wypowiada robi to w taki sposób, jak zwykł o tym mówić ksiądz. Czyli taki, który wywołuje wszelkie możliwe skojarzenia prócz seksualnego. W tego typu rozmowach najczęściej słyszy się mądrości w stylu: „kobiet to nikt nigdy nie zrozumie”. Istotnie. Typową sytuacją jest, gdy dziewczyna, która nieopatrznie zacznie umawiać się z jakimś inżynierem, wreszcie zrozumie swój błąd i pokaże mu drzwi. Inżynier wtedy nie jest w stanie zrozumieć, co się właściwie stało. Przecież wszystko było dobrze. Chodziliśmy sobie po ulicy, trzymaliśmy się za ręce. A ona nagle mi mówi, że jestem nudny i w ogóle nie ma już ochoty na mnie patrzeć. Inżynier nie jest w stanie tego zrozumieć, bo do miłości i życia podchodzi jak do naprawy przeciekającego kranu. I jedyne co go w tej sytuacji ratuje, to fakt, że istnieją kobiety w typie „żona inżyniera”. To jedyne, z których seksualnością pan inżynier jest zdolny sobie poradzić, bo takowej nie posiadają. I to jest sytuacja idealna. Bo pozwala inżynierowi skupić się na tym, co w życiu najciekawsze. Czyli na pracy.

 

leppus_28   
lut 23 2009 Czekanie
Komentarze (21)

Uwielbiam chodzić nocą po pustych ulicach. Lubię kościoły pozbawione ludzi i antykwariaty, do których nikt nie zagląda. I zapach sali kinowej na chwilę przed projekcją. Lubię się przyglądać twarzom osób, wychodzących w teatrze na przerwę po pierwszym akcie. I obserwować ludzi, którzy przechadzają się po galerii pełnej obrazów. Kocham te dni, gdy życie zatrzymuje się we mnie. Jakby ogień się wypalał, albo też gasł na moment. I nie zostawało nic, prócz ledwie dosłyszalnych jazzowych rytmów w tonacji B-moll. Gdy widzę, jak wszystko przesuwa się koło mnie, ale ja nie poruszam się nawet na milimetr. Być może jest to już kwestia wieku. Że wolę te dni, w których nic się nie dzieje od tych pełnych wydarzeń i zgiełku. I coraz częściej uciekam od wszystkiego. Od hałasu, od krzyku, gdzieś, gdzie nikogo nie ma. Gdzie mogę być sam na sam z samym sobą. A gdy myślę o życiu, łapię się na tym, że patrzę na nie jak na ciąg rzeczy, które już się wydarzyły. Które są już za mną, a nie przede mną. Wielka miłość już była. Ta pierwsza, najczystsza. Ta, która nie zadaje pytań i jest większa niż życie. Wielka namiętność też. Ta, od której ściany się chwieją i serce przestaje bić. Było też wszystko, co z tym związane. Rozstania, powroty, kłótnie i zdrady. Wielkie dramaty i scenariusze, których nikt by nie wymyślił, a gdyby to zrobił, nie uwierzono by mu. Życie tak uporządkowane, że aż zaczynamy się dusić. I tak chaotyczne, jak wtedy, gdy ktoś jest młody i głupi. Wielką karierę też mam już za sobą. Światowe życie, wielkie złudzenia. I spanie na ławce w parku. Brudne ulice, ale czyste sumienie. Zastanawiam się więc, co mi jeszcze zostało? Czego nie miałem, a mieć powinienem. Co powinno się stać, by krąg się domknął i by wszystko wróciło tam, skąd przyszło. Jak w idealnie pomyślanej chińskiej łamigłówce. I myślę sobie, że może jednego nigdy nie miałem. Choć to jedynie przeczucie, jak piękny sen, pełen natrętnej symboliki. Jasna, skąpana w wiosennym słońcu łąka. Lekki wiatr wiejący mi w twarz. I twoje piękne, niebieskie oczy, które dokładnie rozumieją to, co mówię. I śledzą każdy mój ruch. Wiesz, wczoraj śniłaś mi się. Byłaś dziwnie uczesana, lekko ekscentryczna. Obwieszona koralami. Pełna życia. Nie wiem czy naprawdę istniejesz. Być może że nie. Może jesteś jedynie wytworem mojej wyobraźni. Radosną halucynacją niewidomego włóczęgi. Delikatną nadzieją pozbawioną podstaw. Ale mimo to zaryzykuję i będę czekał na Ciebie. Aż któregoś dnia przyjdziesz i w jednym zdaniu, w jednym spojrzeniu i w jednym geście, wyjaśnisz mi, po co żyję. Wyregulujesz mi oddech, uspokoisz tętno, a gdy obudzę się w nocy z jakiegoś przykrego snu zakryjesz dłońmi moją samotność.

