Najnowsze wpisy, strona 24


lut 13 2009 Chmurki i humorki
Komentarze (7)

Że też nikt nigdy nie napisał „Historii Ludzkiego Przygnębienia”. Monografii wszelkich możliwych depresji. Leksykonu marudzenia. Księgi załamań nerwowych i humorów w sześciu tomach. Chciałbym mieć taką książkę i móc ją postawić na eksponowanym miejscu, pomiędzy "Protokołami Mędrców Syjonu" i dziełami zebranymi Lenina. Trochę na lewo od literatury new age i w bliskiej odległości od astropaleontologii. To jest dopiero temat do zgłębiania dla umysłów ścisłych! To jest pole do popisu dla psychologów, psychiatrów, socjologów i innych hochsztaplerów. Ja zresztą chętnie dorzuciłbym swoją cegiełkę do takiego opracowania. Bo zagadnienie to fascynuje mnie od zawsze. I mam na jego temat całe mnóstwo przemyśleń. Można nawet uznać niniejszy tekst za rodzaj wstępu do takiego dzieła, które zresztą jak znam życie pewnie nigdy nie powstanie. Pozostając na zawsze, tak jak wiele innych rzeczy, jedynie w obszarze mojej wyobraźni. Nieuchwytne niczym polskie tłumaczenie „Szatańskich Wersetów”, tudzież dzieła kabalistyczne.

 

Niewątpliwie historia depresji jest tak samo stara jak ludzkość. Według niektórych źródeł cierpiał na nią już biblijny Adam, będąc jeszcze w Raju. Inni twierdzą, że Bóg starożydowski wykazywał dalece posuniętą hipochondrię. O czym świadczą nagłe zmiany nastrojów, mściwość, zaprzeczanie samemu sobie. Nie wiadomo tylko z czego się ona brała. Bo to, że miała podłoże genetyczne, albo była efektem niewłaściwego wychowania należy raczej odczucić. Potem natomiast było coraz gorzej. Na nieuzasadnione niczym przygnębienie cierpieli najwięksi wodzowie, mężowie stanu i najświatlejsze umysły. Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Napoleon, to tylko najbardziej jaskrawe przykłady. A z artystów Wolter, Beethoven, Van Gogh, no i oczywiście Witkacy, który wręcz specjalizował się w depresjach. Angielski przywódca Winston Churchil był stale w złym humorze. Podobnie jak Józef Stalin. Nic dziwnego, że podczas konferencji w Jałcie najbardziej radosny i sypiący dowcipami (zresztą nie najlepszymi) był prezydent Roosevelt, jeżdżący na wózku inwalidzkim i cierpiący na polio. Ogólnie cała historia ludzkości, a w szczególności XX wiek, to przykłady kolejnych załamań nerwowych rozmaitych ludzi. Nic dziwnego, że obecnie, dzieci czytając o tym w szkole, załamują się jeszcze bardziej i samo obcowanie z historią jest dla nich źródłem daleko posuniętego zgorzknienia.

 

To samo widzimy dzisiaj na ulicach, w pubach, w sklepach i w biurach. Człowiek jest istotą przygnębiającą się bez żadnego wyjątkowego powodu, natomiast rozśmieszyć go, jest bardzo trudno. Smucimy się chętnie i z najróżniejszych przyczyn. Że idziemy do pracy i że nie idziemy. Że jest zimno, albo że jest gorąco. Że za dużo pracujemy, albo że za mało. W końcu że nas nikt nie kocha. To ulubiony powód. Jesteśmy brzydcy i do niczego. Nikt nas nie lubi. Nawet gadać z nami nie chcą. Twierdzą, że jesteśmy stale w złym humorze i to jest właśnie powód naszego złego humoru. Nie mamy pracy, a jak mamy, to się boimy że możemy ją stracić. Jesteśmy samotni. Albo jesteśmy z kimś, ale nie podoba nam się ta osoba. Chocielibyśmy być z kimś innym, ale ta osoba nas nie chce. Rodzą nam się dzieci, których nie lubimy. Zostają mechanikami samochodowymi, zamiast lekarzami i nigdy nie wysyłają nam kartek bożonarodzeniowych. W dodatkowe przygnębienie wprawia nas oglądanie telewizji. Ale jak wyłączymy telewizor to jest jeszcze gorzej. Zaczyna wtedy panować totalna nuda. Inni ludzie nas drażnią i wkurzają. Wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. Z rozpaczy sięgamy po alkohol. Upijamy się, a pijani smucimy się jeszcze bardziej. Bo dopiero wtedy dociera do nas cały ogrom bezsensowności wszystkiego, co nas otacza. I wiemy, że to już koniec. Nic tylko wziąć sznurek i się powiesić.