leppus_28   
lut 21 2009 Inteligencja u kobiet
Komentarze (6)

Gust odgrywa u kobiet taką samą funkcję jak inteligencja u mężczyzn. Kobieta nie musi być inteligentna. W tym sensie, że nie musi się orientować w teorii względności, ani znać dramatów Szekspira w oryginale. Wiedzieć, ile księżyców ma Jowisz (63) i sypać na poczekaniu cytatami łacińskimi. Nawet lepiej jeżeli nimi nie sypie. Bo takie rzeczy z reguły bardzo psują jej urodę. Nadmiar inteligencji zazwyczaj przechodzi u niej w zarozumiałość, co u kobiet, w przeciwieństwie do mężczyzn, jest cechą całkowicie niewybaczalną. Wystarczy, że nadrabia to naturalnością i urokiem osobistym. Ważne jest jednak, by miała wyczucie w stosunku do mężczyzn. Bo dzięki temu zadaje się z kimś, kto zna się na różnych rzeczach, na których ona znać się nie musi. Np. na piłce nożnej albo mechanice samochodowej. Istotny jest tutaj tradycyjny, od dawien dawna przyjęty podział ról. Przy kupnie nowego auta mężczyzna powinien wybrać markę, a kobieta kolor. Sytuacja, w którym albo jedno, albo drugie nie wywiązuje się z obowiązków typowych dla swojej płci, powoduje, że oglądamy potem na ulicy ludzi, jeżdżących różowym Renault Megane. Znaczy to, że w jakimś związku mężczyzna nie ma rozumu, a kobieta gustu. Czyli mamy najgorszy układ z możliwych.

 

Z tego powodu bardzo łatwo stwierdzić, czy jakąś dziewczyna ma coś w głowie jedynie przyglądając się temu, z kim jest związana i z kim się przyjaźni. Mówię o tym dlatego, że mężczyźni są wzrokowcami i mają przyrodzoną skłonność do przeceniania inteligencji kobiet. Tzn. każdy, gdy widzi ładną buzię, jest skłonny zakładać, że dziewczyna jest nie tylko atrakcyjna, ale ma też rozum i osobowość. Bywa że zakochuje się, zanim porozmawia z taką. A gdy porozmawia, jest już często za późno. Wtedy nawet wyraźne sygnały świadczące o tym, że ma do czynienia z idiotką interpretuje jako coś pozytywnego. Mówi: „ale ona jest fajna, nie ma pojęcia o niczym i wszystko trzeba jej tłumaczyć”. Albo: „jest strasznie zwariowana, ostatnio pracowała testując na sobie niesprawdzone leki na Alzheimera”. Dlatego miejscem, gdzie kobiety wypadają najlepiej, wręcz stworzonym dla nich, jest dyskoteka. Bo jest tam zbyt głośno, żeby dało się rozmawiać. I nawet gdy wychodzisz, to tak brzęczy ci w uszach, że nic nie słyszysz. A dodatkowo jesteś zbyt pijany i zbyt odurzony hormonami, żeby obiektywnie sprawę ocenić.