 

A drugi tom dzieła to będzie „Historia Samobójstw”. Dzieje najrozmaitszych pomyleńców, postrzeleńców i obszczymurków, którzy w toku błyskotliwego wywodu logicznego doszli do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie strzelić sobie w łeb, podciąć sobie żyły, rzucić pod pociąg, skoczyć z dachu, wypić kwas solny albo podłączyć do prądu. Panowie. I panie. Dzisiaj wieczorem piję zdrowie wasze i waszych cudownych odchyleń umysłowych! I dziękuję wam za wszystko. W imieniu partii i światowego proletariatu.

leppus_28   
lut 13 2009 Wieczności smutek
Komentarze (5)

Spotkała się chwilka z wiecznością.

 

Wieczność powiedziała: - Jestem wszystkim, czego ludzie pragną. Wszystkim, do czego dążą. Jestem pragnieniem i spełnieniem. Nieskończonością. Przy mnie wszystko jest malutkie i nie ważne. Królowie upadają, imperia walą się w gruzy, miłość umiera. Twarze blakną, słońce się wysłonecznia, a najpiękniejsze wiersze przykrywa kurz. I nie pozostaje nic. Tylko żal i wspomnienie. Naga wypalona ziemia. Bez Ciebie, bez jutra...

 

A na to chwilka: - Być może...

 

leppus_28   
lut 12 2009 Być kobietą, być kobietą
Komentarze (13)

Ostatnio ilekroć jestem w jakimś nocnym klubie, albo mówiąc inaczej na dyskotece, wychodzę stamtąd wkurzony i poirytowany. Przy czym zdziwicie się. Wcale nie chodzi mi o to, że nie udaje mi się nikogo poderwać. Ani o intelektualny i moralny upadek otaczającego mnie świata. Prawdę mówiąc tego typu sprawy nie zajmują mnie bardziej niż to, kto wygra debla w najbliższym Wimbledonie. To, co mnie wkurza to fakt, że nie jestem kobietą. I choćbym nie wiem co zrobił, to się tak poruszać nie będę. Choćbym nie wiem ile trenował, w domu, przed lustrem, to na parkiecie będę nieodmiennie wyglądał jak każdy facet. Czyli będę tylko tłem, epizodem, dodatkiem do tego, co tańczy koło mnie. Ja oddałbym wszystko, żeby mieć tę grację, tę subtelność. Tę umiejętność zatrzymania się w pół słowa, gry niuansów, poezji niedomówień. Bo kobieta ma w sposób naturalny dane coś, do czego mężczyzna musi dopiero dojrzeć. Gust, takt, wrażliwość, skłonność do czystości i porządku. Jeżeli mężczyzna chce się zbliżyć do czegoś takiego, choćby na chwile, do takiego przeżywania wszystkiego, to nie ma wyjścia: musi zostać artystą. Być malarzem, albo pisarzem, albo czymś w tym stylu. By choć na moment móc zatrzymać to, co się przelewa bezustannie wokół nas. Żeby się czymś głębiej zachwycić. No i ile to się człowiek musi namachać tym długopisem, tudzież innym pędzlem, żeby osiągnąć to, co kobieta potrafi zrobić jednym gestem, jednym uśmiechem. Jakby na to nie patrzeć, to jest po prostu niesprawiedliwe.

 

Jako kobieta wystarczyłoby, że byłbym piękny i już byłbym ustawiony. Najmądrzejsi faceci traciliby dla mnie głowy, a poeci pisaliby wiersze na moją cześć. Przy czym ja wiem, że bycie kobietą ma też minusy. Poród, menstruacja, depilacja, operacyjne usunięcie rozstępów, to są wszystko rzeczy, których żaden mężczyzna by nie przeżył. Nawet Mickey Rourke. Ja na samą myśl dostaję gęsiej skórki. Ale z drugiej strony jest ten cały kosmos doznań i wrażeń, o których my, mężczyźni, możemy tylko pomarzyć. Przecież seksualność mężczyzny w porównaniu z seksualnością kobiety to jest jak hulajnoga w porównaniu do Jumbo Jeta. Mężczyzna ma jedną strefę erogenną, a kobieta - 318! I to na całym ciele! To się wprost w głowie nie mieści! Poza tym ja bym tak chciał, żeby mnie ktoś pouwodził, pozabiegał o mnie, starał się. Prawił mi komplementy. Przecież to musi być cudowne. Kwiaty mógłby sobie darować. Ale mógłby być np. szarmancki, otwierać drzwi przede mną i zapraszać do drogiej restauracji. I to wyłącznie z tego powodu, że chce się ze mną przespać. To byłoby miłe. I jeszcze zawsze mógłbym się wykręcić, bólem głowy, napięciem przedmiesiączkowym, czymkolwiek. On by i tak nie rozumiał o co chodzi. Naprawiałby mi kran w kuchni, jakby się popsuł i koło w samochodzie. A pozostałe obowiązki podzielilibyśmy po połowie. W ramach równouprawnienia. Jeżeli w łóżku byłoby coś nie tak, to zawsze byłaby jego wina. Bo mnie nie rozumie, nie potrafi mnie rozpalić i myśli tylko o sobie. A jak byśmy się rozchodzili, to bym zabrał dzieci, a on by mi musiał płacić alimenty. No normalnie żyć nie umierać.

 

I moim zdaniem to jest tylko jeden prawidziwy minus bycia kobietą. To, że musiałbym się zadawać z tymi wszystkimi wkurzającymi, pozbawionymi wyobraźni i ogłady gnojkami. Facetami. Brrr...

 

leppus_28   
lut 09 2009 Szalone życie
Komentarze (8)

Kochana dziewczyno. Piszę do Ciebie, bo wiem, że się wachasz, czy pokochać i zaufać, czy jednak nie. Ja rozumiem. To trudna decyzja, obarczona poważnymi konsekwencjami. Jakże wiele jest elementów, które trzeba w takiej sytuacji wziąć pod uwagę. Bo przecież wszyscy szukamy tej jednej, idealnej dla nas osoby. Ja z mojej strony nie chciałbym Ci obiecywać zbyt wiele. Że wszystko między nami zawsze będzie tak cudownie jak teraz. Że nie będzie problemów, a te które się pojawią będziemy umieli bez wysiłku rozwiązać. Ale jedno mogę Ci obiecać ponad wszelką wątplwiość. A mianowicie życie pełne uniesień i szaleństwa. Takie, które porwie Cię, że aż poczujesz, jakbyś się znalazła na rozpędzonym rollercoasterze.

 

Np. wstajemy rano i robimy razem śniadanie. Potem idziemy do pracy. Wieczorem jedziemy po zakupy do domu handlowego. Powiedz mi. Czy może być coś bardziej ekscytującego od tego? Gdy idziesz po koszyk. Stoisz w kolejce do kasy. Gdy buszujesz między regałami, w poszukiwaniu swojego ulubionej puszki z zielonym groszkiem. A następnie pakujesz to wszystko do bagażnika i odjeżdżasz. W takich sytuacjach zdażyć się może wszystko. A potem siadamy razem przed telewizorem i oglądamy nasz ulubiony program. Adrenalina skacze. Krew szybciej buzuje w naszych żyłach. Człowiek wreszcie czuje, że żyje. A raz na tydzień przychodzi weekend. Ten czas totalnej nieodpowiedzialności. Upojnych doznań. Możemy np. leżeć w łóżku do południa. W środku dnia obiadek w wykwintnej restauracji. Wszyscy pięknie wystrojeni, jedzenie idealne. Moje kolano przypadkiem dotyka Twojego i oboje czujemy ten sam erotyczny prąd przepływający przez nasze ciała. Tak, że aż podstakujemy do góry. A wieczorem idziemy do kina. Zatapiamy się w jakąś cudownie sfotografowaną historię miłosną. Czy mogłabyś sobie wyobrazić coś bardziej podniecającego?