 

Tymczasem zasada jest taka, że idioci trzymają się idiotów. Głupota głupotę przyciąga. Jeżeli ktoś jest inteligentniejszy od otoczenia, w którym się znalazł, to trzyma się od niego z daleka. Dlatego też idiotki wiążą się z półgłówkami. Dziewczyny z tatuażami na plecach z mężczyznami z tatuażami na ramieniu. Fryzjerki i ekspedientki sklepów z bielizną z kierowcami ciężarówek i pracownikami biur ochroniarskich. Modelki z piłkarzami. Gospodynie domowe z zawodowymi wojskowymi. Jeżeli jakiejś dziewczynie nie przeszkadza, że chłopak jest chamem i ma w głowie siano zamiast mózgu, to nie oczekujmy, że ona ma w głowie cokolwiek. Włóżmy między bajki opowieści o tym, jak fajna i inteligentna dziewczyna, w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, tego, że przypadkiem „zawsze trafia na gnojków”, związała się z debilem. Bił ją, zdradzał i nie zajmował się dziećmi. Był świetnym gościem, ale popadł w złe towarzystwo i oni namówili go do złego. Rozpił się i wpadł w uzależnienie od narkotyków. A potem zabił 12 osób. Jest to kompletna bzdura. Żeby związać się z debilem trzeba samemu być debilem. To nie jest kwestia pecha czy zbiegu okoliczności. To, z kim się zadajesz świadczy o tym, kim jesteś. Jeżeli jakiejś dziewczynie nie przeszkadza, że prowadza się z kretynem, to świadczy o tym, że sama jest kretynką. Bo czemu się niby z nim związała? Dlatego, że był dla niej miły na pierwszej randce? Bo zajechał pod dyskotekę ślicznym czarnym BMW ze zdemontowanym tłumikiem? A może dlatego, że to on pierwszy do niej podszedł i zaproponował jej coś. A wszystkim porządnym i inteligentnym facetom zabrakło odwagi. Albo siedzieli akurat w domu, zajęci lekturą.

 

Nie wiem czy przemawia przeze mnie w tym momencie typowo męski szowinizm, ale bardziej byłbym skłonny wybaczyć facetom, którzy wiążą się z debilkami, niż odwrotnie. Mogę zrozumieć, że inteligentny gość potrafi stracić głowę na widok kobiety w czarnej, skórzanej mini. Poniesie go i stwierdzi, że dziewczyna jest tak rewelacyjna w łóżku i ma takie nogi, że wszystko można jej wybaczyć. Że nie musi mieć cokolwiek w głowie, bo w razie czego zda się na niego. To on będzie o wszystkim decydował. A jak się urodzą dzieci, to może nie będą bardzo mądre, ale za to będą śliczne. Mogę przyjąć do wiadomości taką sytuację, bo jest jednak istotna różnica między tym, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Bo kobieta, z którą się zwiążę i która okaże się niewychowaną wariatką, może mnie co prawda wpędzić w rozstrój nerwowy. Może mnie zdradzać i obrócić moje życie w kompletną ruinę. A zwłaszcza może mnie wykończyć nerwowo. Mogę się załamać przy niej i zanudzić. Ale mimo wszystko nie może mnie pobić ani wykorzystać seksualnie. Nie przyprowadzi mi do domu zgraję kolegów, którzy dopiero co wyszli ze stadionu piłkarskiego, z meczu ŁKS Piła-Górnik Radzionków. Nie przepije ostatnich pieniędzy i nie będzie mnie traktowała jak szmatę.

 