 

Gdy wracamy do domu widzę, że kręci Ci się w głowie. Że jesteś oszołomiona. Że nie nadążasz za potokiem zdażeń. Staram się więc nie naciskać, ale zwolnić nieco. Robię Ci Twoją ulubioną herbatkę ziołową, przynoszę krakersy. Dla rozładowania nadmiaru wrażeń opowiadam o swojej pracy. Ale unikam przy tym jakichś wielkich słów. Staram się udawać, że jest ona zwyczajna, a nawet nudna. Że nic się w niej nie dzieje. Ale widzę w Twoich oczach, jak się zapalasz do tego, o czym mówię. Jak łykasz każde moje słowo. Jak dopytujesz się o każdy, z pozoru nieistotny techniczny szczegół. Wreszcie nie wytrzymujesz i dajesz się porwać temu, co się w nas dzieje. I Twoje usta zupełnie niespodziewanie znajdują moje usta. I całujemy się ze sobą. Omdlewasz w moich ramionach. Nasze upojenie nie zna granic. Delikatnie dotykam dłonią twego ramienia i oboje czujemy, że w swym szaleństwie posuwamy się zbyt daleko. Że jesteśmy w takim stanie, że nie jesteśmy już zdolni się kontrolować. I padamy na łóżko wyczerpani, zmęczeni, nasyceni sobą do granic możliwości. I zasypiamy zdyszani i spełnieni, wtuleni w siebie niczym jedna wielka szczęśliwa rodzina reniferów...

 

Przepraszam. Poniosło mnie trochę. Wiem, że to co do Ciebie piszę, jest wysoce niestosowne. Że jest zupełnym nietaktem z mojej strony. W końcu spotykamy się dopiero od miesiąca. A ja już mówię o dotykaniu się i zasypianiu razem. Wybacz. Chcę tylko powiedzieć, że jestem pewien, że właśnie przy mnie przeżyjesz najbardziej szalone rzeczy w swoim życiu. Bo wiem, że sama jesteś bardzo spontaniczną, wyzwoloną z konwenansów osobą, pełną dzikich, zwariowanych pomysłów. Dlatego sądzę, że wyjątkowo pasujemy do siebie. Napisz proszę, co o tym myślisz. I jakie dokładnie kanapki lubisz? Wolisz jak szynka jest na serku, czy serek na szynce? Twój na zawsze...

leppus_28   
lut 09 2009 Historia pewnego piłkarza
Komentarze (2)

Wyjątkową postacią światowego sportu jest obrońca Barcelony Carles Pudżol. Nie wiem jednak czy zdajemy sobie w pełni sprawę, jak wspaniałym i niepowtarzalnym jest on zawodnikiem. Jako fan zespołu Barcelony i jego w szczególności postanowiłem objawić całą skalę jego wspaniałości. I zebrać w jednym miejscu wszystkie informacje go dotyczące. Oto co udało mi się stwierdzić, ponad wszelką wątpliwość zresztą:

 

1. To Pudżol ustala, czy jest gol czy go nie ma. Za każdym razem też, gdy jest gol, Pudżol wie to już wcześniej i wyraża na to swoją zgodę.

2. Cechą charakterystyczną Pudżola jest jego całkowita nieomylność. To, że czasem zauważamy jakieś jego błędy wynika jedynie z faktu, że będąc istotami niedoskonałymi nie jesteśmy w stanie go zrozumieć.

3. Mocą decyzji podjętej przez Pudżola Puchar Ligi Hiszpańskiej nie nazywa się już Pucharem Ligi Hiszpańskiej, ale Pucharem Pudżola i przysługuje dożywotnio Pudżolowi.

4. Każdy człowiek żyje jedynie tak długo jak zechce Pudżol. Od jego decyzji nie ma odwołania.

5. Pudżol nigdy nie upada. Jest to tzw. pierwsza zasada Pudżola. Jeżeli Pudżol upada, to są dwie możliwości wytłumaczenia tego fenomenu. Albo w istocie nie upada, albo to nie Pudżol.