Dlatego, gdy wiążecie się z jakąkolwiek dziewczyną, która wcześniej z kimś już była, radzę wam dokładnie przyjrzeć się, kim jest ta osoba. I lepiej żeby była nudziarzem niż bandytą. Kiedyś znałem dziewczynę, która zanudzała mnie opowieściami o tym, jak to jej poprzedni chłopak był nienormalny i znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Ale gdy zapytałem, dlaczego w takim razie z nim była, okazało się, że nie jest w stanie podać nawet jednego sensownego argumentu. Sama przyznała, że nie wie, bo gość nie był ani przystojny, ani inteligentny. Ot, tak wyszło. Zbieg okoliczności. „Kochanie, dzisiaj wyprałam ci spodnie używając proszku do pieczenia, natomiast proszek do prania wsypałam do ciasta. Nie pytaj mnie dlaczego, nie umiem wytłumaczyć”. Uwielbiam tę całkowitą nieumiejętność przeanalizowania sytuacji, jaką z reguły prezentują kobiety. To coś, co powoduje, że mężczyzna, który wykazuje się tupetem w stosunku do nich, ma ogromne szanse powodzenia, jako że tupet jest jedyną cechą, którą kobiety zawsze potrafią zauważyć. Z innymi natomiast mają problemy. Zawsze są zaskoczone, jak szanowna wielka miłość ich życia, wymarzony książę z bajki, zachowuje się po alkoholu. Nie mogą wyjść ze zdumienia, że chłopak, który poderwał je na dyskotece, który tak doskonale tańczył i całował, i zaciągnął do łóżka na pierwszej randce, nie jest takim dżentelmenem, jak by się to mogło wydawać. I po miesiącu nie traktuje je już tak dobrze, jak na samym początku.

 

I dlatego jestem sceptyczny w stosunku do kobiet. Zwłaszcza tych bardziej atrakcyjnych. Idę na dyskotekę, bo uwielbiam tańczyć i muszę się raz na jakiś czas wyszaleć, ale nie mam zamiaru nikogo tam poznawać. A gdy widzę laski, które kleją się do mnie, staram się trzymać od nich z daleka. Nic mnie tak nie odstręcza, jak widok chętnej panienki po alkoholu. Ja tu przyszedłem się wyskakać i nawygłupiać. Mogę ewentualnie poprzyglądać się jakimś ładnym i koniecznie dobrze tańczącym dziewczynom. W końcu też jakieś tam hormony mam w sobie i nie mam zamiaru zaprzeczać że nie. Ale nie mam najmniejszej ochoty, żeby się z nimi poznawać bliżej. Zwłaszcza, że one same mnie nie zaczepią. Będą czekać, aż zrobię to pierwszy, a jak ja tego nie zrobię, to zrobi to ktoś inny. Nie mam też ochoty ich dotykać, bo nie odczuwam przyjemności, gdy dotykam kogoś, kogo dopiero co poznałem. Nawet jeżeli wygląda jak Monica Bellucci. I gdy mnie ktoś obcy dotyka na parkiecie, to wpadam w lekką irytację. Udana noc to dla mnie taka, kiedy nie dałem się nikomu poderwać. Wyszalałem się, ale nikt mnie do łóżka nie zaciągnął. Wypiłem jakąś ilość alkoholu, ale nie dałem się zwariować.

 

Powiedzmy, że jestem nienormalny. I zachowuję się w sposób całkowicie niemożliwy do wytłumaczenia jakiemukolwiek innemu facetowi. Bo się na nikogo nie rzucam. Bo nie reaguje na kobiety jak na okazję, którą trzeba chwytać, bo chwyci ją ktoś inny. Bo widzę atrakcyjną dziewczynę, która wysyła mi wszystkie możliwe sygnały, że się jej podobam, ale ja nie wykazuję zainteresowania, żeby ją podrywać. Nie interesuje mnie, by zakończyć ten wieczór w czyimś łóżku. Mam też dokładnie gdzieś, w jakim łóżku zakończy go ona. To nie jest moja sprawa i to nie jest mój świat. I nie jest to w żadnym wypadku kwestia moralna. Po prostu nie czuję tego. Odmawiam uczestnictwa w wyścigu po jak najlepsze geny dla naszych przyszłych dzieci. Nie zależy mi. Moje geny to moja sprawa. I jeżeli sądzisz, że stracę dla ciebie głowę wyłącznie z tego powodu, że mi się podobasz, to się bardzo mylisz. Ja nie jestem standardowym głupkiem, który się pojawia w takich miejscach. I zdaję sobie sprawę, że nic nie rozumiesz z mojego zachowania. Ale skoro mnie nie rozumiesz, po co chcesz ze mną sypiać?

 

leppus_28