6. Jak wiadomo Bóg stworzył cały świat, ale nie Pudżola. Gdy Bóg przyszedł, Pudżol już był. I to Bóg musiał mu pierwszy powiedzieć „dzień dobry”. Także gdy Bóg stwarzał świat zapytał Pudżola jak ten ma się nazywać. To dzięki Pudżolowi świat nazywa się świat.

7. Pudżol gdyby chciał mógłby być kimkolwiek. Ale nie chce. Woli być Pudżolem i trudno mu się dziwić.

8. Wyjątkową rzeczą są włosy Pudżola. W nich tkwi jego moc. Pozbawiony swych włosów Pudżol nie byłby już Pudżolem. Nikt nie ma prawa dotykać włosów Pudżola. Kto ich dotknie, zostanie zabity. Z tego powodu w Barcelonie nie pozostał przy życiu praktycznie żaden fryzjer.

9. By zachować swe włosy w doskonałym stanie Pudżol myje je przynajmniej 8 razy dziennie. Za każdym razem mycie, wraz z suszeniem, trwa przynajmniej 12 godzin. Pudżol używa specjalnego wywaru zamiast szamponu do włosów. Jest on otrzymany z potu tybetańskich jaków, zmieszanych z moczem młodych szympansów. Ścisła receptura przechowywana jest pod kluczem i strzeżona jako największa tajemnica państwowa.

10. Tylko Pudżol ma prawo do noszenia włosów, znanych jako włosy Pudżola. Stosowną dyspensę na włosy otrzymał on osobiście od papieża. Pozostali piłkarze muszą nosić włosy krótko ostrzyżone, a niektórzy w ogóle nie mają prawa mieć włosów.

11. Gdyby Pudżol chciał mógłby z powodzeniem występować na bramce Barcelony. Same jego włosy zajmują powierzchnię ok. 52% powierzchni bramki, nawet gdy są zbite w sobie. Rozpuszczone natomiast zajmują 103% bramki, co czyni strzelenie bramki przez przeciwnika niemożliwym.

12. Z racji swej doskonałości Pudżol często czuje się samotny. Siada wtedy i płacze. Jego łzy, znane jako Łzy Pudżola, nie są jednak zwyczajnymi łzami. Według mitologii pewnego indiańskiego plemienia z Ameryki Południowej mają one działanie lecznicze. Spożywanie Łez Pudżola powoduje, że człowiek staje się niepokonany.

 13. Pudżol mógłby też sam występować na boisku, grając na wszystkich pozycjach na raz, włącznie z pozycją bramkarza. Że tego nie robi jest to wyłącznie rezultat jego humanitarnego podejścia do przeciwnika.

 14. Mówienie o Pudżolu jako o człowieku nie jest właściwe, z racji posiadania przez niego zbyt dużej ilości elementów mechanicznych. By zapewnić jego odpowiednią twardość przed każdym meczem Pudżol otrzymuje 88 zastrzyków w różne części ciała, które czynią go niezniszczalnym.

 15. Z racji swej twardości istnieje trudność związana z budzeniem Pudżola. By go obudzić zbierają się wszyscy gracze klubu, włącznie z rezerwowymi i po kolei uderzają w jego głowę metalowym kijem. Nieżadko trwa to kilka kwadransów.

 16. Z racji swojej niezwykłej skuteczności Pudżol jest określany jako serce, płuca, tors, ręce, głowa i nogi Barcelony. Praktycznie więc wypełnia sobą cały ten klub, a w rzeczywistości znacznie więcej.

 17. Według ostatnich ustaleń historyków futbolu Pele był Pudżolem lat 60-tych.

 18. Należy pamiętać, że nadużywanie słowa Pudżol może spowodować śmierć, albo coś jeszcze gorszego.

 19. Kiedyś przyszedł do Pudżola Chuck Norris. Od tej pory nie widziano go już więcej.

 20. Można stworzyć też wiele czasowników, od nazwiska Pudżol. Np. pudżolować (robić rzeczy niemożliwe), albo pudżolić (porywać się na nieosiągalne). Czasem spotyka się też wyrażenia typu „odpudżol się ode mnie”, ale są one wysoce niecenzuralne.

 

leppus_28